Prawdziwe owoce modlitwy rodzą się w sercu

Anioł rzekł do Maryi: „ […] Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”
Anioł jej odpowiedział: „Duch święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym […].
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.

Czytając wczoraj wieczorem ten fragment Ewangelii pomyślałem sobie, że człowiekowi medytującemu wszystko kojarzy się z medytacją. Dla mnie bowiem ta scena ewangeliczna jest pięknym obrazem tego, co robi w nas medytacja.

W tej scenie mamy bowiem Boga, który wypowiada swoje Słowo (poprzez Archanioła), mamy człowieka (w tym przypadku Maryję), który przyjmuje to słowo w swoim sercu i mamy wreszcie odpowiedź płynącą z serca. Ta odpowiedź jest owocem zrodzonym z wcześniej przyjętego w sercu słowa.

Każde bowiem słowo, każde wezwanie jakie podczas medytacji powtarzamy w naszym sercu jest przecież Słowem Boga. Właśnie dlatego, że tak jest, staje się ono poza konkretna treścią, jaką niesie (która w wypadku praktykowanej przez nas medytacji określanej mianem niedyskursywnej nie jest najważniejsza) nośnikiem Bożej łaski. I właśnie dlatego, że jest Słowem Bożym ma zdolność wewnętrznej przemiany tego, kto się wsłuchuje w to słowo. Potrafi to wszakże uczynić pod jednym warunkiem, że zostanie przyjęte w sercu, że pozwolimy się temu słowu tam zakorzenić. Stąd znana prawie od zarania chrześcijaństwa praktyka powtarzania słowa (modlitewnego wersetu). „Prawdziwe owoce modlitwy mogą bowiem zrodzić się tylko w sercu, tym najgłębszym jestestwie człowieka, nigdy w umyśle” (Carlo Carretto). Właśnie dlatego w medytacji niedyskursywnej w przeciwieństwie do medytacji dyskursywnej nie rozmyślamy nad treścią recytowanego słowa, staramy się nie angażować umysłu, poza tym, co konieczne, aby ten nie stanął na przeszkodzie zakorzenienia się słowa w naszym sercu. Fakt, że nie angażujemy naszego umysłu w rozmyślanie nie stanowi przeszkody dla słowa, które jest pełne mocy i łaski i które dokonuje swojego dzieła bez naszego aktywnego udziału. Oczywiście w praktykowanej przez nas medytacji nie umniejszamy roli otwartości naszego serca na Boże Słowo, ale to wszystko, co mamy uczynić, resztę w pełni powierzając działaniu Bożego Ducha.

Gdyby Maryja przyjęła słowo Boże przyniesione przez Archanioła tylko umysłem a nie sercem, bardzo możliwe, że nie odpowiedziałaby z taka pokorą i oddaniem  na Boże wezwanie. Pokusą, która rodzi się w umyśle jest bowiem formułowanie różnego rodzaju zastrzeżeń, pytań czy wątpliwości płynących z naszego „ego”, tak, że nierzadko staje się on przeszkodą dla przyjęcia sercem woli Bożej. Nasz świadomy, racjonalny umysł, pełen opinii, wyobrażeń, który jest domeną naszego „ego” jest tym, któremu trudno bez zastrzeżeń przyjąć a jeszcze trudniej podporządkować się woli Boga, zwłaszcza gdy idzie ona pod prąd naszym własnym wewnętrznym przekonaniom, do których nasz umysł jest tak bardzo przywiązany czy naszym planom na życie.  Dlatego w praktykowanej przez nas medytacji staramy się pominąć zaangażowanie naszego racjonalnego umysłu, pozwalając, aby Słowo Boże trafiło wprost do naszego serca. Tylko dlatego, że Maryja przyjęła skierowane do Niej słowo sercem, zrozumiała, że jest to wola Boża wobec niej i że trzeba na nią odpowiedzieć osobistą zgodą wyrażoną w sercu. Z nami dzieje się podobnie, gdyż tylko przyjęte sercem słowo, któremu pozwolimy się w nim zakorzenić, ma szanse tam dojrzeć i zrodzić prawdziwe owoce przemiany, które przełożą się następnie na nasze czyny i wybory zgodne z wola Boga. Jak mówi bowiem sam Chrystus to z serca , z wnętrza człowieka biorą się wszystkie jego wybory, które decydują ostatecznie o jakości jego życia. [por. Mt 15, 17-20]

Maryja uczy nas modlitwy, która bardziej jest słuchaniem niż mówieniem. Tylko taka modlitwa potrafi nas uwrażliwić na odkrywanie woli Bożej, która przejawia się w naszym życiu i w jego wydarzeniach a przez to odkrywania działania Boga, który na różne sposoby przechodzi przez nasze życie. Tego właśnie tego uczymy się w medytacji, która jest prostą modlitwą zasłuchania w Boga i jego Słowo naszym sercem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca