Bycie uczniem Chrystusa nie musi być łatwe

Bracia: Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii.  (1 Kor 9,16-17)

"Biedny Hiob" – chciałoby się powiedzieć słuchając dzisiejszego pierwszego czytania. Tymczasem jego doświadczenie jest doświadczeniem wielu z nas. „Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei”. Czujemy często, że przepływa nam przez palce. Świat biegnie w zwariowanym tempie. Nie czeka. A współczesny człowiek z telefonem przy uchu, podłączony do Internetu, usiłuje nie wypaść z rytmu, który nadaje świat. Jak nie nadąża popada w smutek, zniechęcenie, depresję.

Słowo Boże dzisiejszej niedzieli przekazuje nam Dobrą Nowinę, która może nas uleczyć z naszych smutków, braku nadziei, z naszych obaw... To „Jezus wziął na siebie nasze słabości i nosił nasze choroby”. Moc Jego Ewangelii jest większa niż nasza niemoc. Światło, które On przynosi, ma moc rozproszyć wszystkie ciemność. Musimy tylko je wpuścić do naszego życia!

Dobra Nowina, którą przynosi Jezus, to wieść o wolności, o wyzwoleniu, o nadziei, o uzdrowieniu. Sama Ewangelia ma w sobie moc.

Każdy może jej doświadczyć, tak jak doświadczył jej Szaweł, który pod Damaszkiem stał się świętym Pawłem. I dlatego mówi: „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Gdybym nie dzielił się tym, co zmieniło moje życie. To też przestroga dla nas!

Dla ucznia Chrystusa liczy się powierzone przez Boga zadanie i pełne zaangażowanie w jego wypełnienie. Nie mówi: „biada mi, gdyby ludzie mnie nie słuchali”. Nie mówi też tego, co wielu z nas tak często lubi powtarzać: „biada mi, bo nikt mnie nie lubi i nikomu nie jestem potrzebny”.

Bycie uczniem Chrystusa, wypełnienie woli Boga nie musi być łatwe. Pozwoli nam jednak naprawdę się z Nim zaprzyjaźnić. Chrześcijanie nigdy nie wyrzucili do kosza Księgi Hioba. Dlaczego? Bo ona rzuca światło na nasze życie. „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty”. Być może przyjdą chwile, kiedy trudno będzie znaleźć słowa lepiej wyrażające nasze uczucia. Właśnie wtedy będzie mogła rozkwitnąć nasza ufność do Tego, który „leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany”. Kiedy to zrozumiemy, będziemy mogli naprawdę chwalić Pana. Nasza modlitwa nie urwie się nagle przy pierwszej pokusie, niepowodzeniu, upadku.

Ojciec wie wszystko. Ja nie muszę. Ja ufam i wielbię. Trudno zaprzyjaźnić się z Chrystusem człowiekowi, który pragnie samych sukcesów, który chce wszystko kontrolować.

Znaki, które czyni Jezus, mają przywrócić człowiekowi jego prawdziwy obraz i naturę, tę sprzed grzechu, i choroby, której grzech jest częstą przyczyną. Gdy przyglądamy się innym cudom Jezusa, widzimy, że to, co było chore, jest pokonane w pierwszych chwilach po uzdrowieniu; ślepi – widzą, głusi – słyszą, chromi – chodzą, a teściowa Piotra… wstaje i zaczyna usługiwać. Jezus leczy nie tylko jej gorączkę, ale też uzdrawia ją do służby, do tego, by naśladowała samego Jezusa, który przyszedł po to, by służyć człowiekowi: „Ja jestem pośród was jak ten, kto służy” (Łk 22, 27).

A dzieje się to wszystko w domu Piotra, w pierwszym rodzinnym Kościele. Dlatego odczytajmy ten znak jako wezwanie do uzdrowienia tego wszystkiego, co w nas i naszych wspólnotach, naszych rodzinach, miejscach pracy dotknięte jest paraliżującą gorączką.

Dotyka nas ona wtedy, gdy zaczynamy żyć oczekiwaniami i roszczeniami względem innych. Nie chcemy często godzić się na postawę służby, wolimy być tymi, którzy mają władzę, którzy panują (choćby w maleńkim zakresie). Tak często słyszy się dziś: przecież mi się to należy, przecież należę do większości, przecież należą mi się jakieś prawa i uznanie innych.

Tak powszechna dzisiaj postawa roszczeniowa, która zabija w nas ducha służby i bezinteresowności staje się przyczyną wielu trapiących nas chorób, w naszych domach, miejscach pracy czy nauki. Również w Kościele! Potrzebujemy Jezusa, który swoją ręką, ręką Boga, który służy, dotknie i uzdrowi nasze egoizmy. Gotowość usłużenia innym może stać się naszym uzdrowieniem, uzdrowieniem naszych czasów. Tylko bezinteresowna miłość czyni nas naprawdę wolnymi. Chrześcijanin, który nie potrafi służyć, nie naśladuje swojego Mistrza, a w konsekwencji służy niczemu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji