Życie w obliczu przyjścia Boga

Początek Adwentu zaprasza do namysłu nad końcem. Ciekawe jest to, że greckie słowo telos, którego używa św. Mateusz w swojej Ewangelii oznacza zarówno koniec, jak i cel. To połączenie mówi wiele. Człowiek żyje zawsze w obliczu końca swojego życia, którego moment stanowi dlań tajemnicę; w obliczu celu, ku któremu zmierza i który determinuje jego wybory, styl życia... Chrystus odwołuje się do obrazu biblijnego potopu. Pozornie nic się nie działo. Ludzie żyli jak co dzień: „jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali”. Noe budujący arkę mógł w ich oczach wydawać się dziwakiem a nie człowiekiem przewidującym; „aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich”. To porównanie Chrystusa jest przestrogą przed fałszywym uspokojeniem i uśpieniem. Wiele osób myśli sobie: „Nie ma co się zbytnio martwić, bo Bóg jest dobry więc nie pozwoli nam - wierzącym zginąć”. Chrystus próbuje nam jednak powiedzieć, że to nie tak. Boża dobroć nie może być usprawiedliwieniem, wymówką dla lenistwa, bierności, obojętności czy wręcz życia przez lata w grzechu. Do tego samego odwołuje się dzisiaj św. Paweł w drugim czytaniu: sen, o którym pisze, to nie przyjemna drzemka, ale chorobliwy letarg. I nie polega na bezczynności, ale na niewłaściwym przesunięciu akcentów w naszym życiu. Nasza codzienność niesie ze sobą wiele wyzwań. Mnogość zadań często sprawia, że całą energię poświęcamy na gonienie za realizacją własnych pragnień. Pochłania nas tak zwane tempo życia i w okamgnieniu stajemy się jego niewolnikami, usypiając często na to, co naprawdę ważne. Dzisiaj Bóg słowami apostoła zwraca się do nas mówiąc, abyśmy powstali ze snu i przestali pokładać ufność tylko we własnych siłach. Boża miłość wzywa nas ciągle do nawrócenia, do życia w oczekiwaniu, w stałym napięciu. Dlatego jest wezwaniem do zaufania jej i wtedy, gdy jest dobrze i wtedy, gdy dzieją się rzeczy, których nie rozumiemy.

Noe jest symbolem nadziei, która wyraża się w działaniu. Budował arkę w czasie, kiedy nic nie wskazywało na potop i nadchodzącą zagładę. Ufał Bogu bezgranicznie, podczas gdy inni pozostawali obojętni. Warto pytać siebie u progu tego czasu adwentu: Co jest moją arką? Moim zabezpieczeniem? Rodzina, małżeństwo, zdrowie, praca, to, co zgromadziłem? To wszystko jest ważne, ale może mi zostać odebrane w jednej chwili. Psalmista powie: ”Jedynie w panu może znaleźć schronienie moja dusza!”

Nie wiemy, kiedy Pan zapuka do naszych drzwi. To może być za 20, 50 lat albo jutro, ba, nawet dziś. Nie znamy dat, ale pewne jest to, że koniec nadejdzie. Jesteśmy więc wezwani, aby stale żyć w postawie czujności, gotowości na ostateczne spotkanie z Bogiem. Każdego dnia, w każdej godzinie. Nie o strach tu chodzi, ale o gotowość. I powiedzmy sobie szczerze, bywa to męczące. Dziś mocno akcentuje się konieczność psychicznego komfortu, uwolnienia się od stresów... A jednak nie da się kochać Boga i ludzi bezstresowo, bez walki z własną słabością, zmęczeniem, zniechęceniem, znużeniem. Dobro zmusza zawsze do jakiejś formy ofiary, ma zawsze jakiś oścień, który rani. Nie da się wierzyć bez zmagania z niewiarą i wątpliwościami, które są naturalnym doświadczeniem towarzyszącym rozwojowi naszej wiary. Nie da się być człowiekiem nadziei bez zmagania się z bezsensem, jaki często wydaje się nas otaczać.

„Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał”. Nie wiemy, kiedy zaskoczy nas złodziej, czyli kiedy pojawi się doświadczenie straty. I niekoniecznie chodzi tu o śmierć. Coś zostanie nam zabrane. To może być choroba, która zabierze zdrowie; to może być miłość, która zgaśnie; czy grzech, który okrada z łaski. Czy jesteśmy na to gotowi? Strata jest zawsze bolesna, ale też oczyszcza ze złudzeń. Przybliża nas do momentu, gdy śmierć pozbawi nas wszystkiego, w czym tak bardzo pokładamy nadzieję. A wówczas pozostanie już tylko ta nadzieja, którą pokładaliśmy w Bogu. Bóg chce nieustannie budzić nasze serca do pełni życia, którego synonimem jest ufność pokładana jedynie w Nim. „Jezu ufam Tobie!” Jeśli nie oprzemy naszego życia na tym zaufaniu, kiedyś możemy zostać z niczym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca