Ojciec John na stadionie

W ostatnią sobotę Stadion Narodowy stał się swego rodzaju Wieczernikiem. Ponad trzynastogodzinne rekolekcje prowadzone przez znanego ugandyjskiego kapłana o. Johna Bashoborę, znanego charyzmatyka zgromadziły nieoczekiwane tłumy wiernych. Spotkanie to jak widać zrobiło wrażenie nie tylko na tych, którzy uczestniczyli w spotkaniu, ale także na  mainstream'owych mediach, które nie bardzo wiedziały jakim komentarzem opatrzyć tłumy wiernych, którzy dla jednego zwykłego księdza (a dosłownie dla Chrystusa, który posługuje się tym kapłanem jako narzędziem) przyszli na stadion. zwłaszcza, że jak wytłumaczyć, że na organizowany kilka dni wcześniej - także na stadionie w Poznaniu - koncert Alicji Keys przybyło szesnaście tysięcy fanów, zaś do koncertu Madonny na Narodowym trzeba było dopłacić. Tym razem nie tylko nie trzeba było dopłacać, ale dochód z biletów wykupionych przez blisko sześćdziesiąt tysięcy rozmodlonych ludzi pozwolił, by poza zorganizowaniem tych swoistych rekolekcji podzielić się darem serca z sierotami, którymi ks. John Baptist Bashobora się opiekuje w rodzimej Ugandzie.
Nie będę przedstawiał postaci o. Johna, bo można o nim przeczytać chociażby na stronie poświęconej jego osobie i działalności http://www.ojciecjohnbashobora.pl/, chciałbym jedynie podzielić się kilkoma refleksjami z tego spotkania. To, co uderza to z cała pewnością prostota i żywotność słowa, którym ks. Bashobora posługuje. Spotkanie z tym skromnym kapłanem rodzi przekonanie, że ma się do czynienia z człowiekiem rozmiłowanym w Chrystusie i pragnącego, aby poprzez jego posługę mogło Go poznać jak najwięcej osób. W swoim nauczaniu o. John nie sili się na niezwykłą teologię, nie zmusza słuchaczy do ekwilibrystyki umysłowej, ale mówi wprost do serca. Mówi z miłością i z wiarą. I zgromadzone tłumy, które przychodzą, aby go słuchać, aby słuchać tego, co z pewnością już niejednokrotnie słyszeli świadczą o ogromnej potrzebie głoszenia Ewangelii Chrystusa w wielkiej pokorze i szczerości, które cechują ks. Johna. To, co dla mnie jest bardzo osobistym owocem i wnioskiem z tego spotkania, to przekonanie,  że aby ruszyć naprzód i pozwolić się duchowo odnowić potrzebujemy na nowo bardzo osobistego wejście w relację z Bożym słowem, poprzez moc którego (gdy jest ono głoszone z wiarą) wzmacnia się nasze doświadczenie Chrystusa żywego i działającego tu i teraz. Ojciec Bashobora uczy, że słowa Jezusa stają się w nas żywe dzięki temu, że staramy się nimi żyć. Tylko w ten sposób mamy szansę stawać się świadkami ewangelii i przyciągać innych do Chrystusa.
Nie ma wątpliwości, że świat potrzebuje Ewangelii. Potrzebuje Jezusa Chrystusa, choć zdawałby się temu zaprzeczać. Nam zaś nie wolno pozostawać obojętnymi wobec tej największej ze wszystkich potrzeb człowieka, choć często może nie uświadomionej. Ta potrzeba dociera dzisiaj do nas jak krzyk tych, którzy oddalili się od wiary, którzy twierdzą , że nie wierzą i trzymają się tej niewiary jako najpewniejszego mechanizmu obronnego, choć w głębi serca cierpią niewyobrażalny egzystencjalny ból, ból utraty prawdziwego człowieczeństwa, ból bezsensu życia, ból braku miłości i zapomnienia. 
Owszem, może żyjemy w twardych czasach, na które często narzekamy, choć nie powinniśmy.Czasem sami tracimy wiarę w to, że ten świat można zmienić. Jeśli jednak tej wiary nie mają ci, którym Chrystus nakazał zmieniać oblicze tego świat, to kto ma ja mieć. Oczywiście nie wymaga od nas, abyśmy czynili to o własnych siłach, ale czy wierzymy jeszcze w to, że On może to uczynić?
Owszem żyjemy w społeczeństwach, które na powrót wracają do pogaństwa. Zwłaszcza widać to na przykładzie krajów Europy. To, co w tym momencie rozgrywa się, to pytanie o pewną filozofię życia: z Bogiem czy bez Boga, z nadzieją życia wiecznego czy bez niej, z moralnością obiektywną, solidną opartą na trwałych fundamentach czy też z suwerenną afirmacją własnej wolności jako absolutnej normy postępowania, prowadzącej tak naprawdę dotąd, dokąd się tylko da. To wszystko jest bardzo ważne i nie może być obojętne dla nas chrześcijan. To jest konkretne wyzwanie dla współczesnych uczniów Chrystusa. Wyzwanie nie nowe, tylko w nowej odsłonie. Jak pośród tych alternatyw wiarygodnie mówić o Bogu, o Jego miłości, o życiu wiecznym i o tym, że jedyne szczęście i prawdę, która go wyzwala człowiek może znaleźć jedynie w Bogu?
Warto sobie uświadomić, że my, chrześcijanie nie jesteśmy tylko widzami. Nie wolno nam założyć rąk, nie możemy przemilczeć tego, co otrzymaliśmy! Nie wolno nam zgodzić się na to, aby umarło to ogromne bogactwo, jakim jest Ewangelia. Nie wolno nam milczeć. Mamy tak jak święty Paweł czuć się przynagleni do dawania świadectwa: "Cieszę się przeto owym duchem wiary, według którego napisano: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem; my także wierzymy i dlatego mówimy" [2 Kor 4,13].
Trzeba nam wrócić do początku. Trzeba wrócić do ewangelizacji. Trzeba żyć i głosić Ewangelię w jej postaci najbardziej radykalnej i oryginalnej! Musimy na nowo wzywać do nawrócenia, zaczynając od siebie. Musimy mówić, tak jakby Dobra Nowina o Jezusie i zbawieniu nigdy nie była słyszana. Wszędzie, w porę i nie w porę: w naszych domach, rodzinach, naszym sąsiadom, ludziom wśród których żyjemy, pracujemy, spędzamy wakacje. Podobnie jak w pierwszych wiekach, jak gdyby pierwszy raz przepowiadało się tę prawdę, "z całą siłą nowości i skandalu, z cała jej niezrównaną atrakcyjnością, bez kompleksów, bez lęku, z prostotą nadziei i żywotnego entuzjazmu, z apostolska odwagą i z wielką miłością do wszystkich" - jak mówi o. John Bashobora. Właśnie to głoszenie, zapoczątkowane radosnym doświadczeniem wiary, przemienia nas wewnętrznie i ma moc przemieniać świat i pozwala to czynić z pełnym zaufaniem, pokładając nadzieję w Bogu, który nas kocha. Dla mnie doświadczenie ostatniej soboty na Stadionie Narodowym było najlepszym potwierdzeniem tej prawdy.
Nie rzadko żyjemy w środowisku neopogańskim, bez jakiegokolwiek znieczulenie dającego ulgę. Musimy się jednak nauczyć, że to także nasze środowisko, miejsce, w którym postawił nas Bóg i to nie przez przypadek. Mamy być w tym środowisku jak zaczyn w cieście, jak dusza w ciele, dająca życie i oddech, zaczyniając nasz świat jak drożdże.  A żyć jako chrześcijanie, ze wszystkimi tego konsekwencjami, to znaczy żyć autentycznością Ewangelii, dawać o niej świadectwo i głosić ją w porę i nie w porę. To powinna być nasza odpowiedź na to, gdzie się znajdujemy. Z Boża pomocą możemy dokonywać rzeczy niezwykłych!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji