Znaki czasu...

Pisać? Nie pisać? Szczerze mówiąc wcale nie zawsze mam ochotę, zwłaszcza, gdy północ blisko a tu jeszcze wiele spraw do zrobienia. Starzeję się:-) Kiedyś bez problemu mogłem siedzieć niemal do czwartej, by potem po dwóch godzinach drzemki wrócić do zajęć w pełni sił. Dzisiaj już o to nie tak łatwo. Owszem medytacja, zwłaszcza ta głęboka, w która można zanurzyć się całkowicie choćby na dwie godzinki nie spoglądając na zegarek wyrównuje niekiedy deficyt snu, ale to już nie to, co kiedyś.
Kiedy jednak pojawiają się argumenty za tym, żeby dzisiaj sobie odpuścić, odłożyć pisanie tutaj do jutra, nagle i zupełnie niespodziewanie Pan Bóg daje znak.  I sprawia, że zmieniam zdanie...

Znaki czasu...

Czyż nie tak było w dzisiejszej Ewangelii?

A od drzewa figowego uczcie się przez podobieństwo! Kiedy już jego gałąź nabiera soków i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje, wiedzcie, że blisko jest, we drzwiach. [Mk 13,28]

Chrystus, wskazując na drzewo figowe, którego rozwój jest znakiem zbliżającego się lata, mówi swoim uczniom, że również oni muszą uczyć się przez podobieństwo - mają być uważni na znaki, Boże znaki czasu. Być człowiekiem wiary to między innymi dostrzegać to, czego inni nie widzą; mieć oczy i serce wyczulone nie tylko na wszystko, co mówi nam o Bogu i do Niego przybliża, ale także na to, co może być przeszkodą w drodze do Niego. 

Wspominam o tym, bo kiedy już miałem dzisiaj nic nie pisać, bo było po 23 p. m. i miałem jeszcze parę spraw do zrobienia, zadzwonił telefon i poproszono mnie, abym pilnie przyszedł do starszej i umierającej parafianki. Poszedłem więc do kościoła, wziąłem Najświętszy Sakrament i poszedłem do niej. Na szczęście to blisko kościoła, więc nie musiała długo czekać. To, co uderzyło mnie w tym domu, do którego przyszedłem, to słowa córki tej umierającej kobiety: - Widzisz mamusiu, prosiłaś żeby Pan Jezus przyszedł i przyszedł. On nigdy nie zawodzi...

Marana Tha - Przyjdź Panie! To dokładnie ta modlitwa, którą modlili się pierwsi chrześcijanie. Ta, którą wielu z nas posługuje się w doświadczeniu medytacji. Marana Tha! - to modlitwa, którą przyjdzie nam w ostatnim tygodniu roku liturgicznego jeszcze usłyszeć. I tą modlitwą modliła się także ta starsza kobieta.
Małe, zwykłe doświadczenie, które dla mnie stało się ewidentnym znakiem. Ktoś powie - nic w tym niezwykłego. Ot zwyczajne doświadczenie kapłańkiego życia. I tak i nie. Dla mnie wiele rzeczy, których doświadczam każdego dnia, pozornie może zwyczajnych jest zarazem niezwykłymi doświadczeniami. To kwestia patrzenia...

Kiedy Pan Jezus w rozmowie z uczniami przywołuje przykład drzewa figowego, zwraca uwagę, że dużo łatwiej jest człowiekowi czytać znaki, które mówią o zmianach w przyrodzie, niż te, które odnoszą się do Boga. Nie można jednak się zniechęcać i rezygnować: „uczcie się przez podobieństwo”. Im człowiek jest bliżej przyrody, im więcej przebywa w lesie czy ogrodzie, tym łatwiej odczytuje zmiany, które zachodzą w naturze. Nie inaczej jest w doświadczeniu wiary. Aby być wrażliwym na Boże znaki, trzeba być blisko Boga - potrzeba modlitwy, adoracji, zagłębiania się w Słowo Boże. I w ten sposób człowiek się uczy, uwrażliwia...
Taki sposób patrzenia na rzeczywistość to także przygotowanie. Przygotowanie na co? – zapyta ktoś. Na to, o czym chce nam przypomnieć dzisiaj Jezus:

W owe dni... [Mk 13,24] lub W owych czasach... [Dn 12,1]


Ten przywołany dzisiaj w liturgii słowa czas odgrywa tutaj decydującą rolę. Jest to czas przyjścia Mesjasza, dla nas Jezusa Chrystusa. Pierwsze przyjście, gdy Bóg stał się człowiekiem, rozpoczęło erę mesjańską, a ponownego przyjścia oczekujemy. I właśnie okres pod koniec roku liturgicznego ma nam przypominać, że czas paruzji jest blisko, że przyjście Mesjasza jest realne i bliskie, że kiedy przyjdzie ponownie, wypełnią się wszystkie proroctwa i świat oraz wszelkie stworzenia osiągną pełnię. Ale na to przyjście także mamy się przygotowywać, aby ów dzień, jak mówi w innym miejscu Chrystus „nie zaskoczył nas jak złodziej!” To przyjście ponowne Mesjasza, którego oczekujemy, powinno kształtować nasze codzienne życie. Tylko czy tak jest?
Czy rzeczywiście świadomość tego, że nasze życie tu na tym świecie kiedyś się skończy wpływa na nasze codzienne wybory? Pierwsi chrześcijanie modlili się często: Marana tha! – Przyjdź, Panie! Mając nadzieję na rychłe spełnienie się tej modlitwy. Nam, współczesnym chrześcijanom, jak się wydaje, ta modlitwa mniej odpowiada. My chcieli byśmy ten dzień jak najbardziej oddalić (bez względu czy rozumiemy go jako osobisty koniec świata, który nastąpi dla każdego z nas z chwila naszej śmierci czy rozumiemy go w aspekcie końca czasów).

Tak bardzo my chrześcijanie dzisiejsi pozwalamy się zwieść doczesności i jej powabom, że zapominamy często, że chrześcijanin to człowiek przyszłości; zapatrzony przed siebie, z radością oczekujący przyjścia Pana i właśnie dlatego jest znakiem przemijalności, iluzoryczności szukania doczesnego szczęścia…

W tym zapatrzeniu i tęsknocie za spotkaniem z Chrystusem jest nasza młodość. Bo przecież dla chrześcijanina ów dzień powtórnego przyjścia Chrystusa jest dniem, w którym on zaczyna żyć naprawdę pełnią życia! Ale czy ta tęsknota jest jeszcze dziś moim udziałem?

Ktoś, kto żyje tylko doczesnością, kto ma wzrok zapatrzony jedynie w doczesne kalkulacje, pragnienia i sprawy ten nie zasługuje by nazywać się uczniem Chrystusa a z cała pewnością nie ma szans być znakiem, jakim Chrystus chciał, aby Jego uczniowie byli dla świata. Przemija bowiem postać tego świata! Czy sposób w jaki żyję innym jeszcze o tym przypomina?

Marana Tha! Może warto zakochać się w tej modlitwie, bo jak powiedziała córka tej starszej kobiety: - On zawsze przychodzi, kiedy Go o to prosimy!
A jeśli będziemy mieli tego świadomość, to może uda nam się nie przeoczyć tych znaków, które są przejawem Jego ciągłego przechodzenia na różne sposoby przez nasze życie, może uczyni to nas bardziej wrażliwymi na Jego obecność i nie pozwoli zazbytnio skupić się i zatrzymać na tym, co doczesne i przemijające...
,


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji