Posty

Wyświetlanie postów z stycznia 2, 2011

Objawianie i medytacja...

Obraz
Trochę mnie tu nie było. Ale w końcu mamy karnawał. Nie można siedzieć ciągle przed komputerem. Niemniej na prośbę pewnej miłej osoby jestem. Z tym karnawałem to nie do końca tak jak niektórzy myślą. Właśnie próbuję całkiem karnawałowo rozgryźć jednego z ważniejszych teologów katolickich, który wśród swoich wszechstronnych zainteresowań nie przeoczył także zagadnienia medytacji chrześcijańskiej próbując odpowiedzieć na pytanie nie tylko o sposób i treść, ale nad wszystko o jej przyczynę (punkt wyjścia) i cel (punkt dojścia). Mam na myśli niejakiego H. U. von Balthasara - nieżyjącego już szwajcarskiego teologa i duchownego, którego książki nadal pozostają wielką inspiracją do głębokich przemyśleń.Wśród ważniejszych tytułów, które wyszły spod jego ręki i które z całego serca polecam (choć to nie zawsze łatwa teologia i chyba nie zawsze nadaje się do czytania do poduszki): Teologia misterium paschalnego , Burzenie bastionów , Chrześcijanin i lęk , Modlitwa i kontemplacja. To tylko niekt

Modlitwa jak skała...

Obraz
Ewangelia, którą przywołują dzisiejsze czytania mszalne opowiada o tym jak pierwsi zwolennicy Chrystusa, wcześniej uczniowie Jana Chrzciciela zainteresowali się Jego osobą i jak rozpoznali w Nim oczekiwanego Mesjasza. Nie mam wątpliwości co do tego, że każdy, kto prowadzi życie duchowe na pewnym poziomie wpisuje się w ów szereg osób mniej lub bardziej zainteresowanych Chrystusem. To czy owo zainteresowanie jest mniejsze czy większe pokazuje właśnie poziom życia duchowego, będący dla mnie najlepszym obrazem i miernikiem zażyłości z Jezusem. Ale z tej dzisiejszej Ewangelii [por. J 1,35-42] płynie jeszcze jedna ważna nauka. Jest nią uświadomienie sobie, że poznawanie Chrystusa nigdy się nie kończy. Powiedział ktoś, że poznanie Boga rodzi pychę, poznanie zaś człowieka rodzi rozpacz. Tymczasem nie mam wątpliwości, że w pychę wbijają się jedynie ci, którzy twierdzą, że poznali już wystarczająco Boga i że wiedzą czego się mogą po Nim spodziewać. Wbrew pozorom takich ludzi nie brakuje. Ale s

Noworocznie

Obraz
Znów dawno mnie tu nie było. A tyle rzeczy się dokonało. Koniec starego roku. Początek nowego... W tym czasie drogi wielu osób prowadziły do Rotterdamu. Lubię atmosferę tych modlitewnych spotkań. I nie tylko dlatego, że mają aspekt ekumeniczny. Myślę, że jest w nich coś z doświadczenia medytacji. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu. CISZA... MODLITWA SŁOWEM BOŻYM... POCZUCIE WSPÓLNOTY I JEDNOŚCI... OTWARTOŚĆ... To niesamowite doświadczyć tego szczególnego rodzaju ekumenizmu, gdzie siedzą obok siebie osoby reprezentujące różne wyznania, choć tę samą wiarę, bez uprzedzeń, w otwartości na drugiego, który jest bratem lub siostrą podążającą tą samą Drogą wiary, choć może nieco innym szlakiem na szczyt, gdzie ostatecznie i tak będziemy wszyscy jedno. Ci młodzi ludzie, spotykający się wspólnie na modlitwie i w radości reprezentując w ten sposób nową świadomość stającą w konfrontacji do świata. To także nowy sposób patrzenia na siebie, który wydaje się tak daleki od mentalności XX wi