Samoświadomość prowadząca do dojrzałości
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. (J 16,12-13)
Fenomenalna jest ta dzisiejsza Ewangelia, bo w kilku zdaniach dotyka tego, co jest istotą relacji między chrześcijaninem a Jezusem. Przede wszystkim być chrześcijaninem, to być posłusznym Duchowi Świętemu, pozwolić Mu się prowadzić, słuchać Go. Paradoks polega na tym, że w naszym życiu jest często odwrotnie: zamiast kierować się Duchem Świętym (ten wielki nieznajomy w naszym życiu!), to co robimy? Albo Go pomijamy, albo sami podjąwszy decyzje stawiamy Go przed faktem dokonanym.
Medytacja jest doświadczeniem, które uczy nas to zmieniać! To ta szczególna modlitwa, gdzie uczymy się słychać i uczymy się zgody na Jego prowadzenie. Inaczej możemy zapomnieć o prawdziwych duchowych owocach medytacji. Co najwyżej zostaną one jedynie na jakimś doczesnym poziomie.
Owoce medytacji dotyczą bowiem kilku obszarów naszego życia. Niektóre osoby zaczynają praktykę medytacji mając zasadniczo na celu poradzenie sobie ze stresem i odnalezienie wewnętrznego spokoju. Ale to za mało, aby mówić jeszcze o chrześcijańskiej medytacji, choć bez wątpienie pokój jest jednym z darów, jakich pragnie nam udzielić Chrystus.
Ponadto medytacja ćwicząc naszą uważność sprawia, że potrafimy być dużo bardziej skoncentrowani w ciągu dnia. Nie tylko na pracy, ale generalnie na wszystkim. Gdy czytam książkę, jestem w 100% w świecie tej książki. Gdy rozmawiam z drugą osobą, jestem całym sobą w tej rozmowie. Bez ciągłego rozpraszania chaotycznymi myślami. Innymi słowy możemy być tam, gdzie Pan Bóg nas stawia i robić to, do czego nas w danej chwili zaprasza. A to bardzo ważna cecha, o której mówi wielu świętych (można ją określić duchowością chwili obecnej). To owoc, który znaczący sposób poprawia jakość naszego życia, nie tylko dlatego, że z większym zaangażowaniem pozwala nam wykonywać nasze zadania, ale też pogłębia i wyostrza nasze doświadczenie. Mam tu na myśli nie tylko fakt, o którym mówi św. Paweł, że dzięki temu możemy lepiej wykonując nasze zadania czynić je na Bożą chwałę, ale też odkrywać Bożą obecność w tym, co robimy, co niejednokrotnie umyka naszemu doświadczeniu.
Dlaczego tak jest? Jedną z nieodłącznych cech ludzkiej natury są automatyzm.
Większość naszych zachowań dokonuje się tak naprawdę automatycznie (czyli poza udziałem naszej świadomości (tak abyśmy nie musieli cały czas myśleć o tym, jak oddychać, myć zęby, czy reagować na trudne sytuacje). Zwykle dopiero po fakcie zauważamy, że zrobiliśmy coś, nad czym nie myśleliśmy.
Gdy medytujemy, nasza świadomość się poszerza. Wewnętrzny spokój, większa koncentracja i umiejętność życia w teraźniejszości stają się częścią naszej codzienności.
Stajemy się bardziej uważni - nie tylko w trakcie samej praktyki medytacji, ale w ciągu całego dnia. Zaczynamy dostrzegać swoje myśli i stajemy się bardziej świadomi naszych emocji i mamy z nimi lepszy kontakt, co przekład się na nasze zachowania, bo przestajemy być ich narzędziami. Zauważamy swoje zachowania - już nie tylko po fakcie, ale jeszcze w trakcie lub nawet zanim jeszcze coś zrobisz (na przykład uświadamiasz sobie, że chcesz na kogoś nakrzyczeć na chwilę przed tym, jak to zrobisz).
Wiele osób dzieli się tym, że medytacja uwalnia od destrukcyjnych i często krzywdzących reakcji będących owocem naszych emocji. Jest to zresztą doświadczenie, które dotyczy nie tylko emocji ale i innych sfer naszego życia ( jak banalne obgryzanie paznokci, nawyk samokrytyki, rozpraszanie się w pracy portalami społecznościowymi, co dzisiaj jest nagminne).
Medytacja kształtuje w nas pewnego rodzaju samoświadomość. Ta samoświadomość i uważność, to cechy, które możemy odkryć u Jezusa, gdy czytamy Ewangelię. Wielu biblistów i psychologów na te cechy wskazywało, jako na konkretne przejawy duchowej dojrzałości, której wzór odnajdujemy w Chrystusie.
Pozwólmy zatem by praktyka medytacji, przez którą na nowo odnajdujemy właściwe sobie miejsce – uczniów Jezusa – którzy wsłuchują się w Jego słowo i pozwalają się prowadzić Jego Duchowi, godzą się by On przy współpracy z naszą wolą i sercem kształtował w nas tę dojrzałość, która była Jego udziałem.
Bo w medytacji – jak wierzymy – wraz ze słowem w które się wsłuchujemy przychodzi Jego łaska i dar Ducha, który mówi do naszego serca w imieniu Jezusa, bez których ukształtowanie w nas nowego człowieka – jak to określa św. Paweł – który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga (por. Kol 3, 10).
Komentarze
Prześlij komentarz