Wąską drogą za Chrystusem ku szczytom

I tak oto powoli dobiega do końca nasz pobyt wśród gór. Górskie szczyty, podobnie zresztą jak otwarta przestrzeń morza czy oceanu były i są dla mnie jakimś szczególnym miejscem, gdzie czuję się blisko Boga. Może ze względu na ów ogrom stworzenia, który w sposób szczególny jest uchwytny właśnie pośród górskich szczytów czy na pełnym morzu a może przez moją małość, która staje się szczególnie widoczna wobec potęgi gór, w których pogoda potrafi się zmienić dosłownie z godziny na godzinę, lub wobec siły potężnych fal miotających małą łódeczką czyniąc człowieka zupełnie bezsilnym i zdanym na Bożą łaskawość.
ku szczytom

Góry, na które się wspinam w sumie od dziecka, choć może bardziej doświadczeni uśmiechną się wobec moich osiągnięć, gdyż dotąd nie stanąłem wyżej niż 5642 m n.p.m. zawsze uświadamiały mi tę prawdę, którą czasem tak łatwo zgubić w codziennym życiu, że człowiek z racji swojej wyjątkowej roli i podobieństwa do Stwórcy jest wezwany do tego, aby ciągle iść wzwyż. Oczywiście dla każdego ów szczyt jest inny i Pan Bóg będzie każdego z nas mierzył inną miarą, podobnie jak wyznacza różnym ludziom różne cele. Choć z całą pewnością dla wszystkich, którzy wierzą jedna zasadnicza miara jest wspólna, choć nie wszystkim i nie zawsze się ona podoba. Chrystus bowiem wskazując na szczyty naszych dążeń mówi: „Bądźcie doskonali”. Niektórzy zdają się sądzić - jak pisze C. S. Levis - że Chrystus miał na myśli coś w rodzaju: „Nie pomogę wam, jeśli nie będziecie doskonali” — a ponieważ doskonali być nie możemy, chciał przez to powiedzieć, że jesteśmy w położeniu beznadziejnym. Jednak nie sądzę, żeby to właśnie chciał powiedzieć. Sądzę, że raczej to miał na myśli: „Jedyna pomoc, jaką ode mnie otrzymacie, to pomoc w stawaniu się doskonałymi. Sami będziecie może pragnąć mniej — ale ja nie dam wam niczego mniejszego”.

Można powiedzieć, że stawiać sobie mniejsze wymagania, niż to postawione przez Chrystusa w Ewangelii, wmawiając sobie to, co często czynimy łatwym, może zbyt łatwym usprawiedliwieniem naszego duchowego lenistwa, że przecież nie jesteśmy doskonali lub święci, to w pewnym sensie zdradzać Chrystusa i wiarę w Niego.

"Wąską drogą za Chrystusem ku szczytom" - taki tytuł nosił ostatni Kongres poświęcony Życiu Konsekrowanemu, któremu przewodniczył św. Jan Paweł II. To właśnie tam z ust schorowanego, doświadczonego chorobą i cierpieniem papieża, który czerpiąc z własnego osobistego i bogatego doświadczenia osoby całkowicie poświęconej Chrystusowi niczym mistrz mówił do zgromadzonych:

Do was wszystkich, powołanych w sposób szczególny przez Boga do ściślejszego naśladowania Chrystusa, kieruję moje serdeczne pozdrowienie.
Na zakończenie tego Międzynarodowego Kongresu poświęconego Życiu Konsekrowanemu, który odbywał się w tych dniach w Rzymie, z radością przesyłam specjalne przesłanie do was wszystkich, którzy wzięliście w nim udział: do przewodniczących konferencji wyższych przełożonych, do przełożonych generalnych, do was wszystkich, osób konsekrowanych, którzy zebraliście się w tych dniach, by obradować nad dzisiejszymi problemami i perspektywami waszego wyboru życia.
Ludzie naszych czasów ulegają niekiedy tak wielkiemu zubożeniu wewnętrznemu, że nawet nie są już w stanie zdać sobie sprawy z własnego ubóstwa. W naszych czasach pojawiają się niespotykane dotąd formy niesprawiedliwości i wyzysku oraz egoistycznych nadużyć ze strony pojedynczych osób i całych grup. Powoduje to, że wielu ludzi traci nadzieję, o czym mówiłem w Adhortacji apostolskiej Ecclesia in Europa.
W tej sytuacji osoby konsekrowane powinny ofiarować zagubionej, zmęczonej i pozbawionej pamięci ludzkości wiarygodne świadectwa nadziei chrześcijańskiej, «ukazując miłość Boga, która nikogo nie opuszcza» oraz dając zagubionemu człowiekowi rzeczywiste powody, by nie tracił nadziei. «Właśnie o to trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym» (1 Tm 4, 10).
Osoby konsekrowane są powołane, by społeczeństwu, w którym często miłość nie znajduje miejsca, aby się wyrazić w formie altruistycznej, ukazywać swym życiem logikę bezinteresownego daru: ich wybór bowiem wyraża się w radykalnym darze z siebie składanym z miłości do Pana Jezusa, a w Nim — do każdego członka ludzkiej rodziny.
Życie konsekrowane powinno strzec dziedzictwa życia i piękna, które potrafi ugasić wszelkie pragnienie, wyleczyć każdą bolączkę, być niczym balsam na wszelkie zranienia, zaspokajając każde pragnienie radości i miłości, wolności i pokoju.
Gorące umiłowanie Chrystusa, gorące umiłowanie ludzkości to wiodący temat waszej refleksji podczas tego Kongresu. Wyraża on trafnie zaangażowanie, z jakim staracie się stale na nowo rozpoczynać od Chrystusa, by nauczyć się kochać bliźniego tak jak miłował go Ten, który «nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu» (Mk 10, 45).
Karmelitańska mistyczka św. Maria Magdalena de' Pazzi w swoich porywach miłości do Boskiego Oblubieńca wzywała dusze osób konsekrowanych, by kochały Miłość, Miłość nie kochaną: «O dusze stworzone z miłości i do miłości, dlaczego nie kochacie Miłości?»; i błagała Umiłowanego: «O Miłości, nie kochana ani nie znana. O Miłości, spraw, aby wszystkie stworzenia miłowały Ciebie, Miłość» (PR 2, 188-189).
Ta gorąca, żarliwa miłość do Chrystusa i dusz, ten nienasycony głód Bożej miłości i to pragnienie, by doprowadzić do niej wszystkich ludzi, powinny nieustannie towarzyszyć wam w trudzie osobistego nawrócenia, zdobywania świętości oraz pracy ewangelizacyjnej.
Wy, osoby konsekrowane, jesteście wszystkie powołane, by ściślej naśladować Chrystusa, pielęgnować w sercu Jego uczucia (por. Flp 2, 5), uczyć się od Niego, który jest cichy i pokornego serca (por. Mt 11, 29), wypełniać wraz z Nim wolę Ojca (por. J 6, 28) i iść za Nim drogą krzyża.
Oto jedyna droga ucznia. Nie ma innych dróg. Codziennie z radosnym i pełnym wdzięczności sercem trzeba iść wąską drogą za Nauczycielem, aby czerpać potrzebne energie u źródła wody życia, które nie ma kresu.

Ale przecież pójście drogą naśladowania Chrystusa to powołanie nie tylko osób konsekrowanych, to powołanie każdego chrześcijanina. Dla chrześcijanina nie ma innej drogi. I bez względu na to jaką drogą każda i każdy z nas podąża nie umniejszając roli i znaczenia odmienności i wyjątkowości tych dróg mają one sens tylko wtedy, gdy włączone są przez naszą intencję, nasz wysiłek, nasze samozaparcie się siebie w jedyną Drogę jaką jest Chrystus.

Trawestując nieco strofy jednej z poetek Moniki Wodzińskiej, która w swojej książce zaprasza nas na poetyckie drogi ku szczytom ja chciałbym zaprosić Was, Drodzy Czytelnicy tego bloga, Przyjaciele do refleksji nad tą naszą wędrówką ku szczytom. A posłużę się do tego znanymi rozważaniami nieżyjącego już jednego z moich ulubionych autorów C.S. Lewisa, który w niezwykle prosty aczkolwiek dosadny sposób podejmuje rozważania o chrześcijaństwie, rysując w swoich refleksjach będących zapiskiem z audycji radiowych zebranych pod wspólnym tytułem "Chrześcijaństwo po prostu" drogę chrześcijańskiej wiary, która może stać się dla każdej i każdego z nas swoistym rachunkiem sumienia i swoistymi rekolekcjami. Te rozważania towarzyszyły mnie i moim kompanom podczas tegorocznej wakacyjnej wędrówki a  teraz pozwolę sobie oddać głos temu wielkiemu chrześcijańskiemu myślicielowi tu w tym miejscu, aby samemu zamilknąć, bo jak rzecze stare przysłowie: "Gdy nauczyciel mówi, uczeń słucha". Rozważania będą zamieszczane w odcinkach, stanowiąc w ten sposób jakby pewne kroki, składające się na drogę sierpniowych rozmyślań, które chciałbym Wam - moi Drodzy zaproponować na ten miesiąc wakacji, pielgrzymek (także tych duchowych), miesiąc przerwy w naszych spotkaniach modlitewnych choć ufam, że nie miesiąc przerwy w medytacji... Niech pomagają Wam iść tą wąską drogą ku szczytom do których zaprasza nas Chrystus. My tym czasem przeniesiemy się na łódkę i pozwolimy się kołysać Bogu przez pośrednictwo fal.

Zapraszam Cię do wędrówki ścieżką, która została przetarta stopami innych...
Zapraszam Cię do krainy otwartych oczu i jeszcze bardziej otwartych serc...
Zapraszam Cię w świat gdzie, ból i strach choć wydają się panować nad miłością, to jednak nigdy jej nie zwyciężą...
W świat, gdzie wydaje się, że dobro nie zawsze zwycięża zło, choć przecież tylko do czasu...
Zapraszam Cię w podróż, gdzie milczenie bywa jedyną dobrą odpowiedzią, a miłość nosi różne imiona...

Wasz Brat i towarzysz duchowej wędrówki - ks. Marek

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca