Spotkania
Dzisiaj kolejny dzień naznaczony spotkaniami. Ile ich składa się na nasze życie? To ciekawe, że każdy z nas dokonuje swoistej selekcji ważności tych spotkań wedle jedynie sobie znanej hierarchii. Ile z tych spotkań uznajemy za mało ważne, jak wiele z nich zapada w mroki niepamięci. A może kiedyś - w przyszłym świecie - okaże, że te, które uznaliśmy za mało istotne tak naprawdę miały największy wpływ na nasze życie, albo były najważniejsze w perspektywie miłości drugiego człowieka, choć w duchu modliliśmy się o to, żeby już sobie poszedł. "Myśli Moje nie są myślami waszymi..."
Lubię spotkania z ludźmi, choć lubię także swoją samotność a może raczej bycie sam na sam ze sobą, gdyż samotność kojarzy nam się zwykle pejoratywnie.
Dziś miałem okazje spędzić trochę czasu na rozmowie duchowej z pewna siostra zakonną, której duchowo towarzyszę.Podziwiam tych, którzy wymyślili sobie takiego duchowego towarzysza. No cóż, niektórzy lubią komplikować sobie życie.
Cenię sobie także tych, którzy szukają, zadają pytania. Oczywiście na większość z nich ja sam nie znam odpowiedzi. Penie niektórzy są rozczarowani słysząc od kogoś, kogo chlubnie określa się mianem kierownika duchowego odpowiedź: SORRY, ALE NIE WIEM! Wbrew pozorom lubię takie momenty. Uczą pokory i uświadamiają nam, że wszyscy jesteśmy poszukującymi. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Wcale nie należę do ludzi pokornych i lubię wiedzieć, ale na szczęście Pan Bóg ma większe poczucie humoru i ciągle pozwala mi stanąć wobec uświadomienia sobie, że tak naprawdę to niewiele wiem. A to sprawia że ciągle się uczę, że stając wobec kogoś, komu duchowo towarzyszę, sam jestem poszukującym. I że podobnie jak uczniowie idący do Emaus wszyscy idziemy tą samą drogą. Drogą poszukiwania.
Dla mnie niezastąpionym mistrzem w tej materii był i pozostaje mój ulubiony duchowy pisarz Thomas Merton. On także cale życie szukał. I zapewne nie był tak naprawdę świadomy jak wiele osób z tego poszukiwania korzystało, przyłączając się do niego w jedno duchowej pielgrzymce. Ale nie tylko za to cenię Mertona. Cenie go tak że za szczerość, na którą pewnie mnie nie stać aż w takim wymiarze jak jego, a także za otwartość na ludzi, an których jako pustelnik ciągle czekał i których zawsze witał z radością.
Merton zaliczany jest do kategorii tych wielkich ludzi naszych czasów, których wpływ i znaczenie jest obecnie nie mniejsze, niż za ich życia.
William Johnston zalicza Mertona w poczet duchowych "gigantów" i umieszcza go obok Gandhiego, Martina Lutera Kinga i Daga Hammarskjolda - ludzi, którzy wciąż przemawiają swym mistycznym życiem, włączonym w służbę człowiekowi. Merton pozostaje wciąż jednym z największych myślicieli i pisarzy XX wieku. Zygmunt Ławrynowicz napisał o nim: "Bezkompromisowa odwaga w formułowaniu sądów, gniew sprawiedliwy, sarkazm, ironia i poczucie humoru, umiejętność demaskowania pseudocnoty i wszelkich pseudowartości - wszystko to składa się na wielkie i bogate dzieło, które Mertonowi wyznacza wysoką rangę w literaturze zaangażowanej współczesnego świata". Dla Mnicha z Gethsemani "świętość polegała na doskonałym zjednoczeniu naszego umysłu i naszej woli z Bogiem". Każdy chrześcijanin jest wezwany do osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem w Chrystusie na drodze świętości, która jest zwieńczeniem życia duchowego. Do pełni tego życia zbliżają człowieka dwa etapy. Pierwszy - to doświadczenie samego siebie oraz własnej bezsilności i opuszczenia. Drugi etap - polega na "doświadczeniu Boga, którego miłosierdzie daje nam zbawienie w Chrystusie: "miłosierdzie otoczone miłosierdziem w miłosierdziu". Ojciec Ludwik (takie było zakonne imię Thomasa Mertona) był przekonany, że dla każdego chrześcijanina Bóg powinien być żywą i osobistą realnością. Pełne, zintegrowane życie chrześcijańskie polega najpierw na transformacji świadomości człowieka, a później na doświadczeniu jedności z Bogiem. To zjednoczenie z Bogiem dokonuje się w klimacie wolności wpisanej w każdą ludzką naturę. Wolność ta polega na "zdolności kochania czegoś i kogoś poza nami samymi nie z egoistycznych pobudek, lecz dla tego czegoś lub kogoś samego". Miłość była dla Mertona tą cechą, która całej rzeczywistości nadawała sens i prawdziwy wymiar. W Notatkach o miłości O. Ludwik napisał: "Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, a Bóg jest miłością - stąd zjednoczenie z Bogiem, którego nieustannie szukamy, musi być w ostatecznym rachunku kwestią miłości". Również duchowość owego niezwykłego mnicha z Gethsemani w ostatniej dekadzie życia uległa pewnemu przeobrażeniu, pogłębiła się. Merton chciał żyć w jeszcze większej samotności, a jego "oddechem" było pragnienie intensywniejszego kontemplacyjnego doświadczenia żywego Boga. Mnich z Gethsemani poświęcił znacznie więcej uwagi i refleksji zagadnieniu świadomości człowieka.
I dlatego jest i pozostanie dla mnie mistrzem na drodze medytacji i tego do czego medytacja prowadzi. O. Ludwik doszedł do przekonania, że należy odrzucić swoje zewnętrzne, przypadkowe, empiryczne "ja" - ponieważ jest ono podstawą naszej iluzji i oddalenia od samego siebie, czyli od naszego prawdziwego "Ja". Ten proces polegać ma na utracie wszystkiego, co jest skupione na iluzorycznym "ja" - w zamian za co odnajduje się głębokie i prawdziwe "Ja", które jest obrazem Boga w każdym człowieku. W taki sposób Bóg wypełnia pustkę, która powstała w wyniku samoogołocenia się człowieka - i wtedy następuje zjednoczenie człowieka z Bogiem. Zatracamy się więc po to, by przestało istnieć nasze powierzchowne "ja", i by odnaleźć nasze prawdziwe "Ja", które jest w Bogu.
William Johnston zalicza Mertona w poczet duchowych "gigantów" i umieszcza go obok Gandhiego, Martina Lutera Kinga i Daga Hammarskjolda - ludzi, którzy wciąż przemawiają swym mistycznym życiem, włączonym w służbę człowiekowi. Merton pozostaje wciąż jednym z największych myślicieli i pisarzy XX wieku. Zygmunt Ławrynowicz napisał o nim: "Bezkompromisowa odwaga w formułowaniu sądów, gniew sprawiedliwy, sarkazm, ironia i poczucie humoru, umiejętność demaskowania pseudocnoty i wszelkich pseudowartości - wszystko to składa się na wielkie i bogate dzieło, które Mertonowi wyznacza wysoką rangę w literaturze zaangażowanej współczesnego świata". Dla Mnicha z Gethsemani "świętość polegała na doskonałym zjednoczeniu naszego umysłu i naszej woli z Bogiem". Każdy chrześcijanin jest wezwany do osiągnięcia zjednoczenia z Bogiem w Chrystusie na drodze świętości, która jest zwieńczeniem życia duchowego. Do pełni tego życia zbliżają człowieka dwa etapy. Pierwszy - to doświadczenie samego siebie oraz własnej bezsilności i opuszczenia. Drugi etap - polega na "doświadczeniu Boga, którego miłosierdzie daje nam zbawienie w Chrystusie: "miłosierdzie otoczone miłosierdziem w miłosierdziu". Ojciec Ludwik (takie było zakonne imię Thomasa Mertona) był przekonany, że dla każdego chrześcijanina Bóg powinien być żywą i osobistą realnością. Pełne, zintegrowane życie chrześcijańskie polega najpierw na transformacji świadomości człowieka, a później na doświadczeniu jedności z Bogiem. To zjednoczenie z Bogiem dokonuje się w klimacie wolności wpisanej w każdą ludzką naturę. Wolność ta polega na "zdolności kochania czegoś i kogoś poza nami samymi nie z egoistycznych pobudek, lecz dla tego czegoś lub kogoś samego". Miłość była dla Mertona tą cechą, która całej rzeczywistości nadawała sens i prawdziwy wymiar. W Notatkach o miłości O. Ludwik napisał: "Jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, a Bóg jest miłością - stąd zjednoczenie z Bogiem, którego nieustannie szukamy, musi być w ostatecznym rachunku kwestią miłości". Również duchowość owego niezwykłego mnicha z Gethsemani w ostatniej dekadzie życia uległa pewnemu przeobrażeniu, pogłębiła się. Merton chciał żyć w jeszcze większej samotności, a jego "oddechem" było pragnienie intensywniejszego kontemplacyjnego doświadczenia żywego Boga. Mnich z Gethsemani poświęcił znacznie więcej uwagi i refleksji zagadnieniu świadomości człowieka.
I dlatego jest i pozostanie dla mnie mistrzem na drodze medytacji i tego do czego medytacja prowadzi. O. Ludwik doszedł do przekonania, że należy odrzucić swoje zewnętrzne, przypadkowe, empiryczne "ja" - ponieważ jest ono podstawą naszej iluzji i oddalenia od samego siebie, czyli od naszego prawdziwego "Ja". Ten proces polegać ma na utracie wszystkiego, co jest skupione na iluzorycznym "ja" - w zamian za co odnajduje się głębokie i prawdziwe "Ja", które jest obrazem Boga w każdym człowieku. W taki sposób Bóg wypełnia pustkę, która powstała w wyniku samoogołocenia się człowieka - i wtedy następuje zjednoczenie człowieka z Bogiem. Zatracamy się więc po to, by przestało istnieć nasze powierzchowne "ja", i by odnaleźć nasze prawdziwe "Ja", które jest w Bogu.
Thomas Merton stał się dla współczesnego świata jednym z najważniejszych nauczycieli duchowych, zachodnim guru, wprowadzającym w tajemnice życia kontemplacyjnego i pociągającym setki, jeśli nie tysiące ludzi w Ameryce i Europie na drogi modlitwy wewnętrznej.
Od kilkunastu alt każdy kolejny liturgiczny rok zaczynam od Adwentu, który przeżywam z Mertonem. Może tym razem dane mi będzie przeżyć również z Wami i dla Was. To niezwykłe, że za każdym razem, gdy zaczyna się Adwent ja czuję jakieś wewnętrzne podniecenie na myśl, że znów kolejne cztery tygodnie będę mógł spędzić na spotkaniach i medytacji z tym niezwykłym mnichem, którego czuję się duchowym dzieckiem.
cieszę się, że dostałam namiar na ten blog i że pierwsza rzeczą jaka przeczytałam było właśnie to, chociaż pewnie w księdza pisaniu będzie jeszcze wiele odniesień do Mertona... podobają mi się słowa o tych spotkaniach z drugim człowiekiem, nasze życie składa się z wyborów,oby nasze podobały się Panu... pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń