Przestań się lękać!...

Druga niedziela wielkanocna – Święto Miłosierdzia!

Dlaczego od chwili, gdy sędziwy już papież Jan Paweł II zawierzył świat Miłosierdziu Bożemu z łagiewnickiego sanktuarium, objawienia skierowane do prostej zakonnicy zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej zyskały tak dużą popularność? Zapewne dlatego, że człowiek ze swej natury tęskni za miłością a także za Bogiem, który jest miłością, którego nie musi się bać, na którego może liczyć bez względu na to jak bardzo pobłądziłby w życiu i jak wielki grzech by popełnił.



Niestety problemem wielu chrześcijan, trak że współczesnych pomimo to, że tak wiele mówi się i pisze o miłosiernej miłości Boga jest top, że ciągle noszą w sobie pewien wykrzywiony obraz Boga, tak odległy od obrazu, jaki chciał w nasze serca wpisać Chrystus. Dlaczego tak jest? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Jest zapewne wiele przyczyn takiego stanu rzeczy. Jedną z nich jest zapewne niezbyt fortunna edukacja religijna, którą niektórzy odbierają. Inną przyczyną może być osobista historia życia. Najbardziej jednak wpływa na to moim zdaniem fakt, że ciągle wielu chrześcijan przeżywa swoją wiarę bardziej na zasadzie rytuału, pewnych stereotypów niż autentycznego spotkania z Bogiem, jako żyjącą i kochającą nas osobą.

Znana jest prawda. że zostaliśmy stworzeni na podobieństwo Boga, ale jakże często jest odwrotnie, to my tworzymy sobie Boga na nasze podobieństwo.

Zapewne podobnie było ze św. Tomaszem, którego postać przywołuje dzisiejsza Ewangelia. On także miał pewne własne rozumienie tajemnicy Mesjasza, wszak był Żydem, wyrosłym na historii i przekonaniach Narodu Wybranego.

Świadectwo życia Jezusa uświadamiało mu, że musi On być kimś niezwykłym, kimś, kto bez wątpienia przychodzi w imię Boga. Ale gdy Tomasz usłyszał, że Jezus zmartwychwstał, ta prawda nie pomieściła się w jego głowie. Trzeba było bardzo osobistego spotkania ze Zmartwychwstałym, aby z całą wiarą mógł wypowiedzieć słowa: „Pan Bóg i Bóg mój”.

Droga Tomasza od pierwszego spotkania z Jezusem, od pierwszej fascynacji do wyznania tej niezwykłej prawdy, była bardzo długa. To była droga, która wymagała od Tomasza przekroczenia wszelkich pojęć, schematów myślenia, w których się wychowywał, a także osobistego – bardzo ludzkiego sposobu postrzegania Jezusa. Dzisiaj możemy być wdzięczni Tomaszowi albo bardziej jeszcze Jezusowi, że wykorzystał brak wiary Tomasza, aby nas umocnić w wierze.

Ta wiara nie wyrastała tylko z jakiejś fascynacji osobą Jezusa Chrystusa, ale z bardzo osobistego doświadczenia spotkania ze Zmartwychwstałym i żywym Chrystusem.

I to, czego uczy nas postawa tego Apostoła, to prawda o tym, że każdy z nas powołany jest do przebycia podobnej drogi, która od pierwszej fascynacji osobą Chrystusa (może w wieku młodzieńczym, może później) musi dojść do osobistego doświadczenia i spotkania Chrystusa. Nie można być prawdziwym świadkiem Chrystusa, świadkiem wiary, jeżeli zabraknie w naszym życiu tego etapu osobistego doświadczenia i spotkania z Chrystusem. Tu nie wystarczy sama wiedza o Jezusie, nie wystarczy sama Tradycja, w której wzrastamy. To, co ma być autentyczne wobec drugiego musi być bardzo osobiste, musi wyrastać z osobistego doświadczenia. Inaczej nie będziemy w stanie przekonać innych o tym, że to, co mówimy, w co wierzymy i czym żyjemy jest prawdziwe.

Ta niezwykła lekcja prawdziwości świadectwa, które wyrasta z osobistego doświadczenia Boga była lekcją, jaką zostawił nam po św. Tomaszu jeszcze wielu świadków. Dzisiaj my sami jesteśmy zaproszeni do odwagi w dawaniu tego świadectwa, ale najpierw jesteśmy zaproszeni do otwarcia się na doświadczenie Bożego Miłosierdzia – ono bowiem nie jest jakąś abstrakcją, jest dowodem wiary w żyjącego i wciąż działającego w naszym życiu Chrystusa.

W dzienniczku siostry Faustyny Kowalskiej znajdujemy słowa, jakie kieruje do niej Jezus: Niech się nie lęka zbliżyć do mnie żadna dusza, choćby grzechy jej były jak szkarłat. Miłosierdzie moje jest tak wielkie, że przez całą wieczność nie zgłębi go żaden umysł. Ale nie można doświadczyć tego miłosierdzia nie będąc blisko Jezusa Chrystusa. Nie będąc wręcz przytulonym do Jezusa. To miłosierdzie jest jedyną nadzieją człowieka i świata – jak zwykł mawiać wielki apostoł miłosierdzia błogosławiony papież Jan Paweł II, który jest i pozostanie zawsze papieżem nadziei. Człowiekiem, który tak bardzo chciał pokazać, że dla tej jedynej miłości Chrystusa nie ma żadnych granic, że w perspektywie tej miłości nikogo nie możemy uważać za straconego. To jest testament, który tak bardzo trzeba, abyśmy wzięli sobie dziś do serca. Nie ma chrześcijaństwa bez miłosierdzia. Bez miłości miłosiernej a więc wyrażającej się w konkretnych gestach nasze świadectwo życia będzie zawsze nieprawdziwe. Miłość miłosierna jest jedyna siłą, która ma moc zmienić serce człowieka, choćby ten był najbardziej zatwardziałym grzesznikiem, a w konsekwencji zmienić oblicze świata. Dzisiaj, w niedzielę Miłosierdzia Bożego, w tym niezwykłym dniu Bóg chce nam przypomnieć, że nawet najgorszy zbrodniarz ma szansę stać się nowym człowiekiem. Problem w tym, że wielu ludzi nie wierzy w to, że wielu straciło nadzieję, widząc ogrom swoich grzechów. Dlatego Jezusowi potrzeba dziś świadków miłosierdzia, potrzeba ludzi, którzy, innym zaniosą orędzie nadziei, zaniosą prawdę o tym, że w oczach Bożych nikt nie jest stracony.



Jest taki ładny obraz mówiący o tym, że każdy grzech jest jakby zerwaniem liny pomiędzy nami a Bogiem. Każdy powrót do Niego, to jakby zawiązanie kolejnego supła na tej linie. Paradoksalnie im więcej supłów, tym lina jest krótsza i tym bliżej jesteśmy Boga. To wielka tajemnica Bożej miłości, ale jak radosna i pełna nadziei dla nas grzeszników. Jak pięknie ujął to św. Paweł: Tam gdzie wzmógł się grzech, jeszcze bardziej rozlała się łaska. [Rz 5,20]

Dla nas samych, którym nieraz trudno przychodzi wybaczanie innym ich przewinień, owo zaufanie Bożemu Miłosierdziu i temu, że jest ono niewyczerpane bywa jedną z najtrudniejszych lekcji chrześcijaństwa, ale nie rezygnujmy z tej lekcji zbyt łatwo! Sami czerpiąc nieustannie z tego niewyczerpanego zdroju miłosiernej miłości Boga postarajmy się przynajmniej o jedno, aby spróbować tę miłość przekazać innym w konkretnych gestach miłości i życzliwości, które choć trochę powiedzą innym o tym, jaki jest Bóg, w którego wierzymy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji