Nie bój się, tylko wierz
Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: «Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła». Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał.
Wtedy przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?» Lecz Jezus, słysząc, co mówiono, rzekł do przełożonego synagogi: «Nie bój się, wierz tylko!» I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego.
Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Widząc zamieszanie, płaczących i głośno zawodzących, wszedł i rzekł do nich: «Czemu podnosicie wrzawę i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go.
Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca i matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!» Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział, i polecił, aby jej dano jeść. (Mk 5, 21-24. 35b-43)
Tym, co najbardziej paraliżuje nas w życiu, jest strach i lęk. Dobrze to znamy, bo czas pandemii obnażył wiele lęków w naszym życiu, których być może nawet do końca nie byliśmy świadomi… Lęk o przyszłość, obawa o pracę, dom, najbliższych, ich zdrowie i życie...
Bywa, że boimy się nowych ludzi, rzeczy, nieprzewidzianych sytuacji.
Przyzwyczajeni do pewnej stałości, która wydaje się nam, że rodzi poczucie bezpieczeństwa, nie lubimy niczego zmieniać w utartych schematach naszego życia...
Niestety ta postawa dotyczy również naszego życia duchowego, naszej więzi z Bogiem. Jakże często boimy się zaangażować w osobistą więź z Chrystusem bardziej, lękając się, że to pociągałoby za sobą zmiany, może zbyt radykalne.
Kiedyś usłyszałem podczas jednych z rekolekcji, które prowadziłem w jednej ze wspólnot szczere wyznanie pewnego młodego mężczyzny: „Boję się uwierzyć i pójść za Chrystusem radykalnie, bo czuję, że musiałbym stanąć wobec zupełnie nowej i nieznanej rzeczywistości”.
Wiele osób przyznaje się otwarcie, że boją się mówić o swojej wierze i przywiązaniu do chrześcijańskich wartości – zwłaszcza w towarzystwie ludzi niewierzących lub krytykujących Kościół – lękając się, że może zostaną wyśmiany, jak Jezus w dzisiejszej Ewangelii, gdy przychodzi, by uzdrowić córkę Jaira.
Lubię zaglądać do Księgi Mądrości. Lubię jej konkretność, dosadność, osadzenie w życiu. Jej autor z pewnością też zmagał się z pytaniami o życie i śmierć, dobro i zło, szczęście i nieszczęście.
Tak jak i my dziś pytał Boga o sens cierpienia i śmierci. Dlaczego Bóg pozwala, żeby niewinni cierpieli? Żeby umierały dzieci? Kto z nas choć raz w życiu nie zadał takiego pytania?... Jak często potrafimy oskarżać Boga o trudne sytuacje, które stają się naszym udziałem, czy o śmierć bliskich, odnotowując to "oskarżenie" nawet na pomnikach nagrobnych w zdaniu, które można tam przeczytać: "Bóg tak chciał".
Tymczasem Bóg nie chce śmierci. "Bóg nie uczynił śmierci i nie cieszy się ze zguby żyjących. (…) A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą” – napisze autor Księgi Mądrości.
Jest jednak ktoś, kto nas nienawidzi. Ktoś, kto sam się Bożego życia pozbawił – nasz przeciwnik, szatan. To on z nienawiści do dobra, życia, szczęścia krzywdzi Boże stworzenia. To on podszeptuje nam podejrzenia wobec Tego, który jedyny jest Dobry.
Jak Bóg odpowiada na nienawiść szatana? Posyła swojego Syna. A gdzie tylko On się pojawi, rozkwita na nowo życie, nadzieja i radość.
To nam uświadamia, że Bóg jest dobry. Bóg daje tylko życie. „Chwałą Boga jest człowiek żyjący” – powie św. Ireneusz z Lyonu. Nie musimy naszego Boga o nic podejrzewać. On chce dla nas tylko dobra.
Jezus swoją działalnością wytrwale i spokojnie wprowadza w świat porządek, który zamierzony został przez Ojca przy stworzeniu a zniszczony przez grzech. Nienawiść diabła musi umknąć przed życiodajną miłością Boga, choć czasem wydaje się, że jest odwrotnie.
Od zmartwychwstania Jezusa możemy patrzeć na świat w zupełnie nowy sposób. Powie Apostoł: „Nasz Zbawiciel Jezus Chrystus śmierć zwyciężył, a na życie rzucił światło przez Ewangelię”.
Jezus chce nauczyć nas patrzeć na siebie, na innych i cały świat w zupełnie innym świetle, świetle Bożej łaski. Bo to jedyny sposób widzenia, który sprawia, że mogę zobaczyć ten świat takim, jakim jest naprawdę, i odnaleźć w nim swoje miejsce, radość, pokój i rozwiązanie, którym jest Bóg i Jego plan na moje życie.
„Nie bój się, wierz tylko” mówi dziś Jezus do Jaira.
Mówi mu to w sytuacji, gdy doniesiono mu, że córka jednak zmarła. A więc sytuacja już rozstrzygnięta, kategorycznie. Jeszcze przed chwilą żyła, dlatego przyszedł do Jezusa. Teraz rzeczywistość zdecydowała, że ona nie żyje. „Po co jeszcze trudzisz Nauczyciela?”
Jair mógłby się już w tym momencie wycofać. Tymczasem Pan Jezus, pomimo tego, co jest już oczywiste, rozstrzygnięte, mówi „Nie bój się, tylko wierz”.
To jest paradoks wiary, że przełożony synagogi mimo tych wszystkich przeciwności, wątpliwości, jednak przy Jezusie zostaje, idzie z Nim, nie wycofuje się... To znaczy, ufa, że jest jeszcze inny sposób patrzenia na rzeczywistość. Nie tylko ludzki!
Pomimo wszystko on całkowicie zdaje się na Nauczyciela. Ufa, że w Bożym spojrzeniu rzeczywistość może(a nawet wygląda) wyglądać zupełnie inaczej.
My też przeżywamy w różnych momentach życia, takie sytuacje progowe, w których trzeba by zastosować takie postawy, o których słyszymy w dzisiejszej Ewangelii. Zbliżyć się do Jezusa, bardzo osobiście i konkretnie i zwierzyć Mu bezgranicznie nawet pomimo tego wszystkiego, co wydaje się już przesądzone.
Dzisiejsza Ewangelia jest zaproszeniem, abyśmy nie lękali się przyjść do Jezusa, aby nauczyć się od Niego patrzeć z zupełnie innej perspektywy: z perspektywy wiary i nadziei nawet wówczas, gdy po ludzku wszystko wydaje się beznadziejne; z perspektywy miłości, która ze swej natury jest silniejsza niż lęk – bo ten się lęka, kto nie wydoskonalił się w miłości – powie św. Jan. Apostoł.
Kresem i sensem naszego życia nie jest bowiem cierpienie i śmierć, ale moc niezniszczalnego życia. Moc wiary, nadziei i miłości.
Bo jak uczy prorok Habakuk: Kiedy brakuje nadziei, to właśnie wówczas nadeszła godzina nadziei, która jest tylko w Panu Bogu. [por Ha 3:17-19]
Niech ta nadzieja będzie naszą mocą na co dzień i skuteczną obroną przez zwątpieniem i lękiem, które pragnie w nasze serca wlać zły duch.
Komentarze
Prześlij komentarz