Boże Ciało i Bóg, który milczy

To, co zawsze uderzało mnie w obchodach Bożego Ciała, to ten szczególny "hałas" owej uroczystości i jej obchodów. Poza rezurekcją to jedyny taki dzień, gdzie wierni kościoła wychodzą na ulice, by głośno zamanifestować swoja wiarę. Oczywiście byłoby dobrze, gdyby procesja Bożego Ciała była manifestacją prawdziwej wiary. Niestety dla niektórych osób to jedyna okazja w roku (no może poza przyjściem ze święconką), kiedy przychodzą do kościoła. A właściwie nie muszą nawet wchodzić do świątyni, bo kościół w tym dniu wychodzi na ulice dając możliwość bycia w kościele (ba nawet blisko Eucharystii) w rzeczywistości nie będąc w kościele. No i może w tym dniu niektórzy mniej go przeklinają (poza kierowcami, którzy natknąwszy się na procesję utkną w korku) niż w rezurekcję, w czasie której Kościół nie daje się wyspać porządnym ludziom.



Nie o tym jednak chciałem pisać. Bo nie sama procesja i towarzyszący jej gwar mnie uderza, gdyż nasze procesje nawet w małym stopniu nie dorastają do gwaru i prawdziwej atmosfery święta procesji jakie można zobaczyć np. w Hiszpanii czy w Meksyku. To co urzeka mnie w sposób szczególny w tym świecie to MILCZENIE BOGA, który w zgiełku świata, przy śpiewach procesji, dzwonieniu dzwonów, ruchu ulicznym, przekleństwach kierowców wychodzi na ulice i milcząco, ukryty w kawałku białego chleba przechadza się po ulicach naszych miast.
Kiedyś jeden z moich ulubionych filozofów - Soren Kierkegard - odwiedzając Włochy widząc taką procesję odnotuje: "Spotkałem przechadzającego się ulicami miasta Boga".
Bóg który przechadza się ulicami miast, miasteczek, wsi; Bóg milczący, spoglądający z wysokości białej hostii na otaczających Go ludzi, jakby chciał przypomnieć nam - i tym, którzy Go odwiedzają w kościele i tych, którzy zapomnieli drogi do niego - jestem tu, pamiętam o was, patrzę na was zawsze z miłością. Bóg, który nie narzuca się, nie krzyczy, którego przyjściu nie towarzyszą grzmoty, trzęsienia ziemi. Bóg, który zawsze jest delikatny w swoim przychodzeniu do człowieka, szanujący jego wolność; jego wybory, choć nie przestający o sobie przypominać: JESTEM. Dla jednych owo przypominanie będzie jedynie potwierdzeniem i umocnieniem w tym, w co wierzą, dla drugich wyrzutem sumienia, u jeszcze innych wznieci niepokój czy odruch sprzeciwu a nawet odwetu wymierzony zazwyczaj w Kościół, bo człowiek ma zbyt krotka rękę, aby dosięgnąć samego Boga, wiec atakuje symbol, który mu o nim przypomina, który nie daje mu zapomnieć, który nie daje mu spokoju.
Bóg ukryty w małym kawałku chleba, który potrafi budzić tyle emocji, tyle odruchów.


Różne są oczywiście oblicza milczenia Boga.
Dla innym przejawem tego milczenia może wydawać sie modlitwa bez odpowiedzi.
Boże mój, wołam... a nie odpowiadasz (Ps 22,3). To chyba najtrudniejszy problem związany z modlitwą: gdy nasze prośby zdają się pozostawać bez odpowiedzi, gdy prosimy, prosimy... a tu nic, jakby niebo było zamknięte na kłódkę, jakby Panu Bogu popsuł się słuch!
Jak to pogodzić z zapewnieniem Chrystusa, który mówi:  O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje (J 16,23).

Prawdziwa wiara i ufność, która powinna jej towarzyszyć, polega na przekonaniu, że Bóg wysłuchuje wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą - o czym sam zapewnia - por: 1 J 5,14. Już widzę sarkastyczny uśmieszek niektórych: „Ładna mi obietnica! To żadna sztuka spełniać to, co jest zgodne z Jego wolą!” Tymczasem trzeba powiedzieć: „I całe szczęście!” Przede wszystkim dlatego, że to On, a nie my, wie wszystko: zna przyszłość, którą my możemy tylko przewidywać. Myślę, że każdemu (a przynajmniej wielu) z nas zdarzyło się dziękować Panu Bogu za to, że nie spełnił naszej prośby, która przedtem wydawała nam się dobra, a tymczasem przyniosłaby fatalne skutki! Czy więc ta prośba pozostała niespełniona? Przecież ostatecznie chodziło nam o to, żeby było dobrze... i tak właśnie często się dzieje, ba, niejednokrotnie lepiej niż myśleliśmy, tylko nieraz nasz ograniczony sposób postrzegania rzeczywistości a może tez i wykrzywianie jej i ukazywanie takiej wykrzywionej rzeczywistości nam przez największego wroga Pana Boga nam nie pozwala tego zobaczyć! 

To zaufanie do dobroci i wszechwiedzy Boga ma zasadnicze znaczenie w przypadkach dla nas niezrozumiałych: gdy zdaje się, że pozostaje bez echa prośba o zdrowie dla ciężko chorego, o pracę dla bezrobotnego... przecież prosimy o dobro! Nie umiem i nie sile się nawet na odpowiedź na pytanie, z którym nie rzadko przychodzą do mnie ludzie: "Dlaczego tak jest, że Pan Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy, choć wydawało się, że proszę o to co dobre?", bo... ja też nie wiem wszystkiego; ale wiem, że Ten, który wie wszystko, jest Miłością i że z powodów dla nas niezrozumiałych nasze dobro wymaga czasem przejścia przez trudne doświadczenia.


Jest taka piękna opowieść o człowieku, który chciał pomóc motylowi wydobyć się z kokonu i rozciął kokon. Tymczasem była to „niedźwiedzia przysługa”: motyl potrzebował tego wysiłku, tego tarcia, by jego skrzydła mogły normalnie funkcjonować. Ten biedny motyl „dzięki pomocy” człowieka pozostał kaleką. Ileż razy prosimy Boga o takie właśnie „rozcięcie kokonu”!

Trzeba też wspomnieć o jeszcze jednej kwestii, od której zależy również spełnianie naszych próśb: jest nią wolna wola ludzi, z którą Bóg się liczy (może nawet bardziej niż my!). Wyobraźmy sobie taką modlitwę żony: „Panie Boże, już tyle lat Cię proszę, żeby mój mąż był dla mnie dobry!”, co w praktyce jakże często można by wyrazić to tak: „Panie Boże, zabierz mu jego sposób myślenia, jego zwyczaje i upodobania (a zwłaszcza wszystkie wady) i stwórz go na nowo na mój obraz i podobieństwo!” Zatem chcąc spełnić to życzenie, Pan Bóg musiałby zniszczyć osobowość męża, bo żona, zamiast podjąć trud dialogu (i prosić Boga o pomoc), wolałaby dostać wszystko „gotowe na talerzyku”. Nie, Bóg za bardzo nas kocha, by spełniać dosłownie takie prośby. I to często jest dla nas argument najtrudniejszy do przyjęcia, bo my najchętniej chcieli byśmy widzieć innych tak żeby oni odpowiadali naszym wyobrażeniom. To niestety pokutujący w nas egoizm podsuwa nam takie myślenie. Na szczęście Bóg nie myśli tak jak my, choć owoce tego bywają bolesne zwłaszcza dla niego samego, gdy człowiek źle korzysta ze swojej wolności. Gdy źle wykorzystana wolność godzi w dobro innych. Wracając do tego przykładu modlącej się żony: na pewno ta modlitwa też nie pozostała bez echa, zapewne Pan Bóg – w sposób znany tylko sobie – podsuwał mężowi myśl, by starał się być jak najlepszy dla żony, żeby się zmienił, nawrócił ale On nie po to dał nam szare komórki, by wszystko robić za nas, kosztem wolności i godności innych ludzi. Cena poszanowania ludzkiej wolności aż do końca jest cena za którą nieraz trzeba wiele zapłacić i nikt nie wie tego lepiej niż Bóg, który za cenę tej wolności dał się przybić do krzyża przez tych, których stworzył z miłości. To jeden z największych paradoksów miłości Boga, tak trudny do pojęcia dla tych, którzy jak mówi sam Chrystus nie potrafią "kochać aż do śmierci..."





Innym sposobem milczenia Boga jest ten, który został wykorzystany przez filozofie ateizmu dla podtrzymania tezy, że Boga nie ma.

Jeden z pierwszych niemieckich filozofów-ateistów, Fryderyk Nietsche, w jednym ze swoich szkiców przedstawia zabawną, a zarazem tragiczną sytuację: "W samo południe, kiedy w mieście jest najbardziej tłoczno na główny rynek wbiega zdyszany człowiek. W ręku trzyma zapaloną latarnię. Zrozpaczony, rozdygotany, zaczepiając przypadkowych przechodniów, świecąc im w oczy krzyczy na całe gardło. SZUKAM BOGA. LUDZIE JA SZUKAM BOGA. POKAŻCIE MI BOGA. CHCĘ GO ZOBACZYĆ. Wokoło zrobił się gwar. Śmiechy, drwiny. Niektórzy pokazywali na niego palcami. Mówili jeden do drugiego. Wariat, obłąkany, stracił biedak rozum. On w samo południe, na ulicy, z lampką szuka Boga. Ktoś krzyknął na niego. A idźże stąd do diabła szukać sobie swojego Boga gdzie indziej! Tutaj Go nie znajdziesz. Tutaj Twojego Boga nie ma. Na to „poszukiwacz Boga” zaczął krzyczeć jeszcze bardziej! Nie! Nie mówcie tak, że tu Boga nie ma! Błagam was, nie mówcie tak! Właśnie tutaj jest jedyna oaza, gdzie jeszcze można Boga spotkać. Wasze serce to jedyne miejsce, gdzie jeszcze Bóg żyje. Nie zabijacie Boga w waszych sercach. Błagam was! Nie zabijajcie Go! Ja przychodzę ze świata, gdzie Bóg już został zabity. Świat bez Boga jest nie do zniesienia, to istne piekło. Dlatego jeszcze raz was błagam. Nie gaście w waszych sercach płomyka Jego istnienia, dopóki On jeszcze w was żyje."




Ateizm to prąd myślowy, który od XIX w. pojawia się w historii myśli ludzkiej i który zatruł spostrzeganie Boga na zawsze. Prąd intelektualny, który popełnia największy błąd: neguje istnienie Boga. Ateiści chodzą i wołają: Bóg umarł, a jeśli nie, to udowodnijcie nam jego istnienie! Każdy człowiek posiada pragnienie poznania absolutu. Jednak, gdy ktoś posiądzie ten skarb, skarb wiary, musi bardzo uważać, by go nie utracić. Gdzie rodzi się pokusa zwątpienia w Boga?
Gdy podnoszę słuchawkę, wykręcam numer i melodyjny głos odpowiada, nie ma takiego numeru, lub gdy dzwonię do kolegi, a on nie odpowiada, lecz słyszę głuche buczenie, wnioskuję, że go nie ma. Niestety podobnie traktujemy czasem Boga. Żądamy od niego ingerencji w danej chwili, wyratowania z ciężkiej sytuacji, uzdrowienia dziecka z choroby nowotworowej, naprawienia finansów firmy, żądamy sukcesów zawodowych, dobrych ocen w szkole, życia na jakim takim poziomie. A gdy Bóg na to zdaje się nie reagować, wkracza ze swą pokusą szatan: Czy ten twój Bóg naprawdę Cię kocha, skoro nie okazuje Ci swej miłości? Czy On w ogóle istnieje, a mój głos, który słyszysz, czyż nie jest tylko głosem racjonalizmu?
W taką pułapkę wpadli Żydzi w czasie drugiej wojny światowej. Holocaust doprowadził do wielkiego zwątpienia w wybranie ich narodu przez Boga. Poczuli się przez Boga zdradzeni. Pięć milionów ofiar zorganizowanego ludobójstwa stało się faktem. Efekt jest taki, że dziś 85 procent ludności Izraela deklaruje się jako niewierzący. Pokusa była zbyt silna. Bo Bóg milczał. A w historii świata wydawał się milczeć wiele razy…
Choć filozoficzne dywagacje ateistów o „śmierci Boga” mają pewien wpływ na myślenie współczesnego człowieka, o tyle większym niebezpieczeństwem dla nas, ludzi wierzących, jest ateizm praktyczny, czyli jak to określił Jan Paweł II – życie, jakby Boga nie było. Taki człowiek uznaje istnienie Boga, ale jest mu on całkowicie obcy, nieobecny wcale w jego życiu, taki „Bóg na wakacjach”, który może i istnieje, lecz nie przeszkadza w życiu.   Niestety w dzisiejszych światach żyje tak również wielu ludzi, którzy nominalnie przyznają się do bycia chrześcijanami, stając się największym zaprzeczeniem chrześcijaństwa, które przecież poznaje się po owocach.


Kanadyjski teolog Latourelle wylicza cztery niebezpieczeństwa, które mogą doprowadzić do ateizmu praktycznego:
1. dobrobyt – człowiek, który wiedzie wygodne i bezpieczne życie, może pytać: co takiego Bóg mógłby dodać do tego, co już posiadam? Dlaczego mam tęsknić za chlebem nieba, skoro ten ziemski wystarcza mi aż nadto?

2. antyświadectwo wierzących – życie wielu chrześcijan zamiast przyciągać, odpycha od Boga i religii. Ukazują oni chrześcijaństwo zgorzkniałe, instytucjonalne, uwikłane w walkę o władzę polityczną i ekonomiczną, chrześcijaństwo budzące strach, skupione na grzechach i sankcji.

3. kult ciała – nadmierne przywiązanie do mody, apoteoza sportu, rozbicie jedności między miłością a erotyką, prowadzące do pornografii i panseksualizmu.

4. nieumiejętne korzystanie z osiągnięć techniki - masmedia i przemysł rozrywkowy dostarczają niezwykle wielkiej ilości informacji, oferują szeroką gamę propozycji, pochłaniając człowieka i jednocześnie tak go rozpraszając, że nie może samodzielnie myśleć, ani podejmować refleksji nad swym życiem.

Dobrobyt, antyświadectwo, kult ciała i złe wykorzystanie techniki mogą zająć miejsce Boga w twoim sercu. Dlaczego? Bo są namacalne, na wyciągnięcie ręki. Bo one krzyczą, a Bóg milczy.
Jakże ten nasz Bóg jest cichy… 

Może wystarczy już tych refleksji na jeden raz. Choć to dziwne, że może je wzbudzić w człowieku jeden mały, biały kawałek chleba, przechadzający się w zgiełku tłumów i postronnych gapiów, kawałek chleba w którym ukryty jest Bóg, o którym inni mówią, że go nie ma. Bóg, który nie odpowiada na zaczepki człowieka, który tak chętnie by sie nim posłużył do spełnienia swoich zachcianek. Bóg, który milczy...
Ale do czasu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji