Droga do Tajemnicy
Poranna medytacja była dobra.
Medytacja zawsze jest dobra. To niezwykłe jak bardzo potrafi zmienić nasz "zaspany" punkt widzenia, kiedy wstaje się z łóżka zawsze za wcześnie a w dodatku za oknem deszcz i ciemno i...
A tu wystarczy pół godziny medytacji, żeby wzeszło słońce i dzień stal się darem a ludzie piękni!
Pół godziny medytacji jako odkrycie tajemnicy sukcesu jak pięknie zacząć dzień i jak dobrze go przeżyć.
" Droga do Tajemnicy". Czy można znaleźć lepszy tytuł. Wystarczy, że ktoś przeczyta i nie da rady, żeby sie oparł pokusie zajrzenia do treści, bo jak można zlekceważyć kogoś kto zna drogę do tajemnicy? Szczerze mówiąc, to powinienem napisać, że nie znam, ale wtedy nikt dalej by nie czytał. Zatem nie rezygnujcie, bo ...
nam Kogoś kto ją zna.
Zanim jednak coś więcej na ten temat, to jedna uwaga na początek, która trzeba uwzględnić. Odkrycie Tajemnicy wymaga spełnienia pewnych warunków. Jedne z nich i to bardzo ważny, to zaangażowanie, więc jak ktoś nie ma ochoty się angażować niech dalej nie czyta. I nie mówię o zaangażowaniu tak trochę. Myślę o zaangażowaniu, które jest pójściem na całość. Inaczej niestety ale Tajemnica się nie objawi.
Pisząc to wracam myślą do wczorajszej Ewangelii. Znana wszystkim przypowieść o ubogiej wdowie, która w odróżnieniu od wszystkich innych wrzucających do świątynnej skarbony to, co im zbywało, wrzuciła wszystko, co miała. Całe swoje mienie. Dla mnie Jezus jest niezwykłym obserwatorem życia i ludzkiej natury. Bo czyż rysowany w tej przypowieści przez Chrystusa obraz nie jest obrazem naszej duchowej kondycji czy jak kto woli życia duchowego.
Jak często zdarza mi się rozmawiać z ludźmi, którzy przychodzą do konfesjonału ze swoimi życiowymi problemami: osobistymi, rodzinnymi, zawodowymi. Nieraz są to prawdziwe dramaty, z którymi człowiek nie radzi sobie zupełnie. Zatem wydawało by się, że dokonuje najwłaściwszego wyboru, przychodzi do Jezusa, żeby zapytać Go co począć. I kiedy próbuję zaproponować wejście głębiej i z większym zaangażowaniem w modlitwę zwykle albo odchodzą rozczarowani albo mówią: "ale skąd wziąć na nią czas?"
Przepraszam za stwierdzenie, ale dla mnie to naiwne liczyć, że Chrystus coś zrobi w naszym życiu, jeśli posadzimy Go na tylnym siedzeniu w naszym samochodzie, któremu na imię życie nie będąc w stanie wypuścić z rąk kierownicy. To właśnie w tym kontekście myślę o pójściu na całość. Albo jestem gotów oddać Chrystusowi całe moje życie, tak jak ta uboga wdowa, wrzucając cały swój majątek i nie zostawiając nic dla siebie, albo tak naprawdę będę się oszukiwał, że liczę na Chrystusa. Oczywiście łatwo tak pisać, choć z własnego doświadczenia wiem, że nie łatwo to zrobić. Lubimy zostawić sobie furtkę nawet wówczas, gdy jesteśmy przekonani, że Chrystus jest Bramą i przez nią lepiej byłoby nam przejść. Bywa tak, że życie zmusza nas do takiej postawy i przypiera nas do muru tak, że nie pozostaje nam już nic innego, niż oddać wszystko Panu Bogu i ktoś mógłby powiedzieć, że właśnie tak było w przypadku tej kobiety. Ale myślę, że to zbyt uproszczone wyjaśnienie tej Ewangelii. Prawda dużo bardziej przekonująca, ale i zawstydzająca nas jest taka, że ona po prostu wiedziała, że prawdziwa ufność i wiara, to postawić wszystko na Boga. Tylko wtedy można się naprawdę przekonać, że On nigdy nie zawodzi.
Przypomina mi się pewna historia z jednym z kapłanów, który spotkawszy Matkę Teresę z Kalkuty zwrócił się do niej z pytaniem:
- Proszę Matki, proszę mi powiedzieć, jak można osiągnąć takie owoce naszej posługi jak Matka osiąga przez swoją działalność?
Na to Matka Teresa odparła?
- Czy modli się ksiądz sześć godzin dziennie?
Na co ów kapłan zdziwiony mówi:
- Żartuje Matka, przecież mam tyle roboty!
Jak trudno nam uwierzyć, że modlitwa może więcej niż nasza nędzna aktywność. Ale ponieważ nie wierzymy, dlatego często przegrywamy.
* * * * * * *
Dzisiaj miałem okazję spotkać się z moimi braćmi z kościołów chrześcijańskich, które uczestniczą w dialogu ekumenicznym. Ustalaliśmy plan spotkań ekumenicznych w ramach styczniowego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. Teraz Tydzień przerodził się w miesiąc. To dosyć wyczerpujące, bo wymaga od przedstawicieli różnych kościołów codziennej obecności na rożnych nabożeństwach, gdyż codziennie organizuje je inna wspólnota wyznaniowa. Ale pokazuje to, jak wielu osobom naprawdę zależy na odkrywaniu tego, co nas jednoczy. Bardzo lubię te spotkania. Tak bardzo ubogacają. I równie często pokazują jak bardzo jesteśmy sobie bliscy, szkoda tylko, że podzieleni.
* * * * * * *
Kolejny wtorkowy wieczór, który przyniósł spotkanie medytacyjne z moja urocza grupą. Medytacja we wspólnocie ma swój niepowtarzalny klimat i owoce. Choć pewnie już wspominałem, że lubię też samotną medytację, gdzie nie trzeba spoglądać na zegarek i gdzie można zanurzyć się w Obecności zostawiając za sobą czas i przestrzeń i po prostu cieszyć się byciem. Wtedy jestem naprawdę szczęśliwy. Tajemnica szczęścia...
A skoro już o tej tajemnicy, to niech mi będzie wolno podzielić się tym o czym mówiliśmy podczas dzisiejszego wprowadzenia do medytacji. Mam nadzieję, że nieobecni fizycznie ale obecni duchowo znajdą w tym coś dla siebie.
Ważne jest to, abyśmy nie zrezygnowali z wytrwałości w medytacji bez względu na to czy medytujemy w grupie czy samotnie. Przez waszą wytrwałość ocalicie wasze życie - mówi Jezus Łk 21,19
Ojciec Bede Griffiths OSB zwykł mawiać, że medytacja jest drogą do rozumienia Tajemnicy Boga. Oczywiście nie chodzi o pojmowanie Boga w sensie rozumowym, gdyż dla intelektu Bóg zawsze pozostanie rzeczywistością niepojętą.
Chodzi raczej o takie doświadczenie, które jest odkrywaniem Ducha obecnego wewnątrz nas, o którym święty Paweł mówi: „Nam zaś objawił to Bóg przez Ducha. Duch przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego.” (1 Kor 2,10).
W każdym bez wyjątku człowieku mieszka Duch Święty, który „przenika wszystko, nawet głębokości Boga samego.” Ta prawda jest dla chrześcijanina ostateczną Tajemnicą.
Medytacja jest doświadczeniem, które nie tylko wprowadza nas w odkrywanie tej tajemnicy, ale także w życie tą Tajemnicą każdego dnia, przez 24 godziny na dobę. Jest niczym wrastanie w tę Tajemnicę, która staje się przestrzenią życia człowieka wierzącego. To jest owo wrastanie w rzeczywistość Królestwa Bożego „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak” [Mk 4,26-32]. Rolnik nie potrzebuje wiedzieć, jak to się dzieje. Rolnikowi wystarczy, że widzi, iż jego pot i codzienne trudy nie idą na marne, że owocują. Chrześcijanin również nie musi wiedzieć jak to się dzieje, wystarczy, że widzi, iż trud jego życia duchowego i wytrwałej medytacji przynosi konkretne owoce. Owa cudowna skuteczność medytacji jest owocem nie tylko i nie przede wszystkim naszego wysiłku lecz przede wszystkim, męki i śmierci krzyżowej naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa i Jego łaski! One wypłynęły z Jego przebitego boku! One są owocem Jego miłości, z którego również dzisiaj wszyscy czerpiemy. Medytacja jest niczym włączenie się w to źródło Chrystusowej łaski.
