W duchu i w prawdzie
Być może niejeden już raz słyszeliśmy opowieść o tym, że czasem bardzo prosta myśl, a niekiedy nawet jedno słowo, może zmienić czyjeś życie.
Przy studni Jakuba, o której czytamy dziś w Ewangelii, dzieje się coś podobnego. Ten, który może dać i zrobić dużo więcej niż kobieta jest sobie w stanie wyobrazić, staje się Tym, który prosi. I właśnie to słowo prośby staje się początkiem czegoś nowego w życiu Samarytanki. Wydawało się bowiem, że z powodu grzesznego życia wszyscy ją odrzucili. Jej życie straciło sens. A tu nagle jest Ktoś, kto ją uznaje i co więcej potrzebuje.
Jezus wchodzi w dialog z tą kobietą, nie bacząc na to, że łamie w ten sposób pewne religijne zwyczaje. Rozmawiając z nią o żywej wodzie pragnie rozbudzić w niej pragnienie Boga, pragnienie życia wiecznego. Niełatwa to była rozmowa. Tak naprawdę Samarytanka nie wiele pojęła z tej metafory o wodzie. Ale ważniejsze wydaje się to, iż uwierzyła, że tym, który daje życie jest on – Chrystus. Mało tego, wielu Samarytan z owego miasta dzięki jej słowom także uwierzyło w Niego.
Słowa, które robią na mnie szczególne wrażenie, i być może zrobiły wrażenie także na owej kobiecie, to słowa, w których Jezus mówi o prawdziwych czcicielach Boga. To kolejne przestawienie akcentów w tradycji, której dotąd uczono tę kobietę. „Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Nadchodzi godzina, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie”.
Czyżby Jezus tymi słowami zakwestionował kult zewnętrzny? Wydaje się że nie, bo nie sposób pozbawić wiary jej zewnętrznych form, zewnętrznych wyrazów. Jednakże Jezus chce przestrzec przed zbytnim formalizmem religijnym, przez który zamiast odkrywać prawdziwą miłość Boga i pogłębiać relację z Nim rodzą się napięcia i podziały, których i dziś nie brakuje. Chrystus wskazuje na to, co jest najważniejsze w religijności. Na wymiar wewnętrzny, duchowy, bez którego zewnętrzny kult, nawet najpiękniejszy będzie martwy.
Problem polega na tym, że niektórzy ludzie często mylą wiarę z przekonaniami religijnymi. Systemy przekonań religijnych są jak ktoś to ładnie określił: pewnego rodzaju „garderobą wiary”. Religia, można powiedzieć, jest czymś bardziej zewnętrznym, co integruje ludzi, wiara natomiast to rzeczywistość wewnętrzna, duchowa, która przeżywana jest bardzo osobiście ukazując głębię naszej relacji z Bogiem, dlatego ma moc stać się źródłem przekracza wszelkich barier.
Jezusowe słowa o prawdziwych czcicielach, którzy oddają cześć Ojcu w duchu i prawdzie dotykają właśnie tej duchowej strony, w której wyraża się prawdziwa wiara. Dlatego też nie formy religijne nawet najbardziej pobożne, przesądzają o prawdziwości naszej wiary, ale to, z czego one powinny wyrastać a więc wnętrze człowieka!
Taką też wiarę możemy odkrywać u świętych.
Mistrz Eckhart, znany nadreński mistyk z przełomu XIII i XIV wieku, przestrzegał przed przywiązywaniem się do rozmaitych praktyk życia wewnętrznego i absolutyzowaniem ich. Bo to może powodować, że człowiek będzie kochał nie Boga, lecz własne wyobrażenia o swojej pobożności i wierze stworzone przez nasz umysł, które mogą nie mieć wiele wspólnego z prawdziwą wiarą, której znakiem jest pokorne, niezakłamane, poddane woli Bożej bez reszty. Dopiero owo pokorne, sprawiedliwe, pełne miłości serce przesądza o autentyczności wiary człowieka.
Warto też w tym miejscu przywołać słynne powiedzenie innego znanego, współczesnego teologa Karla Rahnera, który pisał: „Chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem, albo go w ogóle nie będzie”. Dobrze byłoby zatem przyglądać się bardziej naszemu wnętrzu i sercu a nie tylko zewnętrznym praktykom religijnym i pytać siebie czy moje serce jest rzeczywiście wierne Bogu, czy kieruje się w codziennych wyborach miłością i wiernością Ewangelii i czy tęskni za chwilami, w których może zanurzyć się w Bożej obecności? Bo jak mówi dziś Chrystus: właśnie rozpoznawanych po takich cechach czcicieli chce mieć Ojciec!
Przy studni Jakuba, o której czytamy dziś w Ewangelii, dzieje się coś podobnego. Ten, który może dać i zrobić dużo więcej niż kobieta jest sobie w stanie wyobrazić, staje się Tym, który prosi. I właśnie to słowo prośby staje się początkiem czegoś nowego w życiu Samarytanki. Wydawało się bowiem, że z powodu grzesznego życia wszyscy ją odrzucili. Jej życie straciło sens. A tu nagle jest Ktoś, kto ją uznaje i co więcej potrzebuje.
Jezus wchodzi w dialog z tą kobietą, nie bacząc na to, że łamie w ten sposób pewne religijne zwyczaje. Rozmawiając z nią o żywej wodzie pragnie rozbudzić w niej pragnienie Boga, pragnienie życia wiecznego. Niełatwa to była rozmowa. Tak naprawdę Samarytanka nie wiele pojęła z tej metafory o wodzie. Ale ważniejsze wydaje się to, iż uwierzyła, że tym, który daje życie jest on – Chrystus. Mało tego, wielu Samarytan z owego miasta dzięki jej słowom także uwierzyło w Niego.
Słowa, które robią na mnie szczególne wrażenie, i być może zrobiły wrażenie także na owej kobiecie, to słowa, w których Jezus mówi o prawdziwych czcicielach Boga. To kolejne przestawienie akcentów w tradycji, której dotąd uczono tę kobietę. „Nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Nadchodzi godzina, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie”.
Czyżby Jezus tymi słowami zakwestionował kult zewnętrzny? Wydaje się że nie, bo nie sposób pozbawić wiary jej zewnętrznych form, zewnętrznych wyrazów. Jednakże Jezus chce przestrzec przed zbytnim formalizmem religijnym, przez który zamiast odkrywać prawdziwą miłość Boga i pogłębiać relację z Nim rodzą się napięcia i podziały, których i dziś nie brakuje. Chrystus wskazuje na to, co jest najważniejsze w religijności. Na wymiar wewnętrzny, duchowy, bez którego zewnętrzny kult, nawet najpiękniejszy będzie martwy.
Problem polega na tym, że niektórzy ludzie często mylą wiarę z przekonaniami religijnymi. Systemy przekonań religijnych są jak ktoś to ładnie określił: pewnego rodzaju „garderobą wiary”. Religia, można powiedzieć, jest czymś bardziej zewnętrznym, co integruje ludzi, wiara natomiast to rzeczywistość wewnętrzna, duchowa, która przeżywana jest bardzo osobiście ukazując głębię naszej relacji z Bogiem, dlatego ma moc stać się źródłem przekracza wszelkich barier.
Jezusowe słowa o prawdziwych czcicielach, którzy oddają cześć Ojcu w duchu i prawdzie dotykają właśnie tej duchowej strony, w której wyraża się prawdziwa wiara. Dlatego też nie formy religijne nawet najbardziej pobożne, przesądzają o prawdziwości naszej wiary, ale to, z czego one powinny wyrastać a więc wnętrze człowieka!
Taką też wiarę możemy odkrywać u świętych.
Mistrz Eckhart, znany nadreński mistyk z przełomu XIII i XIV wieku, przestrzegał przed przywiązywaniem się do rozmaitych praktyk życia wewnętrznego i absolutyzowaniem ich. Bo to może powodować, że człowiek będzie kochał nie Boga, lecz własne wyobrażenia o swojej pobożności i wierze stworzone przez nasz umysł, które mogą nie mieć wiele wspólnego z prawdziwą wiarą, której znakiem jest pokorne, niezakłamane, poddane woli Bożej bez reszty. Dopiero owo pokorne, sprawiedliwe, pełne miłości serce przesądza o autentyczności wiary człowieka.
Warto też w tym miejscu przywołać słynne powiedzenie innego znanego, współczesnego teologa Karla Rahnera, który pisał: „Chrześcijanin XXI wieku albo będzie mistykiem, albo go w ogóle nie będzie”. Dobrze byłoby zatem przyglądać się bardziej naszemu wnętrzu i sercu a nie tylko zewnętrznym praktykom religijnym i pytać siebie czy moje serce jest rzeczywiście wierne Bogu, czy kieruje się w codziennych wyborach miłością i wiernością Ewangelii i czy tęskni za chwilami, w których może zanurzyć się w Bożej obecności? Bo jak mówi dziś Chrystus: właśnie rozpoznawanych po takich cechach czcicieli chce mieć Ojciec!
Komentarze
Prześlij komentarz