Budowanie relacji

 

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.

A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».

I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał. (Mk 6, 1-6)

Związki karmią się słowem. Wspólne rozmowy, słuchanie siebie nawzajem, spędzanie razem czasu, dążenie do tego samego celu. Zwykle myślimy tak o budowaniu naszych relację  ludźmi, ale czy to nie jest niezwykłe, że Bóg chce z nami budować relację również w taki sam sposób. To właśnie dzięki temu nasza relacja z Bogiem może być ciągle żywa. Nasza wiara realizuje się w obustronnym oddaniu Boga i człowieka, w spędzaniu czasu razem, dzięki czemu pozwala nam na coraz lepsze poznawanie Boga. Wszystko, co powyżej napisano o budowaniu relacji z Bogiem ma miejsce w medytacji. Medytacja rozumiana jako wyraz oddania sprawia, że uczymy się nasłuchiwać Boga także w naszej codzienności.

„Medytacja uczy nas innego postrzegania rzeczywistości, bo kto prawdziwie się modli ten otwiera się na Boży sposób widzenia” – pisze Merton w książce o Medytacji.

Jednym z wymiarów tego nowego sposobu widzenia jest zdolność widzenia medytacji już nie tylko jako praktyki zanurzenia się w relację z Bogiem, ale też dostrzeżenia tego, że modlitwa ta stwarza tym samym wspólnotę ze wszystkimi, którzy także na co dzień zanurzają się przez medytację w tej relacji z Trójcą Świętą. Z kolei intensywne przeżywanie relacji z Bogiem, zawierzenie Mu oznacza także zmianę, przyzwolenie na to, abyśmy przekształcali się dzięki kontaktowi z Bogiem i działaniu Jego łaski w nas.

O relacji Jezusa z mieszkańcami Nazaretu mówi też dzisiejsza Ewangelia. Pierwsze publiczne wystąpienie Jezusa w Nazarecie przyjęte zostało z napięciem i zdumieniem. Jezus przemawiał zapewne prosto, by wszyscy Go zrozumieli, a równocześnie w sposób nowy, inny, oryginalny, spontaniczny, co zrodziło pytanie: „Skąd On ma tę mądrość?”. Wypowiedziane słowa wypływały z Jego głębi; były Jego słowami, owocem Jego doświadczenia, Jego życiem.

„Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro [...] Bo z obfitości serca mówią jego usta” – przypomina nam ewangelista Łukasz odwołując się do starotestamentalnej Księgi Mądrości (Łk 6, 45).

Często świadectwo czy publiczne wyznawanie wiary w rodzinie, grupie przyjaciół, czy środowisku pracy (słowem tam, gdzie jesteśmy znani) nawet jeśli jest autentyczne, gdy wypływa z głębi serca bywa trudne. Powątpiewanie i niedowiarstwo najbardziej boli kiedy płynie od swoich. A jednak tylko wtedy, gdy żyjemy Jezusem, Jego słowem na co dzień, pozwalamy, aby zapuszczało ono w nas korzenie, usuwało nasze lęki, utwierdzało naszą ufność  może zrodzić się odwaga wiary do której jesteśmy gotowi przyznać się w każdych okolicznościach, zarówno wówczas, gdy ktoś przyjmuje nasze świadectwo, jak i wówczas, gdy je odrzuca.

Ewangelista opisując wydarzenia w Nazarecie – rodzinnym mieście Jezusa – odnotowuje, że słuchający Go powątpiewali w Niego. Samo powątpiewanie nie musi być niczym złym, gdyż to nic innego jak nie dowierzać, nie ufać... Ta cecha jest potrzebna często przy każdej podejmowanej decyzji, ale tylko wtedy, gdy pomaga w tym, by nasze decyzje były jak najlepsze. Jest złą cechą jeśli zatrzymuje nas w podejmowaniu konkretnych kroków, zwłaszcza w wyborze konkretnej drogi życia a już szczególnie gdy jest to droga, która może nas rozwinąć, lub poprowadzić ku nawróceniu…

Jezus spotkał się z ludźmi, wśród których przyszło mu wzrastać. Spotkał się z ich strony z powątpiewaniem co do mocy i misji z którą przyszedł na świat. Ludzie nie wierzyli, że to „Ten właśnie” został wybrany przez Boga. Życie na co dzień z Jezusem, zwyczajność spotkań, rozmów, częste przebywanie razem sprawiły, że przyzwyczaili się do Niego. Nie oczekiwali od Niego wiele. Był dla nich jednym z wielu sąsiadów. Te wątpliwości nie pozwoliły im wyjść poza swoje ograniczenia i schematy myślenia. Nie uwierzyli i dlatego przegrali z powodu swojego niedowiarstwa szansę otwarcia się na Bożą łaskę chwili…

Z tej dzisiejszej Ewangelii płynie także dla nas pewna przestroga, że przyzwyczajenie i duchowa rutyna – które także zagrażają naszej praktyce codziennej medytacji – mogą zamykać nas na spotkania z Jezusem i sprawić, że Jezus i Jego słowa spowszednieją a Jego łaska może oddziaływać na nasze życie w dużo mniejszym stopniu niż wówczas, gdybyśmy nosili w sobie głęboką wiarę i bezgraniczną ufność w Jego słowo.

Róbmy zatem wszystko, co jest możliwe z naszej strony, aby praktyka medytacji nigdy nam nie spowszedniała i nie stała się jedynie rutyną codzienności a Boża łaska ze swej strony dopełni w nas dzieła, które Bóg rozpoczął w nas wówczas, kiedy zaprosił nas na tę drogę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji