Powołanie

„Kiedy zastanawiam się nad przeszłością i nad łaską Boga w moim życiu, są tylko dwie rzeczy dla mnie mniej lub bardziej pewne: to, że zostałem powołany, aby być pisarzem i równocześnie osobą żyjąca w samotności”. [z listu Thomasa Merton do Jeana-Baptiste’a Poriona]


Czym jest powołanie?


Zanim coś napisze na ten temat, pozwólcie że przywołam kilka odpowiedzi na to pytanie, jakie otrzymałem od studentów:


Kaja – studentka APS: "Bardzo trudno zdefiniować, czym jest powołanie, o wiele łatwiej powiedzieć, czym nie jest. Na pewno nie jest przekonaniem, że jesteśmy w czymś dobrzy, na pewno nie jest marzeniem, żeby coś robić, na pewno nie jest pomysłem na życie. Myślę, że powołanie oznacza coś o wiele więcej: jestem sobą dopiero wtedy, gdy je wypełniam...

     ...Gdy się go podejmuję, wiem, że będzie to z pożytkiem dla wielu osób i dla własnej tożsamości. Mądry człowiek potrafi zająć się w życiu wszystkim, ale człowiek, który jest wobec siebie uczciwy, powinien podjąć próbę życia zgodnie z powołaniem. Każdy z nas czuje, jakie ono jest..."



Joanna – studentka UKSW: "Powołanie to termin, który dotyczy każdego: jest powołanie do życia, do świętości, do miłości i macierzyństwa. Jest ono myślą Stwórcy względem wszelkiego stworzenia i projektem, który każdy z nas winien wypełniać. Powołanie to wezwanie człowieka do bycia szczęśliwym, do poświęcenia swojego życia i odkrycia woli na tu i teraz. Najistotniejsze jest, aby uświadomić sobie, że to Bóg jest jego dawcą, a adresatem człowiek, wówczas każda zmiana dla nas, związana z powołaniem, jest mniej dotkliwa i przykra. Powołanie nie jest nakazem, tylko pewną propozycją, z której możemy skorzystać, którą możemy przyjąć i wypełnić. Wymaga od nas intensywnej pracy, podjęcia (często) dużego wysiłku, wielu wyrzeczeń, lecz praca, trud i poświęcenie w efekcie prowadzą do przeżywania jeszcze większej radości. Propozycja, jaką często otrzymujemy i realizujemy, powoduje, że nasze życie staje się bardziej udane i szczęśliwe. Ważne jest aby każdy z nas poznał zawartość swojej "kartoteki" z projektem życia i realizował ją według planów. Zadanie jest niezwykle trudne i często niezrealizowane przez ludzi, tylko i wyłącznie dlatego, że plany Wszechmocnego zupełnie odbiegają od pragnień człowieka".



  Krzysztof – student UW: "Powołane jest to poczucie misji i wewnętrzne przekonanie, że w życiu spełnisz się właśnie w tej, a nie innej roli. Powołanie się po prostu czuje albo nie. Tego nie powinno się w sobie "wypracowywać", bo w pewnym momencie orientujemy się, że to, co w życiu robimy, nie jest tym, co przynosi nam satysfakcję".



Agnieszka – studentka PWT: "Czym według mnie jest powołanie? Myślę, że nie należy tego odnosić tylko do powołania do życia duchownego. Powołanie powinien mieć każdy z nas, wybierając drogę życiową, studia, pracę itp. Osoba, stojąca przed decyzją, która zaważy na jej przyszłości zawodowej powinna kierować się swoimi zamiłowaniami i zdolnościami, by w pracy oddawać całą siebie oraz żeby po latach być zadowoloną z tego, co robi. Powołanie to w pewnym sensie przekonanie, że nadajemy się do tego, co robimy i że ta droga jest najwłaściwsza w życiu. Kto powinien mieć powołanie? Oprócz księży i zakonników, na pewno lekarze i nauczyciele, bo ich praca wymaga wielkiego zaangażowania, trzeba w nią wkładać serce, bo od tych ludzi zależy życie innych ludzi"..






Czym zatem jest powołanie?


Spróbuję zacząć od innej strony. To czego definicję niejednokrotnie tak trudno podać łatwiej ująć w rytm poezji.



Pytasz czy zostałeś wezwany
jesteś prosty i jasny
tu ciemność w południe
nie wiem czy jesteś
skaleczony przez anioła
ugryziony przez węża
naznaczony
nie wiem czy zostałeś wybrany
nie widzę rany



Rzeczywiście nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie w sposób zadowalający wszystkich. Problem moim zdaniem tkwi w tym, czy spoglądamy na powołanie od strony religijnej, a więc zawsze w ten czy inny sposób angażujący Boga w realizację naszych życiowych planów, jako Tego, który ma dla nas plan na życie, powołuje, ale na wołanie którego wcale nie musimy odpowiadać. Czy też spoglądamy na nie bez wiary w Boga czy w jakąkolwiek duchowa siłę a zatem powołanie byłoby wówczas jedynie pewnym odkryciem czegoś ku czemu zdążają ludzkie pragnienia, co jest zgodne z jego zainteresowaniami, umiejętnościami i co w ten czy w inny sposób czyniłoby człowieka szczęśliwym. 


Wobec powyższego stwierdzenia można by podjąć dyskusję próbującą dociec czy powołanie to dar Boga czy też tylko wysiłek człowieka? O ile ten drugi jest obecny w obu przejawach rozumianego powołania o tyle na ten pierwszy nie wszyscy muszą się zgodzić. Oczywiście szanuje to, niemniej z racji mojego spojrzenia na rzeczywistość będę spoglądał na powołanie jedynie z tej pierwszej perspektywy. Poza tym myślę, że dyskusja na wspomniany temat i tak nigdy nie osiągnęłaby consensusu, więc nie ma za bardzo sensu jej toczyć.






Bez względu na to jednak, jak spojrzymy na kwestie powołania pozostaje ona zawsze pewnego rodzaju tajemnicą. Nawet wówczas, gdy nie angażujemy w to Boga, tajemnica ta będzie polegała na pewnej konieczności odkrywania przez człowieka tego, co jest jego powołaniem. Oczywiście przy zaangażowaniu Boga owo odkrywanie powołania może być łatwiejsze, ale wcale nie musi.


Dlaczego tak? Ano po pierwsze: i tak odkrycie powołania, nawet wówczas, gdy jest ono rozumiane jako zaproszenie kierowane do nas przez Boga do robienia czegoś, czy pewnego stylu życia wymaga naszego szukania a przynajmniej słuchania, co nie zawsze jest łatwe; a po drugie: jeszcze częściej to co Pan Bóg nam proponuje nie pokrywa się z naszymi pomysłami na  do póki nie zaryzykujemy i nie sprawdzimy, że to, co On nam proponuje zazwyczaj bywa lepsze możemy żyć w ciągłym wewnętrznym buncie i niezadowoleniu z tego do czego nas powołuje.


Pewnie wspominałem już o tym, ale jeśli nie to wspomnę, że podobnie było ze mną, gdy po raz pierwszy zaświtała we mnie nieśmiała myśl, że może oto Pan Bóg chce, żebym został księdzem. Pamiętam wówczas prawdziwa panikę, która mnie ogarnęła. Miałem już bowiem jakoś po swojemu poukładane życie a tu nagle coś, co miałoby być aż tak radykalną zmianą. Był to czas moich studiów, miałem wówczas dziewczynę z którą byliśmy już pięć lat. Nie, nie miałem zamiaru tego zmieniać. Pewnym paradoksem był fakt, że było to już jakiś czas po moim nawróceniu i moja chrzestna, nie wiedzieć czemu dała mi taki obrazek z modlitwa o powołania. I ja oczywiście modliłem się ta modlitwą, ale na wszelki wypadek przerabiałem ja na własna modłę, dodając na końcu modlitwy o powołania zastrzeżenie: Panie Boże, tylko nie mnie!!! Jak widać Pan Bóg jednak nie wysłuchuje wszystkich naszych próśb. Często na szczęście dla nas, choć bywa, że i o to mamy do Niego żal.





Powołanie jest jednak zawsze tajemnicą. Tajemnicą wzywającego Boga i jest także - choć w nieco innym sensie - tajemnicą wolności człowieka. Powołanie to spotkanie dwóch wolności: wolności "Powołującego" i wolności odpowiadającego. Wolność Boga, który daje powołanie jest pierwsza. Za nią dopiero idzie wolność człowieka. Powołanie może być zawsze przyjęte tylko w wolności.


Najczęściej trudno jest nam uzasadnić w sposób logiczny, dlaczego Pan Bóg powołuje do wykonania pewnych zadań w świecie i Kościele tych, którzy z ludzkiego punktu widzenia nie zawsze są najlepszymi kandydatami. Św. Paweł mówi, że Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć (1 Kor 1,27). Nierzadko Bóg powołuje nie to, co wielkie, mądre i doskonałe, ale właśnie to, co niedoskonałe i słabe w ludzkich oczach. Nie da się tak naprawdę podać ostatecznego uzasadnienia dla powołania Bożego. Nasze możliwości "podglądania" planów Boga są bardzo ograniczone.


Ale z drugiej strony jak wspomniano, również odpowiedź człowieka na powołanie jest w jakimś sensie tajemnicą. Trudno jest nam nieraz zrozumieć, dlaczego odpowiadamy na powołanie; dlaczego przyjmujemy wezwanie, które jest czasem bardzo trudne, a nawet sprzeczne z naszymi planami i marzeniami. W autentycznym powołaniu jednak, choć rezygnuje się z tego, co "moje", nie doświadcza się bynajmniej jakiegoś żalu i rozgoryczenia.




No właśnie. Myślę, że jednym z niezawodnych sprawdzianów potwierdzających to, że idę droga powołania jest pokój, jaki mam w sercu i radość z tego co robię. Choć obie te cechy nie uwalniają od trudności, które mogą człowieka spotykać na jego drodze powołana.

Oczywiście powołania bywają różne. I jestem przeciwnikiem ograniczania ich jedynie do wybranych ról, takich jak: bycie księdzem, czy osobą zakonną czy lekarzem. W kontekście powołania możemy rozpatrywać każdą rolę, jaką niesie nam życie: powołaniem z cala pewnością jest małżeństwo, ale będzie nim także bycie uczniem, studentem etc., choć te drugie trwają krócej. W świetle powołania można spoglądać na wykonywany zawód, lub też na chorobę, która nas dotyka i sposób jej przeżywania. Jednak istnieje przecież  wspólne nam wszystkim powołanie.


Między innymi przejawia się ono w tym, że najpierw wszyscy jesteśmy powołani do życia, w najgłębszym i jednocześnie najszerszym sensie tego słowa: do życia ludzkiego, do życia godnego, dojrzałego, do życia uczciwego, do życia w wolności, do życia w miłości... Podkreślenie, iż jesteśmy najpierw powołani do życia wydaje się dziś tym ważniejsze, że nasza cywilizacja naznaczona jest "cieniem śmierci". Jan Paweł II często używa określenia "cywilizacja śmierci".


Bardzo bolesnym faktem jest to, że dzisiaj wielu młodym ludziom nie chce się żyć: wpadają w depresję, uciekają w zniechęcenie, w narkotyki, w alkoholizm. Wielu młodym trzeba najpierw pokazać ich powołanie, gdyż częstym zdaniem, które się słyszy wśród nich jest: „Ja nie wiem, co chcę robić w życiu.” Wielu z nich trzeba także pokazać właśnie sens tego pierwszego powołania – powołanie do życia. Jest rzeczą paradoksalną, że młodzi, którzy nie czują "zapału do życia", czują się jednocześnie powołani do małżeństwa, do życia zakonnego, do życia kapłańskiego. Nie można jednak zrealizować w sposób dojrzały jakiegokolwiek "stanu życia", nie odkrywając samej istoty życia ludzkiego.


Powołanie do życia musi zakładać również fakt, że życie przemija. I pewnie w tym tkwi największa trudność w przyjęciu tego podstawowego powołania, bo przecież dzisiejsza cywilizacja sprzeciwia się upływowi czasu, przemijaniu życia i wydaje się gloryfikować stan wiecznej młodości...


Rzeczywiście. Tony Anatrella w książce "Niekończące się dojrzewanie" [która serdecznie polecam] pisze, iż współczesna cywilizacja chciałaby człowieka zatrzymać w jego rozwoju. Dzieci nie chcą być dziś dziećmi, dorośli też nie chcą być dorosłymi. Wszyscy chcieliby być nastolatkami. Życia jednak nie da się zatrzymać. W tym kontekście warto przytoczyć piękną wypowiedź wielkiego rosyjskiego poety Josifa Brodskiego z książki "Pochwała nudy": "Przed Państwem wspaniała, lecz męcząca podróż. Wskakują dziś niejako Państwo do rozpędzonego pociągu. Nikt Państwu nie powie, co Państwa czeka, co do jednego wszak mogę Państwa zapewnić - że nie jest to podróż tam i z powrotem. Proszę więc czerpać pewną pociechę z faktu, że choćby jedna czy druga stacja ukazała się nawet najbardziej nieznośna, pociąg nie przystanie tam na zawsze".






Niestety a może i dobrze, że tak jest, ale pociąg życia nigdy nie kursuje tam i z powrotem. Pociąg życia jedzie zawsze tylko w jedną stronę. Powołaniem człowieka jest przyjąć rzeczywistość życia, zaakceptować "pociąg życia" i w nim realizować to, do czego Bóg nas zaprasza. Tak więc pierwszym naszym powołaniem, powołaniem wspólnym dla wszystkich, jest przyjąć życie i oddać życie. Owo przyjęcie i oddanie życia dokonuje się przede wszystkim w miłości. Życie przyjmuje się jako dar miłości i w miłości życie to powierza się drugiemu. I w tym kontekście powołanie widziane od innej strony jest wezwaniem do przyjęcia i oddania swego życia drugiemu. Dla człowieka wierzącego tym drugim będzie Bóg i człowiek, dla niewierzącego jedynie człowiek ewentualnie jakaś idea, ale to już inny wymiar oddania. Jest to powołanie realizowane poprzez konkrety. Żeby móc w ogóle mówić o realizowaniu powołania musi zostać ukonkretnione w codziennej ludzkiej egzystencji. Zasadnicze pragnienie (powołanie) przyjmowania i dawania życia, Bóg ukonkretnia poprzez bardziej szczegółowe pragnienia, powołania. Przyjmować i dawać życie można w różnych „rodzajach” życia: w stanie małżeńskim, kapłańskim, zakonnym czy też w samotności człowieka świeckiego.


Oczywiści w tym dawaniu istnieje zawsze ryzyko. Jest to zwykłe ryzyko miłości, może nie aż tak dramatycznie wyrażone, jak pisał to Soren Kierkegard, że: „ miłość i wiara są absurdalne, bo Bóg, w którego wierzysz może nie istnieć a osoba, która kochasz może cię zdradzać”, ale zawsze jest tak, że miłość łączy się z ryzykiem i można powiedzieć za Mertonem, że im większa miłość tym większe ryzyko. Oczywiście człowiek żyjący w miłości ryzykuje wiele, ale ryzykuje tez ten, kto nie chce się kierować w życiu miłością, kto nie chce dawać: ryzykuje większy egocentryzm, większe zamknięcie się w sobie. W życiu rodzinnym i małżeńskim zwykle łatwiej człowiekowi wyrwać się z pokusy egoizmu i zamknięcia, ponieważ pomagają mu w tym bliscy, z którymi związany jest naturalnymi więzami miłość, choć także życie rodzinne i małżeńskie nie daje gwarancji na to, że nie zamkniemy się w swoim egoizmie. O tym decyduje ludzka dojrzałość.




Oczywiście jak wspomniałem, sięgając do mojego osobistego doświadczenia może istnieć obawa i nie rzadko spotykam ją dzisiaj u wielu młodych ludzi, którzy nap. Boją się powołania do kapłaństwa lub życia zakonnego, bojąc się w ten sposób, że Bóg może przymusić ich do czegoś, czego w głębi serca nie pragną. Dlatego spieszę z wyjaśnieniem i raz jeszcze podkreślam, to, co napisałem na początku, że powołanie i odpowiedź na nie może się realizować tylko w wolności. Nikt nie wie o tym lepiej jak Bóg.




Bóg nigdy nas do niczego nie przymusza. Przymus Boga, o którym mówią nieraz wielcy mistycy i święci, jest raczej rodzajem wielkiego przynaglenia wewnętrznego, wielkiej fascynacji. Jesteśmy dziećmi Boga i On posiada "klucz" do naszych serc. On może wlać w nie swoje pragnienie, może wzbudzić w nich swoją wolę. Może ją wzbudzić i tylko wzbudzić. Nie może jej jednak sam wykonać. Wiele osób prowadzących życie duchowe daje nieraz świadectwo wielkości, gwałtowności przyciągania Bożego, fascynacji powołaniem. Powołanie i fascynacja nim ujawnia się nieraz w bardzo młodym wieku - w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania. Nie należy tego faktu lekceważyć; i chociaż dziecięce fascynacje życiem zakonnym, życiem kapłańskim czy małżeńskim są niedojrzałe (albo dojrzałe na "swój" wiek), mają one jednak nieraz ogromne znaczenie dla późniejszego życia. Myślę, że nie da się jednak nakreślić jakiegoś jednego schematu powołania, dla wszystkich.


