Proste zasady, które ułatwiają medytację
Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju. A to dlatego, że dążność ciała wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna. Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. [Rz 8, 6-7.14.26]
Medytacja niedyskursywna, Modlitwa serca, czy Modlitwa Jezusowa to różne określenia praktyki duchowej skupiającej się na tych samych zasadach i mających ten sam cel. Skoro jednak mowa o modlitwie, to zakłada ona relację z Bogiem, jest zatem doświadczeniem wypływającym z wiary i ku pogłębieniu wiary prowadzącym. Założenie takie stawia praktykującym tę formę modlitwy bardzo konkretne wymagania. To już mistrz Eckhart nauczał, że „życie modlitwą wymaga prowadzenia życia sakramentalnego, bo to w sakramentach modlitwa znajduje swój pokarm i umocnienie.”
W podobnym tonie nauczał abp. Anthony Bloom – wielki, prawosławny nauczyciel Modlitwy serca: „Nie można przyzywać Imienia Jezus – mówił – nie troszcząc się jednocześnie o życie moralne. Im bardziej i częściej przyzywamy imienia Jezusa, tym bardziej naturalne jest to, że jako konsekwencję tej modlitwy będzie ono rodziło w nas pragnienie, aby upodabniać się do Niego, ale też niczym Go w niczym nie obrażać.
Pamiętajmy też, że dla owocnej praktyki modlitewnej potrzebny jest czas. Aby modlitwa przynosiła owoce w naszym życiu musimy umieć zawalczyć w sposób bezwzględny o określoną ilość czasu, jaka na modlitwę poświęcimy. W przypadku praktyki medytacji dobrze, aby był to zwykle ta sama pora, gdyż zasada ta zakłada pewną harmonię, która jest ważnym elementem tej praktyki. Najlepiej byłoby, gdyby udało nam się medytować dwa razy dziennie przynajmniej po 20-30 minut. Tej praktyce trzeba być bezwzględnie wiernym. Z czasem owocem praktyki będzie to, że zapragniemy medytacji poświęcać coraz więcej czasu. Również o ile początki bywają trudne i wymagają – jak chce tego Ewangelia – miejsca odosobnionego, aby się lepiej skupić, to po pewnym czasie, gdy wdrożymy się już w praktykę medytacji zobaczymy, że łatwiej będzie to robić także w innych miejscach. Ta sama zasada dotyczy Modlitwy Jezusowej. Zanim uda nam się modlić zawsze i wszędzie, bez względu na panujący wokół nas hałas, dobrze zacząć od miejsc wyciszonych, które wdrażają nas w skupienie.
Te proste zasady ułatwiają nam modlitwę, zwłaszcza, że dzisiaj wiele osób skarży się na nieustannie towarzyszące im rozproszenia, żyjemy bowiem w świecie bombardującym nas wieloma różnymi bodźcami, które najchętniej odżywają w nas właśnie w ciszy modlitwy. Zasiadamy do naszej medytacji i to, co odzywa się pierwsze to wewnętrzny zgiełk. Nie martwmy się tym jednak. Jeśli będziemy wytrwale walczyli o wewnętrzną ciszę jej dar stanie się naszym udziałem.
Doświadczenie ciszy, które towarzyszy tej modlitwie ma nas prowadzić do głębszego uświadomienia sobie Bożej Obecności. Im częściej będziemy do tego wracać tym łatwiej będzie nam tę świadomość przenieść także na resztę naszego życia (również tego naznaczonego wzmożona aktywnością). Modlitwa serca ma bowiem na celu prowadzić nas do nieustannego życia świadomością trwania przed Bogiem. Prawda jest to, że nie można nie być w obecności Boga, bo jak przypomina o tym Pismo św. „W Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). Problem polega na tym, że ten fakt jest często wyrzucany z naszej świadomości. Modlitwa serca pozwala nam do tej prawdy nie tylko wracać, ale też uczy jak tą prawdą żyć na co dzień. Jest to modlitwa, która zaprasza nas do tego, aby świadomość nieustannego bycia przed Bogiem przenikała i wpływała na nasze codzienne życie: wybory, relacje, odczytywanie wydarzeń.
Ważnym elementem wejścia na drogę ciszy i trwania w świadomości obecności przed Bogiem, który towarzyszy naszej medytacji jest bezruch. Dla wielu osób, pochłoniętych aktywizmem właśnie to spokojne siedzenie czy klęczenie przed Bogiem jest najtrudniejszym wyzwaniem.
Jednak bezruch to jedynie wymiar zewnętrzny, fizyczny, aby był on spożytkowany w naszej modlitwie i prowadził nas do wewnętrznego skupienia musi mu towarzyszyć wewnętrzna cisza (milczenie).
W milczeniu chodzi nie tylko o brak głośno wypowiadanych słów, ale także o uciszenie swego wnętrza, swoich myśli, emocji, które nam towarzyszą. Nauczyciele modlitwy Jezusowej określają to droga do oczyszczenia (opróżnienia) serca, które staje wobec Boga i które tylko wówczas, gdy zostanie opróżnione z tego, co je zaśmieca może zostać wypełnione Bożą łaską. Wewnętrzne milczenie to zatem nie tylko stan „bez rozproszeń”. Ono także ma różne poziomy i z czasem, praktykując medytację będziemy prowadzeni w doświadczenie wewnętrznej ciszy coraz głębiej.
Tym co nam pomaga w tej drodze do wewnętrznej ciszy jest wypracowana przez tradycję monastyczną zasada powtarzania jednej formuły modlitewnej np: Panie Jezu Chryste, Synu Boga Żywego, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem; czy Jezu, ufam Tobie, lub Boże wejrzyj ku wspomożeniu memu, Panie pośpiesz ku ratunkowi memu. Słowa te, wypowiadane codziennie z wiarą i pobożnością, budują naszą relację z Jezusem, naszym Zbawicielem. Im bardziej będziemy starali się angażować w wewnętrzną recytację tych słów nasze serce, zobaczymy, że one coraz bardziej będą to serce przenikały prowadząc je do coraz mocniejszego zakotwiczenia w Bogu.
Komentarze
Prześlij komentarz