Przyjść do Jezusa
Jezus powiedział do ludu: "Ja jestem chlebem życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.
Powiedziałem wam jednak: Widzieliście Mnie, a przecież nie wierzycie. Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę, ponieważ z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. Jest wolą Tego, który Mnie posłał, abym nic nie stracił z tego wszystkiego, co Mi dał, ale żebym to wskrzesił w dniu ostatecznym. To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. (J 6, 35-40)
Jezus wielokrotnie w Ewangelii porównuje siebie do różnych rzeczy lub osób (Dobry Pasterz, Winny Krzew, Droga, Prawda, Życie, Brama, Światłość Świata). Tym razem nazywa siebie chlebem życia. Każde z tych określeń zwraca uwagę na jakiś szczegółowy aspekt misji Jezusa, przybliża nam Jego naturę czy działanie. Jezus – chleb jest tym, który syci nasze łaknienie. Nikt poza Bogiem nie może w pełni zaspokoić głodu człowieka, ponieważ stworzeni jesteśmy na podobieństwo Boże, nosimy zatem w sobie pierwiastek boskości. Jasno dziś Jezus mówi jednak, że nasycenie pragnienia zależy także od naszej wiary w Niego.
Jest takie opowiadanie “O dwóch żebrakach”, którzy docierają “za chlebem” na dwór do króla. Ten hojnie obdarowuje ich pokarmem. Pierwszy z żebraków podziękował królowi za jego serce i wspaniałomyślność; drugi natomiast podziękował Bogu za to, że obdarzył króla taką władzą i takimi środkami, iż może on pomagać swoim podwładnym. Ale postawa ta nie podobała się monarsze.
Gdy żebracy przyszli na dwór po raz kolejny kazał upiec dwa jednakowe chleby i do jednego włożyć parę drogich kamieni, które miały być osobistym podarunkiem i nagrodą dla tego, który chwalił króla. Ten co chwalił Boga, miał otrzymać zwykły bochenek.
Piekarz zrobił, jak król przykazał. Gdy jednak żebracy opuścili pałac, żebrak chwalący króla zauważył że jego bochenek ma podejrzany ciężar. Myśląc więc, że jest źle wypieczony, wymienił się z kolegą. Gdy ten drugi rozkroiwszy chleb znalazł hojny dar, podziękował serdecznie Bogu, iż w ten niespodziewany sposób uwolnił go od żebrania.
My bardzo często zatrzymujemy się nad tym co widzi nasze oko, usłyszy ucho, czy dotknie dłoń. Tymczasem są w nas też inne pragnienia. O wiele większe i głębsze. Mają one swoje źródło w sercu i pragnieniu poznania samego Boga…
Praktyka medytacji jest bez wątpienia jedną z tych dróg, na których Pan Bóg te pragnienia zaspokaja.
Problem w tym, że łatwo je zagłuszyć skupieniem na tym, co zewnętrzne, czego najczęściej pożądamy. Dlatego św. Jan Apostoł przestrzega nas przed pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą, mówiąc, że nie pochodzą od Ojca, lecz od świata (1 J 2,16)
Chrystus mówi nam, że mamy spełniać wolę Boga. Jest to zadanie, którego nie można zlekceważyć, gdyż od jego wypełnienia zależy jakość naszego życia… To czy wypełnimy je byle czym, czy też pozwolimy je wypełnić Bogu tym, o czym On wie, że jest nam potrzebne to wielka różnica.
Jest bardzo mało ludzi, którzy przeczuwają, co Bóg uczyniłby z nich, gdyby zaparli się siebie i całkowicie oddali się Chrystusowi Panu, aby On ukształtował ich dusze w swych dłoniach i dlatego boją się Mu powierzyć bez reszty. Tymczasem Bóg nas stworzył, czyli powołał do istnienia, by pierwotne dobro, które w Tobie złożył, zostało przemienione w większe dobro i udoskonalone w Tobie. (św. ojciec Pio)
I ufamy, że właśnie ta przemiana dokonuje się w medytacji, gdzie uczymy się zapierać siebie i całkowicie powierzać się Jezusowi przychodzącemu w jego słowie i łasce, po to by On wciąż nas kształtował w swoich miłujących dłoniach zaczynając od naszych serc.
Komentarze
Prześlij komentarz