Drogą powołania

Rozpoczynamy w Kościele "Tydzień modlitw w intencji powołań". Może zatem warto zamieścić kilka słów refleksji na ten temat.

Każdy człowiek otrzymał od Boga powołanie. Podstawowym jego wymiarem jest powołanie do życia i do miłości.

Nie każde powołanie ma charakter sensu stricto religijny, choć jako ludzie wiary dostrzegamy w każdym powołaniu zaproszenie skierowane do człowieka przez Boga. Jest tyle powołań, ilu ludzi. Nawet, jeśli mówimy o powołaniu do macierzyństwa czy ojcostwa, to mamy świadomość, że każda matka czy ojciec na swój własny, niepowtarzalny sposób je realizuje. Fakt, że ja jestem księdzem i mój współbrat jest księdzem, choć pozornie idziemy tą samą drogą życia kapłańskiego, to jednak każdy realizuje ją na swój sposób. Jeśli mówimy: „lekarz, nauczyciel z powołania”, mamy na myśli nie tylko jakiś rodzaj pasji, ale jak wierzymy także odpowiedź na zaproszenie skierowane do człowieka w sposób indywidualny, choć nie każdy człowiek musi tak to widzieć. Jako ludzie wierzący spoglądamy na powołanie nieco inaczej niż osoby niewierzące. W chrześcijańskim spojrzeniu zawsze trzeba uwzględnić odniesienie do Boga i pojawienia się kategorii ofiary. Ofiarowuję, poświęcam moje życie. W dzisiejszej Ewangelii Chrystus uzasadni sens tej ofiary i ukazuje, że jej fundamentem musi być wolność człowieka. Nie wolno nam także zapomnieć, że cechą zdrowego pojmowania naszego życia jako daru czy ofiary zawsze jest skromność, cichość i radość. Oczywiście jest także zgoda na momenty cierpienia, ale ono nigdy nie jest cierpiętnictwem, jak często się zdarza wówczas, gdy brakuje perspektyw wiary czy odniesienia do wieczności. Tymczasem człowiek wiary, jeśli podejmuje decyzję o rezygnacji z czegoś, to czyni to zawsze dla wartości wyższej, w miłości i w wolności.

Pogański sposób pojmowania rzeczywistości, gdzie brak jest ujęcia powołania, jako daru od Boga często wskazuje się na los lub fatum, jako przyczynę wielu zdarzeń, ale w tym ujęciu nie ma wolności. Jest taka ilustracja powołania chrześcijańskiego, które odwołuje się do obrazu gry człowieka z Panem Bogiem w szachy – ja jestem wolny i On jest wolny. Ja robię ruch, a On na to reaguje i odpowiada. Taka partia jest pasjonująca, bo jest rozgrywana na zasadzie wolnych wyborów pełnych miłości. Oczywiście, zdarza się szach i sytuacja konfrontacji. Są to momenty, kiedy muszę być w pełni odpowiedzialny, nie mogę uciekać, muszę zdecydować. Ale najpiękniejsze w tej historii jest to, że Bóg nigdy nie stawia mata, nie kończy partii. Oczywiście zrobi to kiedyś na końcu czasów, ale nie czyni tego w czasie, który nazywamy życiem.

Niektórzy zadają pytanie, czy w odpowiedzi na Boże zaproszenie w kwestii powołania możemy mieć pewność, że dokonujemy właściwego wyboru? Odpowiedź brzmi: I tak i nie. Stwierdzenie, że nie odnosi się nie do pewności w chwili dokonywania wyboru, czyli obrania jednej, konkretnej drogi. Niemniej realizując już nasze powołanie zdobywamy coraz więcej przesłanek i pewności, że droga, jaką podążamy jest naszą drogą, bo znajdujemy na niej sens, spełnienie i radość. Możliwy jest też inny rodzaj pewności oparty na zaufaniu i miłości. Franciszek Salezy mówił o 3 wskazówkach przy rozpoznawaniu powołania, to znaczy rozeznania woli Bożej.

Pierwszy nich to słuchanie Boga, który mówi przez swoje słowo, przez znaki, przez innych ludzi. I właśnie tutaj potrzebna jest wiara i zaufanie. Wiara bowiem podpowiada nam, jak mądrze i po Bożemu interpretować znaki na drodze naszego życia

Po drugie trzeba nam słuchać siebie, naszego serca. Ten fakt często pomijamy, bo sądzimy, że mamy rozpoznać wolę Boga, nie swoją. Tymczasem, gdy mówimy o powołaniu nie wolno nam zapomnieć, że Pan Bóg wpisuje je także w nasze pragnienia, uczucia i obawy. Pan Bóg nie chce mieć niewolników! Jeśli Bóg czegoś dla nas chce – to wcześnie czy później będziemy mogli dostrzec, że to pokrywa się także z naszymi pragnieniami. Wiele uwagi temu zagadnieniu poświęcił w swoich duchowym rozeznawaniu św. Ignacy Loyola. Uczy on, że nasz rozum, uczucia, wola są istotne w rozpoznawaniu drogi życia, podobnie jak nasze uzdolnienia, pasje, talenty, którymi Pan Bóg nas nie bez celu obdarował. „Stanowią one rodzaj instrumentu, na którym Pan Bóg delikatnie gra melodię naszego życia”.

I wreszcie trzeci aspekt to słuchanie innych. To nie znaczy, że mamy pozbawiać się własnej odpowiedzialności za decyzje i wolności wyboru i biegać od jednego kierownika duchowego do drugiego z pytaniem: „Co mam robić w życiu?”. Nikt nie podejmie decyzji za nas. Słuchać oznacza, że z pokorą bierzemy pod uwagę perspektywę innych. Podkreślmy jednak, że jest to tylko jedna z trzech ważnych płaszczyzn rozeznawania.

Wbrew pozorom owo poszukiwanie jest niezwykle ważne, aby ostatecznie nie rozminąć się ze swoim powołaniem. Istnieje niebezpieczeństwo, że nie odkryjemy go, podobnie jak nie odkryjemy naszego prawdziwego ja, jeśli zaniedbamy jeden z tych podstawowych rodzajów harmonii, do której powołuje nas Bóg: harmonii z Bogiem, ze sobą i z otoczeniem a więc gdy przestaniemy być otwarci.

Znany wiedeński psychiatra Viktor Emil Frankl przestrzegał: „Nie należy poszukiwać w życiu jakiegoś abstrakcyjnego sensu. Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania. Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie. A zatem każdy z nas ma do wykonania wyjątkowe zadanie, tak jak wyjątkowa jest okazja, aby je wykonać”.

Niemniej musimy mieć świadomość, że do odkrycia i podjęcia naszego zasadniczego powołania nieraz trzeba długo dojrzewać. Tak np. było z apostołami Piotrem czy Pawłem. Gdy Jezus powołuje Piotra nad Jeziorem Galilejskim, daje mu nowe imię i nową tożsamość. Piotr dostaje je jakby na wyrost, bo jeszcze nie wie, co to znaczy. Idzie za Jezusem, uczy się z Nim być. A w momencie męki i śmierci Mistrza zdradza, ucieka. Wydawać się mogło wówczas, że jego powołanie się załamało. A jednak te wszystkie doświadczenia (także jego słabości) były ważnymi elementami jego dojrzewania do powołania. Ostatecznie po zmartwychwstaniu Jezus nie pyta Piotra o jego grzech, nie wyrzuca mu zdrady. Pyta go tylko o jedno – o miłość. I na końcu mówi: „Pójdź za Mną”. Przecież Piotr już dawno poszedł! Ale dopiero teraz pojmuje, co to znaczy. Choć wiemy, że droga Piotra się na tym nie skończyła. Długo jeszcze musiał dojrzewać, żeby oddać życie za Jezusa.

Podobnie było z Pawłem. Był wykształconym rabinem, doskonałym teologiem i w sensie swojej pobożności był bez zarzutu. Można by powiedzieć, że powołanie faryzeusza wypełniał wręcz doskonale, ale nie ono było wobec Pawła Bożym zamiarem. Właściwe powołanie odkrywa on dopiero na drodze do Damaszku, gdy spotyka zmartwychwstałego Jezusa. Nie wolno jednak odrzucić całego bagażu jego przeszłości, gdyż jego doświadczenia i wiedza z czasów jego gorliwości, jeszcze jako prześladowcy chrześcijaństwa okazały się być bezcenne w późniejszym życiu św. Pawła.

Gdy wspomniano wcześniej o tym, że na drodze naszego powołania z czasem odkrywamy radość, spełnienie i sens a zatem coś, co w ludzkim rozumieniu daje człowiekowi poczucie szczęścia zaznaczyć też należy, że nie oznacza to, że na drodze realizacji powołania nie ma miejsca na wątpliwości, ból czy łzy. Zwłaszcza, że jako chrześcijanie zawsze jesteśmy zaproszeni przez Jezusa do gotowości w niesieniu krzyża. On także jest w ten czy w inny sposób wpisany w nasze powołanie. Nie chodzi o to, aby go szczególnie szukać. Gdy będziemy wierni naszemu powołaniu i Ewangelii przyjdzie czas, że on się objawi z całym swoim realizmem.  Lecz nawet doświadczenie cierpienia czy ofiary ostatecznie nie będzie w stanie odebrać nam poczucia szczęście, choć znaczyć należy, że nie jest ono celem samym w sobie. Można powiedzieć, że przychodzi ono „w pakiecie”, gdy idziemy drogą, na której najpełniej pragniemy naśladować Chrystusa. Jeśli ktoś szuka szczęścia samego w sobie – może go nigdy nie znaleźć. Przynajmniej po tej stronie życia. Natomiast jeśli będziemy starali się i ciągle  będziemy uczyli się kochać tak, jak prosi nas o to Chrystus oraz gdy będziemy nieustannie konfrontowali nasze wybory z Jego wolą i Jego słowem wówczas można powiedzieć, że realizując nasze powołanie szczęście nas odnajdzie i im bliżej celu tym większą będziemy mieli satysfakcję z tego, co robimy, pomimo doświadczenia krzyża, który w to powołanie został wpisany.

Na koniec warto podkreślić, bez cienia egoizmu, że nasze powołanie jest nie tylko dla innych, jest nade wszystko dla nas, abyśmy na tej drodze nieustanie odkrywali miłość Boga, dar człowieka i różnorodności świata, jego piękna a także powołań, jakimi Bóg obdarzył innych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa