Chrzest i medytacja


Obchodzimy dzisiaj Święto Chrztu Pańskiego. Może zatem na początku Quiz. Czy pamiętasz datę swojego chrztu?

To ciekawe, że większość chrześcijan nie pamięta daty, która z punktu widzenia wiary jest wydarzeniem niezwykłe ważnym. Przecież to tak naprawdę nasze drugie urodziny. I spoglądając na nie z perspektywy wieczności nie wiem czy nie ważniejsze?...

Wielu mistrzów medytacji mówi o niej jako o zanurzeniu się w miłującą obecność Boga. Tymczasem nasza - chrześcijańska - medytacji nie była by tym czym jest, nie byłaby zanurzeniem w tak dosłownym i pełnym wymiarze, gdyby nie właśnie chrzest. To, że dzisiaj możemy tak skutecznie zanurzać się w Bożą miłość i obecność jest owocem tego, że Bóg zechciał nas sam wcześniej w nią zanurzyć przez sakrament chrztu. Sakrament, który jest najpełniejszym zanurzeniem w Tajemnicę Chrystusa Zbawiciela jakie możemy osiągnąć. To zanurzenie w Tajemnicę Jego śmierci i zmartwychwstania.



Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić (Mt 11,27). To nie my za pomocą wyuczonych technik zmuszamy Absolut do odsłonięcia się; sam Bóg w sposób całkowicie wolny objawia się, ukazuje nam siebie w Synu, daje nam słowo zaspokajające głód naszej duszy. Jezus jest Drogą prowadzącą w obu kierunkach: od Boga do człowieka i od człowieka do Boga. Medytacja chrześcijańska zatem, w samym swoim rdzeniu, może być tylko miłującym, posłusznym przypatrywaniem się temu Człowiekowi, który jest samowyrażeniem się Boga. Jest zanurzeniem w Jego obecność, w Jego życie.

Jezus jest wykładnią Boga i skierowanym do nas pouczeniem. „Każdy, kto wybiega zbytnio naprzód, a nie trwa w nauce Chrystusa, ten nie ma Boga. Kto trwa w nauce [Chrystusa], ten ma i Ojca, i Syna" (2 J 9). To trwanie zwie się wiarą, a wierze tej dane są oczy, które poprzez Jezusowe człowieczeństwo widzą to, co Boskie. „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca" (J 14,9). Chrześcijańskiej medytacji dane jest oglądać postawę i zachowanie się Ojca nie tylko w Jezusowych słowach, ale w całym Jego zachowaniu i we wszystkich czynach. Gdy Jezus się gniewa (zwłaszcza w Ewangelii Marka), gdy chwyta za bicz, dowiadujemy się przez to, jak i dlaczego rozgniewał się Jahwe, Bóg zapalczywy.
Gdy płacze nad Jerozolimą, która „nie chciała", objawia w ten sposób żal Pana Przymierza, że wzgardzono Jego miłością. Gdy każe się prosić (swojej Matce w Kanie, rzymskiemu setnikowi w Kafarnaum, pogance w Syrii) i na skutek prośby „zmienia usposobienie", ukazuje przez to, jak wytrwała modlitwa w końcu wyrywa sercu Bożemu upragnione dobro (Łk 18,1-7). Gdy w Betanii nie lęka się odmówić odpowiedzi obu umiłowanym niewiastom i pozornie pozostawia je ich własnemu losowi, stanowi to zapowiedź tego, że na krzyżu będzie się czuł opuszczony przez Ojca — a przecież już przedtem wiedział, że „nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że (...) Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną" (J 16,32; por.8,29). Bóg nie opuszcza także — a nawet przede wszystkim — wtedy, gdy tak w odczuciu świata się wydaje.(Hans Urs von Balthazar, Modlitwa i kontemplacja)

U Jezusa wszystko jest słowem. Również Jego milczenie na modlitwie, podczas burzy na jeziorze, przed ludzkimi trybunałami, w czasie Jego męki. A nade wszystko Jego śmierć — po donośnym, niewyartykułowanym zawołaniu, po którym nastąpi głuche milczenie. MILCZENIE BOGA.
Żadne inne słowo Boga nie jest bardziej wymowne niż ten ostateczny stan śmiertelnego człowieka. Gdybyśmy bowiem nie mieli tego słowa — owego samowyrażenia się Boga, nie wiedzielibyśmy, że mimo najczarniejszych ciemności „Bóg jest miłością" — to zdanie, jakiego nie odważyła się wypowiedzieć żadna inna religia świata. To zdanie, bardziej niż którekolwiek inne, domagało się poświadczenia, choć może w nie zawsze dla nas zrozumiały sposób. Może właśnie dlatego przez wieli przewija się od czasu do czasu to pytanie: „Czy Bóg nie mógł odkupić człowieka inaczej”. Może mógł, ale czy może być inny sposób bardziej uwidaczniający Jego miłość do człowieka, jak również konsekwencje grzechu.


Późniejsze relacje o Zmartwychwstałym jeszcze wyraźniej wskazują na Boga, Jego miłość i troskę o człowieka, o jego duchowe dojrzewanie, o jego wiarę. I dlatego właśnie najbardziej czułe i delikatne w całej Ewangelii są słowa rozmowy z Magdaleną przy grobie, z uczniami w Wieczerniku, pełna miłości nagana udzielona Tomaszowi i spełnienie jego prośby, scena w drodze do Emaus, gest błogosławienia przed wstąpieniem do nieba — aż po ukazywanie się Wywyższonego Pawłowi w celu pocieszenia go i umocnienia w najtrudniejszych dla niego chwilach (Dz 18,9-10; 23,11; 27-24). Również w Przemienieniu wszystko okazuje się żywe i konkretne; nic ze świata stworzonego nie zostaje odrzucone w świecie odkupionym. Abyśmy nie wątpili, że to wszystko jest jedynie jakąś bajką, wymysłem naoczni świadkowie jak Jan potwierdzają to: Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli (J 19,35).



W Jezusowe przypowieści zostanie włączona cała natura, by przybliżyć nam istotę Królestwa Bożego: skarb znaleziony na roli, odkryta bezcenna perła, dla której się wszystko sprzedaje, ziarna wysiane przez rolnika, z których wiele się zmarnuje i pomiędzy które nieprzyjaciel wsiewa chwast. Łaska okazuje się tryskającym źródłem, miłość — pożarem mającym ogarnąć cały świat. A potem znowu się pojawia sam z siebie, „nie wiadomo jak", wyrastający zasiew. Zjawiska w przyrodzie, a więc: cudownie kwitnąca łąka, ptaki podniebne, które nie sieją ani nie zbierają, służą obrazowemu pouczaniu słuchaczy, ale też temu, abyśmy uczyli się spoglądać na rzeczywistość oczami Jezusa – to co nas otacza to prawdziwa przestrzeń działania i obecności Boga.
Stosunek krzewu winnego do latorośli unaocznia nam, że bez Jezusa niczego nie możemy dokonać, razem z Nim natomiast przynieść możemy owoc obfity. Jezusowe cuda mówią, po pierwsze, że uzdrowienie ciała i nakarmienie go wskazują na troskę Boga o uzdrowienie i nakarmienie duszy — ale również i na to, że rzeczywistości cielesne stanowią autentyczny obraz i przejaw rzeczywistości duchowych. Cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: »Odpuszczone są ci twoje grzechy«, czy też powiedzieć: »Wstań i chodź!« (Mt 9,5)

Podobne przykłady można by wyliczać bez końca; cała Ewangelia składa się z obrazów i symboli. Widziany w perspektywie ziemskiej, każdy z nich ma swoje granice, ale jest zarazem otwarty na nieskończoność Boga i objawia Jego niestworzoną, transcendentną istotę. To otwarcie się skończonego na Boga jest zawsze widoczne w Jezusie Chrystusie. Każde słowo, które jako człowiek kierował do świata, było równocześnie modlitwą do Ojca. W medytacji często się o tym zapomina. Człowiek nie musi dawać swej własnej odpowiedzi na pochodzące od Boga słowo objawienia (jakże często byłaby to odpowiedź chybiona i nie na miarę wymagań słowa!), ponieważ już w samym tym słowie został mu dany wzorzec odpowiedzi.

Pielgrzymujący do Pana ma udział w Jego rozmowie z Ojcem i Jego modlitwie. Każda forma Jego cierpienia i branie na siebie grzechu dokonują się wewnątrz Jego rozmowy z Ojcem.
A to samo dotyczy naszych zachowań. Kto przychodzi do Niego, ten przychodzi do Ojca, On bowiem wszystkich prowadzi do Ojca. Słuchający Go uczniowie doznają dwojakiego
doświadczenia: słyszą Jego wypowiadane na głos, kierowane do nich i do świata słowo, ale równocześnie słyszą w nim Jego modlitwę do Ojca (Adrienne von Speyr, Bergpredigt)


Medytacja jest nad wszystko zaproszeniem do wsłuchiwania się. Słuchający otrzymuje dar wiary, gdyż wiara rodzi się ze słuchania. Nie jest to tylko jego własny, całkowicie immanentny akt; jest to raczej jego otwarcie się na Boga, a tym samym — modlitwa. Człowiek wsłuchujący się w Boga nie otrzymuje czegoś gotowego, co by mógł i powinien w niezmienionej postaci zwrócić Ojcu. Zawarte w Słowie otwarcie się zostaje mu darowane raczej jako zdolność otwierania się; łaska jest tu dawana jako wolność. Ta darowana wolność to Duch Święty, Duch samego Boga, który swoją mocą zanurza nas w odwieczną modlitwę Jezusa. Dzięki temu każda moja medytacja staje się modlitwą samego Jezusa. Jezus Chrystus, jako Słowo i doskonałe Przymierze Boga z ludźmi, jest ze swej istoty dialogiem — z tym jednak, że ten Bosko-ludzki dialog, którego On jest w samym swoim jestestwie zapośredniczeniem, oznacza coś daleko więcej niż zwykłą rozmowę dwóch różnych osób (Hans Urs von Balthazar, Modlitwa i kontemplacja).

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca