Uzasadnić nadzieję i miłość

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie.

Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie; ponieważ Ja żyję, i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was.

Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie». (J 14, 15-21)

 

Dzisiejszą Ewangelię Jezus zaczyna od słów: „Jeżeli Mnie miłujecie…” I to pierwsze pytanie, które trzeba sobie postawić. Czy kocham?... Bo jeśli nie ma we mnie i w Tobie miłości do Chrystusa, jeśli nie napędza ona naszego życia duchowego, naszego sposobu myślenia, wreszcie naszego działania, to mówienie czegokolwiek dalej nie ma sensu… „Gdyż to miłość jest miarą wiary” (papież Franciszek).

Miłość, którą pozostawił światu zmartwychwstały Jezus, jest niesamowitym darem. Ale musimy przyjąć ten dar, musimy pozwolić się jej przeniknąć, jeśli mamy mówić o sensie i prawdziwości naszego chrześcijaństwa. To ona uczy nas patrzeć ciągle z nadzieją w przyszłość, to ona uczy nas przebaczenia, to ona uczy nas zaufania do Pana Boga a jednocześnie odkrywania tego, co najwspanialsze i najpiękniejsze w człowieku a nie zatrzymywania się jedynie na tym, co w nim słabe i grzeszne.

Dla nas wzorem miłości jest Chrystus. To Jego miłość jest tą do której mamy dorastać. To Jego miłość ostatecznie zwycięża, choć czasem wydaje się taka krucha i bezbronna – gdy patrzymy na krzyż – ale waśnie wtedy, gdy Bóg wydaje się pokonany, odnosi największe zwycięstwo.

Zawsze, gdy słucham apelu świętego Piotra z pierwszego czytania: „Bądźcie gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”, czuję dreszcz emocji. Z jednej strony wiąże się on z fascynacją chrześcijaństwem i Ewangelią. Z drugiej jednak strony są w nim odcienie lęku, bo nieustannie doświadczam, że moje wysiłki prezentowania i uzasadniania sensu wiary okazują się często tak mało przekonujące dla innych.

Niezależnie jednak od emocji, które towarzyszą apelowi Piotra, dostrzegam, że są w nim zawarte co najmniej trzy niepodlegające dyskusji prawdy.

Po pierwsze, chrześcijanin musi być reprezentantem nadziei. Bez względu bowiem na to jak wielu próbowało by ośmieszać sens życia opartego na wierze w Boga, to właśnie życie wiarą jest najpewniejszą, najbardziej trwałą i najbardziej bezpieczną przystanią nadziei, do której może przybić człowiek w swym życiu. To właśnie niewiara w Boga odbiera często nadzieję, której człowiek tak bardzo potrzebuje, choć nie umniejsza cierpienia i przeciwności, z którymi przychodzi się człowiekowi mierzyć.

Po drugie, chrześcijańska nadzieja nie jest czymś mglistym, ale  jest konkretna. Można ją zrozumieć, opisać, uargumentować, udowodnić i opowiedzieć innym o czym zaświadcza dzisiejsze pierwsze czytanie.

Po trzecie wreszcie, możemy być pewni, że zawsze znajdą się tacy, którzy, kierowani szczerym poszukiwaniem, ciekawością, a innym razem ironią, będą się domagać od nas zdania sprawy z naszej chrześcijańskiej nadziei.

Rzecz wydaje się poważna i trudna: Jak dać świadectwo nadziei? Jak dobrać słowa, by ją opisać, i jak sformułować jej dowód, skoro wydaje się, że nadzieja, która mamy tak często jest podkopywana przez nasze lęki i wątpliwości?

Na szczęście Pan Bóg daje nam takich nauczycieli, którzy uczą tego, jak być świadkami nadziei. Dzisiaj okoliczności każą przywołać nam jedną z takich postaci: św. Jana Pawła II, którego setną rocznicę urodzin świętujemy. To nauczyciel, który uczy nas jak budować w swoim życiu most, który połączy naszą codzienność z najgłębszymi tajemnicami Boga.