Jest zrozumiałe, że jak otwieramy nasze serca na to co św. Paweł nazywa „tajemnicą Chrystusa” to jako chrześcijanie spotykamy się z Bogiem w głębi i przez pośrednictwo mieszkającego w nas Ducha – w miejscu gdzie znika wszelka racjonalność i rozumienie a pozostaje tylko Miłość.
Nowy Testament, a szczególnie Listy do Efezjan i Kolosan, pełne są odniesień do „misterium Christi”.
Św. Paweł posługuje się terminem „misterium”, powszechnie wówczas używanym w języku „tajemnej” religii Greków.
W czasach Imperium Rzymskiego mnóstwo było takich ‘tajemnych” praktyk i religijnych rytuałów, za pomocą których ludzie próbowali wejść w kontakt z tajemnicą poza światem i poza nimi samymi. Były one głęboko zakorzenione w świadomości antycznych kultur, tak że i wczesny Kościół niejednokrotnie czerpał z nich na różnorakie sposoby.
Różnica polega na tym, że choć Medytacja chrześcijańska prowadzi nas do doświadczenia Tajemnicy Boga, to jednak nie ma nic z magii, którymi posługiwała się i posługuje do dzisiaj wiedza tajemna. Celem medytacji chrześcijańskiej jest spotkanie z Chrystusem w głębi naszego jestestwa, który pragnie objawić się każdemu człowiekowi nie poprzez słowa i myśli, ale poprzez swą obecność w Duchu.
To nie znaczy oczywiście, że Słowo nie objawia nam Chrystusa i że myśli, jakie wypływają z rozważania Słowa nie prowadzą do spotkania z Nim i poznania Go. Medytacja Chrześcijańska również posługuje się Słowem, choć inaczej. Słowo to bowiem ma prowadzić medytującego poza rozumowe pojmowanie jego znaczenia ku doświadczeniu Boga w Jego miłującej obecności.
Krótko przed swoim odejściem Jezus obiecał uczniom, że ześle im „Ducha Prawdy”, by Ten objawił im cała prawdę. Tego Ducha spotykamy, gdy zagłębiamy się podczas medytacji w naszego ludzkiego ducha. Bo „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi.” (Rz 8,16). Jest oczywistym, że nie możemy obejść się zupełnie bez słów i myśli. Nie da się tak po prostu wejść w ducha bez pomocy słów, bo na tej drodze umysł człowieka potrzebuje pewnych stwierdzeń wiary będących dla niego swego rodzaju przewodnikiem.
Dlatego nie dobrze byłoby też, gdyby medytacja odrywała człowieka wierzącego od życia Słowem Bożym i rozważań nad nim. Chodzi o to, aby się na nich nie zatrzymywać, lecz aby one prowadziły nas ku doświadczeniu, tej miłości, o której Słowo poucza. A to nie może udać się bez osobistego i głębokiego wejścia w relację, która jest relacją miłości, sięgającą poza słowa i poza sferę racjonalną.
Poruszyły mnie wczoraj slowa konferecji o rolniku, wyobrazilem sobie jak orze, sieje, zbiera i .... niepotrzebuje uzywac rozumu i zastanawiac sie jak to sie wszystko dzieje, ze plony rosna i zbiera owoce ...no wlasnie, nie rozumuje niepotrzebnie, bo tajemnicy nie sposob rozumem ogarnac .... przylapalem sie, ze staralem sie Boga odszukac moim rozumem i zamknac go niejako w empirycznym doswiadczeniu, a przeciez Boga rozumem nie mozna ogarnac i ... niby to rozumiem rozumem, ale to jeszcze daleko aby pozwolic Mu, aby rzeczywiscie wniknal we mnie ... to nie decyzja rozumu, ale jeszcze glebiej, decyzja woli i calego czlowieka, aby oddac ten wdowi grosz ...; pomyslalem, ze nie dostrzeglbym tego, gdyby nie cisza medytacji .... (Pitter)
OdpowiedzUsuń