I choć rzeczywiście Bóg nas nie zmusza do przyjęcia jakiegoś powołania, to jednak bywa i tak, że boimy się Jego planu.  Niestety doświadczenie duchowego towarzyszenia pokazuje niezbicie, że taki lęk i to pielęgnowany i podsycany nasza wyobraźnią może znacznie utrudnić rozeznanie powołania.


Dlatego często rozróżnienie między pragnieniem, jakie w sobie nosimy a lękiem jest największą trudnością w rozeznaniu powołania. Lęk jest bowiem z psychologicznego i duchowego punktu widzenia pewnym zdeformowanym czy zniekształconym pragnieniem. Dzieje się tak dlatego, że nierzadko nasze pragnienia bywają uwikłane w nasze lęki. Są to lęki o siebie, o swoją przyszłość, lęki przed innymi, lęki przed odpowiedzialnością za życie. Życie jest wartością, która jest nam najbliższa, najdroższa i dlatego często się o nią boimy. Choć należy dodać, że o ile uzasadniony strach jest wartościowy i racjonalny o tyle lęk zawsze jest nieracjonalny i dlatego zniekształca nasz ogląd rzeczywistości.


Oczywiście Bóg komunikując nam nasze powołanie nigdy nie odwołuje się do naszych lęków. Lęk nie jest źródłem powołania. Powołanie i lęk to dwie wrogie sobie rzeczywistości. Lęk paraliżuje powołanie. Uniemożliwia jego odczytanie i uniemożliwia też decyzję życia nim. Aby odkryć powołanie, trzeba wyzwolić się z lęku. Na początku rozeznawania powołania należy najpierw zdemaskować lęk i podjąć stały wysiłek, aby go pokonać w sobie. Ważnym kryterium autentyzmu powołania jest zawsze wyzwolenie się z lęku i jak wspomniano na początku pewien pokój i radość, które towarzyszą wyborowi drogi. Powołanie jeśli jest prawdziwe daje też moc do przekraczania lęków, które towarzyszą wyborowi nieznanej drogi. Tak jest np. wtedy kiedy dziewczyna - zraniona brutalnością swego ojca i doświadczająca lęku przed zaufaniem innemu mężczyźnie - zakochuje się i odkrywa powołanie do małżeństwa i miłości, które dają siłę do pokonania tego lęku, choć przekonanie to rodzi się także ze wspomnianych „konkretów” doświadczanej miłości drugiego człowieka (w tym wypadku tego mężczyzny, którego pokochała), który właśnie w konkretnych przejawach miłości pozwala jej doświadczyć tego, że zaufanie może przynosić dobre owoce i tym samym przeprogramować i przezwyciężyć lęk, który wyrósł z przeszłych doświadczeń.


Gdy rozpatrujemy powołanie od strony wiary jedno jest pewne, że autentyczne powołanie przeżywane w relacji do Boga, jest zawsze większe od człowieka i jego lęków. I również Bóg, który powołuje, jest też zawsze większy od zalęknionego ludzkiego serca. Dlatego fakt, że znajdujemy w sobie dość siły i odwagi na drodze do pokonania trudności w realizacji powołania jest ważnym kryterium jego autentyczności.






Klucz w kieszeni
i uśmiech na twarzy,
i dom, w którym nawet pies
nie czeka,
tutaj misja, a tu powołanie,
obowiązek ratować człowieka.
Jak ratować, kiedy serce boli
i samotność uwiera jak szpilka
tak po prostu?
Przygarnąć do siebie i utulić w ramionach
choć chwilkę.
Bóg wysoko, a ludzie na ziemi,
lata świetlne inaczej się liczą,
z samotności czasami się śpiewa,
czasami krzyczy.
Powołanie - takie mądre słowo,
trzeba wierzyć, inaczej się żyje,
a tymczasem trzeba trzymać serce,
które nie wie, jak żyć,
chociaż bije.
Klucz w kieszeni
i uśmiech na twarzy,
i dom, w którym nawet pies
nie szczeka,
a tymczasem trzeba wejść do domu,
w którym KTOŚ NAJCZYSTSZY na nas czeka.



Skoro jednak w tych rozważaniach mamy odwoływać się do Mertona, to niech będzie, że i jemu w swojej bezinteresowności oddam głos, bo naprawdę kto jak kto, ale on pisze o powołaniu w bardzo niezwykły sposób. Dlatego je tutaj przywołuję. Czytałem je wielokrotnie i sądzę, że nie można było powiedzieć tego trafniej, gdyż to, co pisze jest wyrazem autentycznego i głębokiego przeżycia tajemnicy powołania a nie jakimś teoretyzowaniem. Pozwólcie, że przywołam tutaj dwa jego piękne teksty z Myśli w samotności:


„Odkryć własne powołanie to dojść do głębszego poziomu swego istnienia. Równoznaczne jest to z tworzeniem siebie, z budowaniem i kreowaniem. Realizować powołanie oznacza realizować siebie, a realizować siebie oznacza spełnić swoje życie. W chwili gdy osoba zaczyna przyjmować swoje rzeczywiste powołanie to odnosi się wrażenie, że Bóg jest z nią, że nad nią czuwa. Staje się pełna ufności i radości. Przestaje czuć się osamotniona. Zostaje wyzwolona ze zwątpienia i z niepokoju, ponieważ uczestniczy w twórczym dziele, odkrywa znaczenie i sens określonej indywidualnej i zbiorowej historii. Każde odkrycie powołania jest określonym zwiastowaniem. Powołanie pochodzi z bardzo daleka, spoza nas samych, czujemy się przeniknięci, ono nas przekracza. Pozwala ono odkryć kim jestem, pozwala odkryć własne miejsce w historii i w świecie. Z fragmentów naszego istnienia, naszego życia powołanie układa puzzle, jakimi jesteśmy.”




Dalej Merton tworzy ciekawe wyjaśnienie powołania:


„Powołanie rodzi się korzystając ze zbiegów okoliczności, z przypadków (przypadek to jednak Boża logika), z wydarzeń (przewodnicy, których Bóg stawia na naszej drodze).”

Po czym dodaje: „Definicje nigdy nie wyrażają w pełni tego, czym jest powołanie, ani też czym jest nasza odpowiedź. Ci, którzy usłyszeli wezwanie mogą je jedynie przeżyć. Ich życie będzie mniej lub bardziej udaną odpowiedzią.”


I wreszcie pewna smutna konkluzja, która wydaje się dopełnieniem rozważań o powołaniu:


„Wielu minęło się z prawdziwym swoim powołaniem , wielu je utraciło. Dlaczego? Wypaczona wizja wolności? Brak wewnętrznego wsłuchania się? Postawienie tamy łasce? Jest w nim wielka tajemnica, dlatego konieczne jest duchowe skupienie, ażeby odkryć, przeżyć i zrealizować powołanie. Milczenie umożliwia śledzenie głębi naszego bytu, a także staje się konieczne dla tego, kto pragnie dotrzeć do myśli Boga o nim samym. Staje się dla niego jakby pokarmem, ponieważ stawanie w obecności Ducha daje mu dopiero tę czujność na wszystko, co dzieje się w Nim, poprzez Niego i wokół Niego.

Powołanie jest ziarnkiem miłości wrzuconym do ludzkiego serca. Któż zatem może wątpić, że jest ono jak powolne wzrastanie ziarna angażujące całe życie, mające swe określone wybory, niepewne początki, wahania, punkty węzłowe, noce, przejścia od zwykłej jakości do jakości wyższego rzędu, kryzysy i okresy pokoju, wzloty złożone w sercu, że jest ono wreszcie spełnione.”


Czyż to nie piękne?...


Na koniec raz jeszcze pozwólcie, że odwołam się do Mertona, tym razem do jego poezji, która niech będzie dopełnieniem rozmyślań o powołaniu:



Dam Ci wszystko, czego pragniesz.
Poprowadzę Cię w samotność,
poprowadzę Cię drogą,
której nie potrafisz absolutnie zrozumieć,
bo chcę żeby to była droga najkrótsza.

Wszystko co Cię dotknie będzie Cię palić z bólu,
będziesz cofał Twoją rękę,
aż oddalisz się od wszystkich rzeczy stworzonych.
Wtedy znajdziesz się zupełnie sam.

Nie pytaj, kiedy ani gdzie, ani jak to się stanie.
Czy na jakiejś górze, czy w więzieniu,
czy na pustyni, czy w obozie koncentracyjnym,
czy w szpitalu, czy też w Getsemani. To nie ma znaczenia.
Nie pytaj mnie więc,
bo Ci i tak nie odpowiem.
Nie będziesz wiedział,
dopóki się tam nie znajdziesz.

Zakosztujesz prawdziwej samotności,
mojej męki i mojego ubóstwa:
poprowadzę Cię na wyżyny mojej radości;
umrzesz we mnie
i odnajdziesz wszystkie rzeczy w głębi mojego Miłosierdzia,
które stworzyło Cię w tym celu..."

T. Merton

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca