Zdolność kontemplacji



Z Ewangelii według św. Jana.
Wiatr wieje tam, gdzie chce i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża (J 3,8).


Są takie chwile w życiu, kiedy szczególnie pragniemy ciszy i wewnętrznego pokoju. Oznacza to, że wbrew pozorom nie potrafimy się odnaleźć jedynie w zewnętrznej aktywności. Chcemy przenikać przez ”powierzchnię rzeczy” i wychodzić poza ramy codzienności, rutyny i obowiązków. Tęsknimy za głębią. Pragniemy kontaktu z rzeczywistością, ze sobą, z Bogiem w najbardziej fundamentalny sposób – poprzez kontemplację.
Właśnie dzięki kontemplacji nabywamy szczególnej wrażliwości: uczymy wpatrywać się i wsłuchiwać się w to, co mówi do nas Bóg i drugi człowiek, aby nie zawężać swoich horyzontów do tego, co dostępne na wyciągnięcie ręki. Wbrew pozorom, w każdym człowieku spoczywa zdolność do kontemplacji, lecz aby ją uaktywnić, potrzeba wysiłku i odpowiedniego przygotowania. Jeśli spojrzymy na kontemplację w jej istotnym znaczeniu, możemy nawet dojść do wniosku, że bez jej uczenia się i praktykowania, rychło przebierzemy miarę w naszych poczynaniach, bądź utoniemy w irracjonalnym marzycielstwie. Słowo „kontemplacja” pochodzi od łac. "con-templor", co oznacza: „obserwuję, przypatruję się czemuś uprzednio wybranemu”. Kontemplacja jawi się tutaj najpierw jako kontakt z rzeczywistością w najbardziej prosty i bezpośredni sposób. Z etymologicznego punktu widzenia, ów akt ludzki polegałby na wzmożonej aktywności zmysłu wzroku, na spokojnym oglądzie rzeczy, stawaniu wobec czegoś lub kogoś w postawie obserwatora.

Taki akt kontemplacji jest w swej istocie bardzo prosty i nie wymaga nieprzeciętnych zdolności. Nie ma tu mowy o nadzwyczajnych zjawiskach, o szczególnie wzniosłych ekstazach, czy o snuciu refleksji, aczkolwiek ważny jest element wyboru przedmiotu przyglądania się – świadomego zwrócenia się ku czemuś. Nie chodzi tu o gapienie się, lecz o takie zaangażowanie zmysłów, a poprzez nie ducha, aby bardziej doznawać i przyjmować, niż silić się na kreowanie jakichś stanów. Przykładem takiej postawy może być matka, która usypiając swoje dziecko, przypatruje mu się z miłością, w ciszy, bez specjalnych refleksji i pośrodku rozmaitych rozproszeń. Nasyca się w prosty sposób widokiem swego dziecka, co rodzi w niej radość i pokój. Podobnie ten, kto siedząc na morskiej plaży obserwuje zachód słońca, przy szumie kołyszących się fal, z pewnością doświadcza jakby oderwania się od siebie, zachwytu, całkowitego pochłonięcia przez piękno tego wspaniałego zjawiska.

Niech zatem doświadczenie medytacji pozwoli nam z zachwytem wpatrywać się z miłością w Tego, który jest jej przedmiotem i wsłuchiwać się w Jego słowo, które wybrzmiewa w naszych sercach – stając się modlitwą wołania: MARANATHA – Przyjdź Panie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca