Dojrzewać ku prostocie modlitwy
Jezus przyszedł do pewnej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła". A Pan jej odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona". (Łk 10,38-42)
Medytacja uczy nas wybierać najlepszą cząstkę – uczy nas usiąść u stóp Jezusa by wsłuchiwać się w Jego słowo i cieszyć się Jego bliskością.
Mówiąc o modlitwie zakładamy, że powinna ona ewoluować, albo lepiej dojrzewać wraz z dojrzewaniem człowieka modlącego się. Do czego powinna dojrzewać? Zmarły w ubiegłym tygodniu brat Morris – ze zgromadzenia Małych Braci od Jezusa mawiał, że modlitwa winna dojrzewać do prostoty. Droga modlitwy wiąże się bowiem ściśle z droga ludzkiego życia, z rozwojem człowieka (nie tylko duchowym). W miarę jak rozwija się człowiek powinna się rozwijać jego modlitwa. W przeciwnym razie może ona stracić swoją ożywiającą wartość dla naszego życia lub stać się co gorsza jedynie martwa formułą.
Gdyby przyjrzeć się pewnym etapom obejmującym modlitwę, to można tam wyróżnić: modlitwę ustną (nauka modlitwy bowiem rządzi się podobnymi prawami jak nauka mówienia u dziecka, które najpierw uczy się mówić powtarzając i przyswajając pewne określenia – podobnie jest z różnymi modlitewnymi formułami). Następnie pojawia się zaangażowanie w modlitwę swoich uczuć i serca, po to, aby z czasem stać się modlitwą myślną, gdzie sami formułujemy treść naszej modlitwy, nasze przemyślenia, które wynikają z odpowiedzi na wcześniej usłyszane Boże Słowo, lub doświadczeń życia i naszej refleksji nad nim. Przez to modlitwa staje się bardziej osobista. Jednak to jeszcze nie wszystko. Większość nauczycieli życia duchowego jest zgodna, że modlitwa powinna zmierzać (dojrzewać ku prostocie). Co nie oznacza, że prostota nie może się przejawiać na wcześniejszych etapach modlitwy, ale jej głównym aspektem jest to, że w modlitwie godzimy się na to, aby inicjatywę oddać Panu Bogu.
Dopóki bowiem inicjatywa modlitwy ogranicza się do naszych zabiegów, istnieje ryzyko, że wciąż będziemy karmić nasze ego. A przecież modlitwa winna być tą pierwsza płaszczyzną, gdzie uczymy się obumierać dla naszego fałszywego „ja”. Jak mówi św. Jan Chrzciciel: „Trzeba aby On wzrastał a je się umniejszał” [J3,30] – to piękna definicja modlitwy prostoty.
Oczywiście dojrzałość modlitwy polega tez na tym, że tworzy ona jedność pomiędzy jej różnymi aspektami. Ktoś może odnajdywać się dobrze w medytacji monologicznej, ale dojrzałość wymaga też, aby czerpał z liturgii czy lectio divina.
Ta jedność jest niczym innym jak pewnego rodzaju integracją wielu elementów życia i modlitwy, dostrzegającą w nich całość. Jak mawiał wspomniany już brat Morris: „Dojrzała modlitwa jednocząc poszczególne aspekty ludzkiego życia nie powinna stawać się bardziej skomplikowana, ale prostsza”.
Raz jeszcze podkreślmy, że modlitwa prostoty to dojrzewanie do tego, aby w modlitwie coraz mniejszą rolę odgrywało działanie człowieka przez słowa lub myśli na rzecz powierzenia siebie prowadzeniu przez Ducha. Chodzi w niej zatem o powrót do postawy pierwotnej – wskazanej w Ewangelii przez samego Chrystusa: „Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” [Mt18,3]. Postawa dziecka dana jest przez Jezusa jako przykład postawy integrującej: całkowitego zaufania, zawierzenia, oddania się… To wszystko, co u dziecka przejawia się w sposób naturalny, jako dane wraz z darem życia, u człowieka wyrastającego z dzieciństwa (przez rozwijająca się samodzielność i poczucie niezależności) musi być przywrócone w wysiłku pewnego rodzaju Re-integracji, w powrocie do jedności, która z czasem przez zróżnicowanie dotyczące naszego życia staje się trudniejsza.
Medytacja monologiczna, opierając się na jednym wezwaniu odnoszącym się do imienia Jezus uczy nas właśnie takiej postawy, w której inicjatywę w modlitwie oddajemy Bogu, świadomi, że zarówno jedność naszego życia, jak i owoce modlitwy są bardziej Jego darem niż owocem naszej pracy. Nie wspominając o tym, że samo imię Jezus, które jest kanwą tej modlitwy jest samo w sobie drogą do Boga a jak mówi sam Chrystus: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” [J 14,6]
Medytacja uczy nas wybierać najlepszą cząstkę – uczy nas usiąść u stóp Jezusa by wsłuchiwać się w Jego słowo i cieszyć się Jego bliskością.
Mówiąc o modlitwie zakładamy, że powinna ona ewoluować, albo lepiej dojrzewać wraz z dojrzewaniem człowieka modlącego się. Do czego powinna dojrzewać? Zmarły w ubiegłym tygodniu brat Morris – ze zgromadzenia Małych Braci od Jezusa mawiał, że modlitwa winna dojrzewać do prostoty. Droga modlitwy wiąże się bowiem ściśle z droga ludzkiego życia, z rozwojem człowieka (nie tylko duchowym). W miarę jak rozwija się człowiek powinna się rozwijać jego modlitwa. W przeciwnym razie może ona stracić swoją ożywiającą wartość dla naszego życia lub stać się co gorsza jedynie martwa formułą.
Gdyby przyjrzeć się pewnym etapom obejmującym modlitwę, to można tam wyróżnić: modlitwę ustną (nauka modlitwy bowiem rządzi się podobnymi prawami jak nauka mówienia u dziecka, które najpierw uczy się mówić powtarzając i przyswajając pewne określenia – podobnie jest z różnymi modlitewnymi formułami). Następnie pojawia się zaangażowanie w modlitwę swoich uczuć i serca, po to, aby z czasem stać się modlitwą myślną, gdzie sami formułujemy treść naszej modlitwy, nasze przemyślenia, które wynikają z odpowiedzi na wcześniej usłyszane Boże Słowo, lub doświadczeń życia i naszej refleksji nad nim. Przez to modlitwa staje się bardziej osobista. Jednak to jeszcze nie wszystko. Większość nauczycieli życia duchowego jest zgodna, że modlitwa powinna zmierzać (dojrzewać ku prostocie). Co nie oznacza, że prostota nie może się przejawiać na wcześniejszych etapach modlitwy, ale jej głównym aspektem jest to, że w modlitwie godzimy się na to, aby inicjatywę oddać Panu Bogu.
Dopóki bowiem inicjatywa modlitwy ogranicza się do naszych zabiegów, istnieje ryzyko, że wciąż będziemy karmić nasze ego. A przecież modlitwa winna być tą pierwsza płaszczyzną, gdzie uczymy się obumierać dla naszego fałszywego „ja”. Jak mówi św. Jan Chrzciciel: „Trzeba aby On wzrastał a je się umniejszał” [J3,30] – to piękna definicja modlitwy prostoty.
Oczywiście dojrzałość modlitwy polega tez na tym, że tworzy ona jedność pomiędzy jej różnymi aspektami. Ktoś może odnajdywać się dobrze w medytacji monologicznej, ale dojrzałość wymaga też, aby czerpał z liturgii czy lectio divina.
Ta jedność jest niczym innym jak pewnego rodzaju integracją wielu elementów życia i modlitwy, dostrzegającą w nich całość. Jak mawiał wspomniany już brat Morris: „Dojrzała modlitwa jednocząc poszczególne aspekty ludzkiego życia nie powinna stawać się bardziej skomplikowana, ale prostsza”.
Raz jeszcze podkreślmy, że modlitwa prostoty to dojrzewanie do tego, aby w modlitwie coraz mniejszą rolę odgrywało działanie człowieka przez słowa lub myśli na rzecz powierzenia siebie prowadzeniu przez Ducha. Chodzi w niej zatem o powrót do postawy pierwotnej – wskazanej w Ewangelii przez samego Chrystusa: „Jeśli się nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego” [Mt18,3]. Postawa dziecka dana jest przez Jezusa jako przykład postawy integrującej: całkowitego zaufania, zawierzenia, oddania się… To wszystko, co u dziecka przejawia się w sposób naturalny, jako dane wraz z darem życia, u człowieka wyrastającego z dzieciństwa (przez rozwijająca się samodzielność i poczucie niezależności) musi być przywrócone w wysiłku pewnego rodzaju Re-integracji, w powrocie do jedności, która z czasem przez zróżnicowanie dotyczące naszego życia staje się trudniejsza.
Medytacja monologiczna, opierając się na jednym wezwaniu odnoszącym się do imienia Jezus uczy nas właśnie takiej postawy, w której inicjatywę w modlitwie oddajemy Bogu, świadomi, że zarówno jedność naszego życia, jak i owoce modlitwy są bardziej Jego darem niż owocem naszej pracy. Nie wspominając o tym, że samo imię Jezus, które jest kanwą tej modlitwy jest samo w sobie drogą do Boga a jak mówi sam Chrystus: „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” [J 14,6]
Komentarze
Prześlij komentarz