Medytacja jako podróż

Mistrzowie życia duchowego porównują często życie duchowe człowieka z podróżą. I jak pisze w swojej książce p. t. „Medytacja Chrześcijańska” karmelita, o. Larkin można tę podróż podzielić na trzy etapy: punkt wyjścia: którym jest rozproszony umysł, poczucie samozadowolenia, dominacja naszego ego; samą podróż: która jest wewnętrzną odnową zarówno naszego sposobu myślenia jak i naszego serca, którego źródłem jest głębsze poznanie siebie jak i Boga z perspektywy miłości; i wreszcie cel podróży: jakim jest odnalezienie Boga w swoim wnętrzu i trwanie w pełnej miłości i wiary jedności z Bogiem obecnym nie gdzieś na zewnątrz, ale właśnie w nas.

Etapy tej podróży jak piszą mistrzowie duchowości nie następują po sobie liniowo, lecz są ciągłym wracaniem do nich, które można porównać do podróży po spirali, lub do wspinaczki na szczyt prowadzącej dokoła góry. Zresztą na tym polega nasze zagłębianie się w relację przyjaźni z Bogiem, że jak pisał o. Karol de Foucauld „ciągle zaczynamy od nowa” , po to by wchodzić coraz głębiej i głębiej w tę zażyłość, która swój kres osiągnie ostatecznie dopiero w przyszłym świecie. Ze względu właśnie na to, że nasza duchowa podróż ma taki przebieg, jak przed chwilą opisano, mistrzowie życia duchowego bardzo przestrzegają przed zbyt pochopną próbą oceny tego na jakim etapie tej podróży człowiek się znajduje. Owszem, są pewne znaki mówiące od postępie na tej drodze, ale trzeba być bardzo ostrożnym, żeby nie ulec iluzji.

Jedną z cech tego posuwania się naprzód jest to, że zazwyczaj na początku duchowej podróż jesteśmy z reguły powierzchowni, niedojrzali, zdawkowi, pełni wewnętrznego chaosu. Z czasem jednak zaczyna się to zmieniać. W doświadczeniu medytacji drogą tej przemiany jest słowo (werset), jakim posługujemy się do recytacji. Jest ono narzędziem, ale tez darem (bo słowo Boże, czy imię Jezusa, jakie recytujemy jest zawsze łaską i jej nośnikiem), który nas wewnętrznie uspokaja, uzdrawia nasze niewłaściwe pożądania, wprowadza pokój. Wierność powtarzaniu medytacyjnego wersetu, każdego dnia można porównać do kolejnych kroków stawianych na duchowej drodze, choć często będą one trudniejsze niż nam się wydaje. Jednak nasze modlitewne wezwanie, powtarzane wiernie każdego dnia w czasie medytacji i w innych chwilach stopniowo zacznie uwalniać nas od skupienia uwagi na nas samych, uwalniając tym samym od rozpraszających pragnień. Ta prosta formuła modlitewna jest bowiem wewnętrzna dyscypliną, która będąc dla nas samych znakiem otwartości na działanie w nas Ducha Bożego, będzie nas jednocześnie prowadziła do coraz głębszej wewnętrznej integracji, ku nowemu sposobowi myślenia i ku coraz bardziej ufnemu powierzeni się Bogu i Jego prowadzeniu już nie tylko w czasie samej medytacji, ale także w codzienności, która jest jej kontynuacją.

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca