Dwa dialogi

Gdy Jezus przestał mówić do tłumów, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów”.

Dwa dialogi. Taki tytuł można by nadać dzisiejszemu fragmentowi Ewangelii. W jednym Chrystus zwraca się do tłumów. W drugim zwraca się bezpośrednio do Piotra: „wypłyń na głębię”. Kiedy przychodzimy do kościoła na Mszę świętą, słuchamy Słowa Bożego często znajdujemy się w tej pierwszej sytuacji. W tłumie łatwo się ukryć. Można udać, że się czegoś nie słyszy, że to akurat słowo nie jest skierowane do mnie. Tłum daje poczucie bezpiecznej anonimowości.

Zupełnie inaczej jest wtedy, gdy mam świadomość, że Słowo Chrystusa jest skierowane bezpośrednio do mnie (może np. podczas osobistej lektury Pisma Świętego, albo podczas sakramentu pokuty). Wtedy nie da się już uciec przed tym słowem. Trzeba zająć wobec niego jakąś postawę. Można je przyjąć i starać się je wypełnić, można odrzucić. Nie da się jednak wzruszyć ramionami, gdyż Słowo Boże „jest jak miecz obosieczny”. Jeśli mam pewność, że zostało skierowane do mnie będzie mnie trawić wewnętrznie, albo rodzić wyrzuty sumienia, ale trudno wobec niego pozostać obojętnym. Może w tym tkwi paradoks, że wielu chrześcijan – wyznawców religii, która zrodziła się ze Słowa wcielonego tak rzadko czyni Słowo Boże przedmiotem swojej codziennej duchowej lektury. A nóż usłyszę coś, czego nie chciałbym usłyszeć z ust Pana Boga…

Oczywiście brak zasłuchania w Boże Słowo jest dramatem wielu chrześcijan. Wszak z zasłuchania w Słowo Boże rodzi się nasza wiara. Trudno zatem znaleźć lepszy sposób osłabienia naszej wiary, niż rezygnację z lektury Bożego Słowa. Podobnie jak rezygnacja z codziennej modlitwy wcześniej czy później sprawi, że przestaniemy być ludźmi religijnymi. Zazwyczaj nie dzieje się to od razu, ale każde oddalenie, zarówno od Boga jak i od człowieka zaczyna się od jakiegoś pierwszego kroku. W relacji z Bogiem tym pierwszym krokiem zazwyczaj jest rezygnacja z codziennej modlitwy…

Święty Paweł obiecuje nam zbawienie, ale dodaje że jednym z jego warunków jest przyjęcie i trwanie w Ewangelii. A jak prowadzić ewangeliczne życie, gdy brakuje czasu na codzienne wsłuchiwanie się w Ewangelię? A przecież, to co Pan Bóg mówi do mnie w swoim Słowie jest sposobem, w którym On poddaje mi pomysł na moje życie. Dodajmy: dobre i szczęśliwe życie, gdyż Bóg będąc miłością nie może chcieć dla nas niczego złego!

Spróbujmy zatem to dzisiejsze słowo przyjąć nie jak gdyby Jezus kierowałby to słowo do tłumu słuchaczy, ale rzeczywiście jakby mówił do mnie osobiście.

Wyobraź sobie, że On spogląda teraz na Ciebie, tak jak spoglądał na Piotra i mówi: „wypłyń na głębię”.

To zaproszenie można odczytać zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Dla jednej osoby będzie to propozycja prowadzenia głębszego życia duchowego niż dotychczas. Dla kogoś innego będzie to przestroga przed zadowalaniem się mielizną życia, gdyż może zbyt mocno pozwoliłeś sobie na powierzchowność. A przecież chrześcijanin powinien być człowiekiem głębi! Głębokiej relacji z Bogiem, głębokiej miłości do bliźnich, głębokiej kultury, nie tylko osobistej, ale także przeżywanej w tym, co czyta, czego słucha, co ogląda. Czy mogę powiedzieć o sobie, że jestem taka osobą? Chrystus przestrzega nas, że nasze życie bez głębi stanie się jałowe i puste. A o to wcale nie trudno we współczesnym świecie. A wówczas nasze życie przestaje być znakiem…

A może Chrystus wzywa Cię, abyś wziął udział w jakichś pogłębionych rekolekcjach i abyś usłyszał to, co On chciałby Ci powiedzieć o Twoim życiu, o twoim małżeństwie, o twoim podejściu do pracy czy nauki a boisz się to usłyszeć.

Św. Jan Paweł II, dla którego to dzisiejsze wezwanie Chrystusa było jednym z ulubionych napisał kiedyś: „W tym wezwaniu Jezusa do wypłynięcia na głębię jest jakiś element ryzyka. Ale przecież prawdziwa wiara jest odwagą decyzji. Czasem trudnych, ale koniecznych!”

Wiara nie polega na tym, że tylko usłyszymy Słowo Boże skierowane do nas. Wiarą jest dopiero odpowiedź na to słowo. Nie chodzi o przyznanie Panu Bogu racji, ale o podjęcie konkretnych kroków ku przemianie naszego życia, w duchu posłuszeństwa Bożemu Słowu.

Piotr miał wiele argumentów, żeby nie odpowiedzieć na wezwanie Jezusa. Był zmęczony, sfrustrowany brakiem efektów połowu, był doświadczonym rybakiem. Czy Chrystus, który nie znał się na rybołówstwie nie żądał od niego rzeczy dziwnej, po całej nocy ciężkiej pracy? A jednak zaufał Jezusowemu słowu. I nie zawiódł się na tym zaufaniu.

Chciałby się powiedzieć: Idź i ty czyń podobnie. Papież Benedykt XVI pisze, że „cechą Bożej miłości jest nadmiar”. Ale żeby tego doświadczyć najpierw musimy się na nią z odwaga i zaufaniem otworzyć.

Może warto o tym pomyśleć w czasie nadchodzącego Wielkiego Postu… Aby dając szansę częściej przemówić Bogu do naszego serca poprzez Jego Słowo, pozwolić Mu także lepiej pokierować naszym życiem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji

Uspokój serce przed Bogiem