Czego szukamy?...

Czego szukacie?” — to pierwsze pytanie jakie Jezus stawia swoim uczniom, u początku drogi która objawi im tyle niezwykłych rzeczy, która poprowadzi ich tak daleko, że sami nie byli nawet w stanie przypuszczać. Nam także Jezus stawia to samo pytanie. Dlaczego jednak nie słyszymy Jego głosu jak Samuel, czy Apostołowie, czemu Jego Słowo nie dźwięczy nam w uszach stając się przewodnikiem w naszych codziennych wyborach? Czemu będąc bogaczami, zachowujemy się jak nędzarze?


Gdy wsłuchując się w Ewangelię – Słowo samego Boga skierowane do nas – odkrywamy Jezusa jako żywą, kochającą osobę, odkrywamy także, że jest Kimś, kto chce się z nami zaprzyjaźnić. On nie szuka w nas ideologów, aktywistów, działaczy, ale przyjaciół. Dla niego jestem ważny ja sam, z moją biedą i moim obdarowaniem, moim cierpieniem i tęsknotą. Nie jestem dla niego pionkiem ani trybikiem w machinie zbawienia. Dlatego poprzez słowa Ewangelii pyta nas Jezus o nasze pragnienia: „Czego szukacie?".

Uczniowie odpowiadają pytaniem: „Rabbi, gdzie mieszkasz?". Ta odpowiedź to znak tęsknoty za życiem w bliskości Boga; to nie ciekawość, ale pragnienie bycia przyjętym i przemienionym przez Jezusa, pragnienie, aby się do Niego zbliżyć i tę bliskość uczynić sensem swojego życia. Jeżeli na pytanie Jezusa odpowiadamy z podobną tęsknotą za zbliżeniem się do Niego, to możemy usłyszeć słowa: „Chodźcie, a zobaczycie". Gorzej, jeśli za tą bliskością nie tęsknimy, albo co gorsza ta bliskość nam już spowszedniała…


Co to znaczy pójść za Jezusem? Podpowiedz znajdujemy w drugim czytaniu: „Wasze ciała są członkami Chrystusa", „ciała Wasze są przybytkiem Ducha Świętego". Jeśli to prawda, to o ileż bardziej możemy się spodziewać w naszym życiu tego, co stało się w życiu proroka Samuela, gdy do niego zaczął przemawiać Bóg. W nas jest ukryty skarb, drogocenna perłą, źródło żywej miłości - Bóg obecny znacznie bardziej niż w Samuelu. Dlaczego jednak nie słyszymy Bożego głosu jak Samuel, czemu będąc bogaczami, zachowujemy się jak nędzarze?

Nie można naprawdę spotkać Boga, doświadczyć Jego bliskości i pozostać tym samym człowiekiem! Zobaczyć Boga przez poznanie Go swoim sercem oznacza rewolucję. Odkrywam, że On dając mi się cały przez tajemnicę Wcielenia i Odkupienia, prosi mnie także o dar z siebie. Godząc się na to, aby moje życie oprzeć całkowicie na Jezusie odkrywam, że „moje" życie (moje czyli oparte na moich siłach, pomysłach, zabezpieczeniach) jest pozorem. Nie mam swojego życia, bo „już nie należycie do samych siebie - napisze św. Paweł. Za wielką bowiem cenę zostaliście nabyci."
Pójść za Jezusem oznacza zrezygnować ze swojej drogi, swojego sposobu na życie, swojego radzenia sobie z problemami. Jeśli mam gotowość stracić swoje życie a wybrać Boga jako przewodnika, Jego Słowo, jako drogowskaz, wtedy staję się zdolny, aby przeżywać swoje życie w całej pełni. Wtedy właśnie mogę ze śmiałością powiedzieć za Samuelem „Mów, bo sługa Twój słucha", by moje życie mogło po Bożemu owocować. Gdyż tylko takie owoce liczą się w perspektywie wieczności: nie to ile zarobię, nie to jaki status społeczny osiągnę, ile mieszkań czy samochodów będę miał, ale to ile przyniosę owoców wyrastających z wiary i miłości…



Dopiero wtedy, gdy nasze życie zacznie owocować wiarą i miłością możemy powtórzyć słowa za św. Andrzejem: „Znaleźliśmy Mesjasza".


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji