Radość prawdziwego spotkania
Będąc dzisiaj na Bielanach nie mogłem nie wdepnąć na kawę (skąd inąd doskonałą) do mojego serdecznego przyjaciela i proboszcza lasu bielańskiego Ks. Wojciecha Drozdowicza. To już taki mój mały rytuał, że ilekroć jestem w tym miejscu, z którym związany jestem tez w pewnym sensie sentymentalnie, bo właśnie tam przeżyłem lata mojej seminaryjnej formacji – jedne z najpiękniejszych lat w moim życiu a także jeden z najbardziej obfitych duchowo okresów mojego życia. Wtedy Wojtka jeszcze tam nie było, żył w innej pustelni oddalonej ok 4 tysiące km. Na Wschód, wśród niedostępnych(zwłaszcza zimą) lasów Syberii. Teraz, kiedy mieszka tutaj w jednym ze starym kamedulskich eremów, pełniących rolę domu proboszcza i plebanii bardzo lubię zatrzymywać się tam na chwilę. Dla mnie to naprawdę magiczne miejsce. Za każdym razem, gdy tak siedzimy sobie przy kawie i gawędzimy, wydaje się, że tak szybko uciekający na zewnątrz czas zatrzymał się w miejscu. Nie wiem czy to charakter tego miejsca, czy osobowo...