Modlitwa w centrum życia

Heinz Nussbaumer – znany austriacki dziennikarz, były rzecznik dwóch prezydentów Austrii – w książce „Odkryć mnicha w sobie. Pielgrzymując na górę Athos”  – przekonuje, że „każdy z nas nosi w sobie wymiar monastyczny”. Nasza psychofizyczno-duchowa konstrukcja sprawia, że stwierdzenie, jakie odnajdujemy na początku Księgi Rodzaju „Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam (Rdz 2, 18) dotyczy nie tylko człowieka jako istoty tęskniącej za drugim człowiekiem, ale w myśl znanego powiedzenia św. Augustyna nasze serce będzie tak długo niespokojne, dopóki nie spocznie w Bogu, nawet jeśli wokół siebie będzie miało wiele innych osób. Nikt bowiem i nic nie jest w stanie do końca zaspokoić wielkiego głodu człowieka za Bogiem (sacrum), który to głód został wpisany w naszą najgłębszą istotę. Można jedynie próbować ten głód zagłuszyć – co zwłaszcza współczesny świat i wpisany weń człowiek opanował do perfekcji.

Jeden z benedyktynów, o. Christopher Jamison, przełożony opactwa w Worth, autor książki „Odnaleźć schronienie. Monastyczna droga w codziennym życiu”, odnotowuje w swojej książce, że: „Droga monastycyzmu pociąga nie tylko osoby, które mają powołanie monastyczne, ale też takie, które szukają pogłębienia swojej wiary, jak również tych, którzy „czują, że omija ich w życiu to, co naprawdę ważne”. Inspiracją do jej napisania był – emitowany w maju 2005 roku przez telewizję BBC – reality show pod tytułem Klasztor. Jego bohaterami było pięciu mężczyzn o różnych profesjach. Na czterdzieści dni i nocy zamieszkali w benedyktyńskim opactwie i zachowywali reguły monastycznego życia. Przez ten czas towarzyszyły im kamery.

Jak się okazało popularność programu zaskoczyła wszystkich, program wzbudził także ogromne zainteresowanie monastycznym wymiarem życia. Czego uczą te doświadczenia?  Odpowiedź brzmi: „W takiej mierze, w jakiej staramy się zwrócić swoje życie z powrotem do środka, każdy z nas ma w sobie coś z mnicha”.

Pójście drogą duchowości monastycznej oznacza próbę oderwania się od swojej codzienności – wypełnionej zazwyczaj hiperaktywnością, pośpiechem i zgiełkiem – żeby poprzez spokój, milczenie, ciszę, a nade wszystko przez modlitwę odzyskać wewnętrzną równowagę i wolność; zgodność wyznawanych wartości i czynów. Dla jednych taką szansą są rekolekcje przeżywane w ciszy klasztoru, dla innych jeden w miesiącu dzień, który starają się przeżyć w ciszy, z dala od zgiełku miasta, bez telewizji, Internetu. Jeszcze inna próbą odpowiedzi na tę głęboka potrzebę serca zwrócenia się do środka będzie dwa razy w ciągu dnia praktykowana medytacja. Niejednokrotnie będzie trzeba o te pół godziny rano i wieczorem zawalczyć, ale wszyscy, którzy praktykują medytację są zgodni, że wnosi ona w ich życie nową jakość.   Thomas Merton w książce „Nowy posiew kontemplacji” słusznie zauważa: „Pośpiech rujnuje zarówno świętych, jak i artystów. Chcą szybkiego sukcesu i tak ponaglają, by go osiągnąć, że nie mają czasu na szczerość wobec siebie”.

Wszystkie wspomniane praktyki uczą nas jednej ważnej prawdy, że w centrum prawdziwie przeżywanego życia znajduje się modlitwa, czyli przebywanie z Bogiem. Dobrze przeżywana modlitwa bowiem sprawia, że w naszym doczesnym życiu spotykają się czas i wieczność. Jest to doświadczenie, które uczy nas zupełnie innego spojrzenia na rzeczywistość – spojrzenia z dystansem na to, co tak często próbuje nas zniewolić a przy okazji uzmysławia nam, że nasze życie nie jest ograniczone kilkoma dziesiątkami lat, jesteśmy powołani do życia w wieczności.  A kształtując w sobie taką świadomość, która potrafi przewartościować nasz sposób myślenia odkrywamy, że możemy odnaleźć prawdziwy pokój w Bogu. Wśród mnichów z Góry Athos znane jest powiedzenie, że „Mnisi są przekonani, że człowiek sam nie potrafi dać ukojenia swemu niespokojnemu sercu, że potrzebne jest mu drzewo Boga, bo tylko w cieniu tego drzewa nie będzie się bał własnego cienia [...]”. Właśnie dlatego, aby o tym nie zapomnieć miliony razy – w rytmie swego oddechu – mnisi powtarzają w sercach proste modlitewne wezwanie: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną” Powtarzają je tak długo, aż nie wymaga to już wysiłku, aż jak mówią „się «samo» w nich modli”. [...] Mnisi mówią, że w modlitwie serca modlący staje się modlitwą.

Modlitwa Jezusowa podobnie jak medytacja, którą praktykujemy uzmysławia nam, że celem modlitwy jest nade wszystko... modlitwa, czyli przebywanie w obecności Boga. Chociaż modlitwa jest celem samym w sobie, to jednak ma również wymiar „terapeutyczny” – przebywanie w obecności Boga pomaga zbliżyć się do samego siebie, pomaga odkrywać cel i sens swojego życia. Tradycja monastyczna oferuje więc współczesnemu człowiekowi coś niezwykle atrakcyjnego – pokazuje mu drogę do samego siebie. I choć nie jest to łatwa droga, okazuje się wiarygodna. Wielu doprowadziła do radykalnej i gruntowej przemiany życia. Musimy się tylko odważyć na nią wejść i pozostać jej wiernymi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca