Noworocznie

Znów dawno mnie tu nie było. A tyle rzeczy się dokonało. Koniec starego roku. Początek nowego... W tym czasie drogi wielu osób prowadziły do Rotterdamu.


Lubię atmosferę tych modlitewnych spotkań. I nie tylko dlatego, że mają aspekt ekumeniczny. Myślę, że jest w nich coś z doświadczenia medytacji. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu.

CISZA...
MODLITWA SŁOWEM BOŻYM...
POCZUCIE WSPÓLNOTY I JEDNOŚCI...
OTWARTOŚĆ...

To niesamowite doświadczyć tego szczególnego rodzaju ekumenizmu, gdzie siedzą obok siebie osoby reprezentujące różne wyznania, choć tę samą wiarę, bez uprzedzeń, w otwartości na drugiego, który jest bratem lub siostrą podążającą tą samą Drogą wiary, choć może nieco innym szlakiem na szczyt, gdzie ostatecznie i tak będziemy wszyscy jedno.



Ci młodzi ludzie, spotykający się wspólnie na modlitwie i w radości reprezentując w ten sposób nową świadomość stającą w konfrontacji do świata. To także nowy sposób patrzenia na siebie, który wydaje się tak daleki od mentalności XX wieku - wieku wojen, zawiści. Może dzięki temu patrzeniu, które wyrasta z modlitwy, zwłaszcza wspólnej modlitwy mamy szansę zapoczątkować nową erę. A może raczej powtórzyć tę, która cechowała chrześcijan wiele wieków temu zanim zaczęli ze sobą walczyć, konkurować. Gdy wszystko wyrastało z jedności i do niej prowadziło i nikomu nie przeszkadzało to, że ta jedność przejawiała się w różnorodności. Móc modlić się razem! ...



Myślę, że to odpowiedź na pragnienie jakie było w sercu o. Johna, gdy zapraszał swoich słuchaczy, by wczytując się w wersety Nowego Testamentu chcieli usłyszeć Chrystusa, który nauczał, że istnieje tylko jedna modlitwa - i jest to modlitwa Chrystusa. Jest to ta modlitwa, która wyrasta z naszego serca przepełnionego miłością, stając się nieprzerwaną modlitwą wpisaną w rytm bicia naszego serca. Serca, które żyje miłością, które tętni życiem samego Boga obecnego w nim. To jest ta niezwykła tajemnica, która tak mocno wybrzmiewa w tajemnicy wcielenia Boga, który stał się człowiekiem, włączając nas tym samym w relację miłości Osób Boskich. Od tej pory moje serce staje się miejscem przepływu strumienia miłości między Ojcem i Synem. Strumienia któremu na imię Duch Święty, Paraklet, Miłość. W nieustannym zstępowaniu, w którym realizuje się odpowiedź Boga na modlitwę człowieka, który woła MARANATHA!
Moim zadaniem, zadaniem człowieka wierzącego jest jedynie otworzyć się tak jak potrafię na ten strumień miłości, który Chrystus nazywa Źródłem Wody Żywej. Gdy bowiem otwieramy się nań doświadczamy, że modlitwa samego Boga, która jest modlitwą miłości Trójcy Świętej staje się naszą modlitwą. A wówczas człowiek zostaje porwany jej mocą i nie jest ważne, czy sam potrafi się modlić, czy też nie, gdyż doświadcza prawdziwości tego, że to Duch staje się źródłem naszej modlitwy i wszelkie nasze niedoskonałości zostają zatopione i dopełnione Jego mocą. To nic innego jak dać się porwać przez nurt tej jedynej w swoim rodzaju nieprzerwanej, ogromnej, płynącej przez pokolenia rzeki miłości jaką jest modlitwa samego Jezusa. A wówczas nie potrzeba już słów. Nie potrzeba niczego innego. Wystarczy po prostu być. Być otwartym, by doświadczyć, że to co było dotąd puste wypełnia się w sposób przekraczający nasze oczekiwania i że przestrzeń naszego serca staje się przestrzenią obecności Boga. I powoli On staje się rzeczywiście wszystkim we wszystkim.

Pozwólmy się porwać temu strumieniowi modlitwy w nadchodzącym roku. Niech ona stanie się w nas źródłem, z którego wypływa całość naszego życia, życia niezwykłego, bo czerpiącego swój sens i swoją siłę z miłości samego Boga.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji