Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak [Mk 4, 26-27]
Nieżyjący już ojciec Jan Bereza, założyciel Ośrodka Medytacji Chrześcijańskiej przy klasztorze ojców Benedyktynów w Lubiniu pisał w listopadzie 1988 roku: „Hinduizm ma swoją jogę, Buddyzm ma zen, jako drogę wewnętrznego poznania. Na Zachodzie dążenie do totalnego racjonalizmu i aktywizmu zagubiło gdzieś ducha kontemplacji i dawną mądrość. Ojców Kościoła, którzy uczyli praktyki modlitwy kontemplacyjnej.”
I rzeczywiście świat zachodni zgromadził ogromną ilość wiedzy, ale nie zawsze jest ona tożsama z mądrością w jej biblijnym rozumieniu. Bywa, że ta wiedza staje się nie rzadko przeszkodą w dążeniu do modlitwy rozumianej jako modlitwa serca, która rezygnując z oparcia na intelekcie schodzi na płaszczyznę serca, które jest domeną miłości.
Do tego jest nam potrzebne jednak wyciszenie naszego krzykliwego umysłu, który ojciec John Main porównał do „stada jazgoczących małp” na rzecz wejścia w przestrzeń ciszy, milczenia, koncentracji. Z owocami naszych wysiłków jest podobnie jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie a on sam nie wie jak. „Owoce medytacji – jak nauczał ojciec Jan – w dużej mierze zależą od stopnia ciszy, która jest w nas, w naszym umyśle, w naszym ciele, w naszym oddechu.”
Cisza jest konieczna, aby móc usłyszeć SŁOWO. Jest to słowo Boga, o którym święty Jan od Krzyża mówi (odwołując się do początku stworzenia), że zostało ono wypowiedziane przez Boga w bezbrzeżnej ciszy. I dlatego wymaga ciszy, aby mogło być usłyszane i przyjęte.
Pozwólmy zatem, aby ta medytacja była wejściem w przestrzeń ciszy; ciszy, która dla nas nie jest pustką, lecz pełnią, gdyż jest wypełniona Bożą obecnością.
Wejdźmy w ciszę medytacji z wiarą, która pozwoli nam otworzyć się i przyjąć Słowo Boże, aby przyjęte sercem mogło wydać owoce w naszym życiu.
W tym otwarciu ma nam także pomóc nasza postawa. Jeśli przyjmiemy odpowiedzią postawę siedząc rozluźnieni z wyprostowanym kręgosłupem, oddychając swobodnie umożliwi nam to większe skupienie i koncentrację konieczną w medytacji. Zobaczymy także, że taka postawa ułatwi nam spajanie naszego ciała, oddechu i umysłu w jedno, gdyż bardzo ważnym doświadczeniem modlitwy jest to, abyśmy byli jednością (nie tylko w sensie wspólnoty) ale przede wszystkim wewnętrznie, bo takimi stworzył nas Bóg. Dzisiaj często w świecie zachodnim zapomina się, że nasze ciało jest także narzędziem modlitwy i że też w niej w pełni uczestniczy. Medytacja to modlitwa, w której nie tylko pragniemy się jednoczyć, ale chcemy tez postępować drogą prostoty. Im prostsza jest nasza modlitwa wypływająca nie z umysłu lecz z serca tym lepiej. Dlatego ograniczamy się w niej do recytacji jednego wersetu (lub słowa): „Panie zmiłuj się nad nami”, „Jezu ufam Tobie”, „Boże wejrzy ku wspomożeniu memu, Panie pospiesz ki ratunkowi memu” lub po prostu „Panie, przyjdź”. Niech to słowo połączone z oddechem pozwoli nam poddać się prowadzeniu Tego, który jest Słowem i który mocą tego Słowa stworzył wszechświat.
Komentarze
Prześlij komentarz