Życie Karola Wojtyły a potem Jana Pawła II jest i pozostanie dla nas świadectwem nadziei. Pisze o tym w swoim liście z okazji setnej rocznicy urodzin swojego świętego poprzednika papież senior Benedykt XVI, uzasadniając dlaczego winniśmy Jana Pawła II nazwać nie tylko świętym, ale i „Wielkim”. Kilka zdań tego listu chciałbym tutaj przywołać: „Niezaprzeczalnym świadectwem jego wielkości było orędzie nadziei, które niósł na wszystkie kontynenty, jako wytrwały pielgrzym Ewangelii a nade wszystko świadek Bożego miłosierdzia. To właśnie on swoim nauczaniem i życiem kierował spojrzenie świata i człowieka w stronę Bożej Miłości i Miłosierdzia, które przebacza i kocha człowieka. Wskazał to, co jest sensem istnienia Kościoła. Całym sobą zachęcał wszystkich ludzi na całej ziemi, by poszli drogą Jezusa i Jego Miłosiernego Serca. Jego przesłanie o olbrzymiej miłości Boga do człowieka, nawet tego najbardziej oddalonego jest przesłaniem – którego zdaniem papieża seniora – nikomu nie uda się wyrwać z naszych serc, także tym, którzy dzisiaj próbują podkopać autorytet świętego Jan Pawła II. Prawda o miłosierdziu Boga, jako istotnym centrum całej chrześcijańskiej wiary od młodości przyświecała Karolowi Wojtyle i jego myśleniu.

„Gdy Jan Paweł II wydał ostatnie tchnienie na tym świecie, było akurat po pierwszych nieszporach święta Miłosierdzia Bożego – pisze Benedykt XVI. Rozjaśniło to godzinę jego śmierci: światło miłosierdzia Bożego rozbłysło nad jego konaniem jako krzepiące orędzie. Orędzie, które rozszerzał bez broni, bez władzy wojskowej czy politycznej a jedynie świadectwem przekonania do wiary w Chrystusa i jej niezwykłą moc. Bo w odwiecznej walce Ducha Bożego z mentalnością świata, duch okazuje się zawsze silniejszy. Janowi Pawłowi II przez całe życie chodziło o to, aby żaden człowiek nie zwątpił, o tym, że „Zło nie odnosi ostatecznego zwycięstwa! Tajemnica paschalna potwierdza, że ostatecznie zwycięskie jest dobro; że życie odnosi zwycięstwo nad śmiercią; że nad nienawiścią tryumfuje miłość” – jak napisał o tym w swojej książce "Pamięć i tożsamość”.

Św. Augustyn powiedział „Kochaj i rób, co chcesz”. Czy można powiedzieć, że ten, kto kocha, może robić wszystko? Tak, jeśli właściwie rozumiemy miłość, gdyż prawdziwa miłość kieruje się zawsze dobrem i tego dobra szuka. Tak jak miłość Boga, kieruje się zawsze dobrem człowieka, czego największym dowodem jest Krzyż Chrystusa  – będący konsekwencją niezmiennej logiki Miłości Boga do człowieka.

Jezus zaprasza nas byśmy byli świadkami miłości i nadziei.

W tej misji bycia świadkami miłości i nadziei Jezus obiecuje, że – nie zostawi nas sierotami – będzie pomagał nam Pocieszyciel, obiecany przez Jezusa. Ważne jest tylko to byśmy nigdy nie zwątpili w to, że Duch Święty nam towarzyszy i potrafi nas poprowadzić do życia w Prawdzie, Nadziei i Miłości.

Bóg ukochał człowieka, ale nie wolno nam sądzić, że „miłość nie jest skarbem, który się posiadło, lecz obustronnym zobowiązaniem” – jak napisał Antoine de Saint–Exupéry.

Prośmy, abyśmy na wzór św. Jana Pawła II byli do końca wierni temu zobowiązaniu miłości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa