Z Maryją w Nowy Rok

boza-rodzicielka

„Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem” – relacjonuje Ewangelista. Pośpiech, to słowo, które dzisiaj jest wszechobecne i odmieniane przez wszystkie przypadki, jako choroba współczesności. Choć pośpiech pasterzy był spowodowany zupełnie czymś innym. Ich postawa sugeruje nam, że jeśli coś rzeczywiście zasługuje na pośpiech, to właśnie sprawy Boże a zwłaszcza zabieganie o nie. Tymczasem dzisiaj ów wszechobecny pośpiech towarzyszący naszemu życiu najczęściej jest podawany, jako usprawiedliwienie braku czasu właśnie dla spraw Bożych. Żyjemy w pośpiechu, pracujemy w pośpiechu, w pośpiechu robimy zakupy i spotykamy się ze znajomymi – o ile w ogóle znajdujemy jeszcze dla nich czas; wreszcie i modlimy się w pośpiechu.

Ewangelia opisując spotkanie pasterzy z nowonarodzonym Zbawicielem pisze: „Znaleźli Maryję, Józefa oraz leżące w żłobie Niemowlę.” No właśnie modlitwa, to czas, w którym chcę znaleźć Boga, nawiązać z Nim więź. Modlitwa – jak pisał św. Augustyn – to przestrzeń, z której chrześcijanin czerpie pokarm duchowy. Czy zatem modlitwa w pośpiechu pozwala nam rzeczywiście nakarmić naszego ducha? Wiemy, że jedzenie w pośpiechu jest niezdrowe dla organizmu, przez analogię można by powiedzieć, że pośpiesznie odmawiane modlitwy wcześniej czy bardziej zaszkodzą niż pomogą we wzroście naszego życia duchowego. 

Modlitwa, Eucharystia – to duchowy pokarm. Obecność w kościele stołu, chleba, który przemienia się w Ciało Chrystusa nieustannie chce nam o tym przypomnieć. Karmienie się tym duchowym pokarmem to warunek tego byśmy mieli w sobie Boże życie – przypomni Jezus.

Dla nas zawsze niedoścignionym wzorem modlitwy jest Maryja. Ewangelia mówi o Niej, że „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu”. Żeby jednak usłyszeć, żeby pozwolić zakorzenić się w sercu tym Bożym sprawom i słowom potrzeba nam zatrzymania się w biegu i zasłuchania. To niezwykłe, że w pierwszym dniu Nowego Roku, gdy wielu z nas ma jeszcze w sobie gwar sylwestrowych zabaw i radości Maryja proponuje nam postawę kontemplacji. Zaprasza do zatrzymani się, ciszy i zasłuchania, bo to one wypełniają nasze serca pamięcią o Bogu.

W angielskiej wersji Biblii, którą otrzymałem od przeora klasztoru benedyktynów w Londynie tłumaczenie określające postawę Maryi jest jeszcze mocniejsze, dosłownie przetłumaczono je, że „Maryja strzegła tych spraw w swoim sercu jak skarbu.”

I chyba ostatecznie o to właśnie chodzi w naszym chrześcijaństwie, by w sercu strzec zawsze tego skarbu, jakim jest obecny przez łaskę uświęcającą Bóg. Jednym z największych niebezpieczeństw współczesnego świata jest to, że pragnie on ów skarb Bożej obecności zamienić na różnego rodzaju chłam, którym chce zatruć nasze serca.

To już Ojcowie Pustyni przestrzegali, żebyśmy stali zawsze na straży naszego serca, uważając, co do niego wpuszczamy. Gdyż to, co wpuścimy zapuści tam korzenie i wyda owoce, które dla naszego życia będą błogosławieństwem albo przekleństwem. Może w dzisiejszych czasach warto sobie tę przestrogę wziąć do serca, by nie pozwalać ich zatruwać byleczym…

Ewangelia mówi, że po spotkaniu z nowonarodzonym Mesjaszem pasterze wrócili już inni, przemienieni, pełni radości. Myślę, że to tak że ważna podpowiedź dla nas, byśmy po spotkaniu z Chrystusem i Jego Matką w modlitwie czy w Eucharystii wracali do naszej szarej codzienności pełni radości i wielbiąc Boga, bo przecież On nie zostawia nas samymi, idzie z nami w tę codzienność, żeby nam towarzyszyć, umacniać swoją łaską, obdarzać miłością.

Jeśli będziemy potrafili naprawdę odnaleźć Boga w modlitwie, w Eucharystii, w Słowie Bożym wówczas łatwiej także będzie nam odnaleźć ślady Jego obecności wśród niełatwej często prozy życia.

blogoslawienstwo

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca