Dynamizm praktyki
Medytacja Chrześcijańska, choć bez wątpienia jest spotkaniem ze Słowem Bożym nie zastępuje medytacji na tekstem Pisma świętego jako pewnej formy chrześcijańskiej modlitwy, ale dodaje tkanki zarówno takiemu rodzajowi medytacji, jak i całemu życiu modlitewnemu. Medytacja Chrześcijańska jest bardziej kontemplatywna, niż medytacja nad tekstem Pisma świętego, jakie znamy np. z praktyki ignacjańskiej, jaką zostawił nam św. Ignacy Loyola czy suplicjańskiej danej przez św. Suplicjusza, gdyż kategorycznie wyrzeka się myślenia, czy też formułowania aktów uczuciowych i myślowych. Mantra jest pomyślana jako narzędzie ciszy. Nie ma ona żadnych magicznych właściwości, jest sakramentalnym znakiem naładowanym obecnością Boga. Geneza jej sięga wczesnych form monastycyzmu, gdzie hebrajska haga i medytacja nad prawem Jahwe równoznaczne było ze świadomym powtarzaniem słów Pisma Świętego. Zaczerpnięte z Pisma ma-ra-na-tha przejęte zostało przez Medytację Chrześcijańską nie jako obiekt refleksji, lecz jako narzędzie w celu odwrócenia uwagi od własnych spraw i myślenia dyskursywnego w zamian za doświadczenie ciszy i osobistego ubóstwa. Wewnętrzne ogołocenie jest glebą, na której wzrasta komunia z Bogiem.
Mantra funkcjonuje tu jako dźwięk, a nie jako słowo o konktertnym znaczeniu, tak jak to dobrze zauważył o Jon Main: „Trzeba starać się skupić całą uwagę na dźwięku mantry – a nie na jej znaczeniu – po to by wyciszyć umysł. Są momenty, że jest tylko dźwięk, tylko spokój, uczucie miłości, pełni, daru. Jednak w większości – wystrzegając się żądzy sukcesu i postępu w praktyce – już samo wytrwałe trzymanie się dźwięku przez 30 minut jest malutkim doświadczeniem oderwania się, oddalenia trosk na odległość wyciągniętych ramion, drobnym odwróceniem uwagi od samego siebie. Są to momenty na tyle napełnione ciszą, żeby – jak to ujęła Matka Teresa – „wsłuchać się w Boga słuchającego mnie”.
Zadaniem mantry jest oderwanie się od spraw będących na wokandzie ego i wyzwolenia się, by być gotowym na obecność Boga. Medytacja Chrześcijańska jest kontemplatywna od początku do samego końca. Słusznie określa się ją mianem medytacji, gdyż jest angażowaniem własnych zdolności do pracy nad powtarzaniem mantry, łagodnego pozbywania się rozproszeń i doskonalenia zmysłu uwagi. Jej kontemplatywność bierze się z pragnienia wejścia w ciszę i odpocznienia w spokoju Boga.
Dla wielu współczesnych chrześcijan bezsłowna i bezobrazowa kontemplatywna modlitwa jest dużym nowum nie mówiąc o tym, że i wielką trudnością. Przyzwyczajeni są raczej do pobożnych formuł i konwersacji z Bogiem. Tymczasem przedmiotem zainteresowania Medytacji Chrześcijańskiej jest wyłącznie podróż do wnętrza. Mantra oczyszcza umysł, przenosi modlącego poza myśli i zabiera go z jego głowy do serca. Nie jest powtarzaną bezmyślnie formułą, ale też nie jest obiektem żadnej analizy. Jest recytowana z uwagą, jej dźwięk jest smakowany wewnętrznie, jest bogactwem i obietnicą możności oderwania się modlącego od zmartwień chwili. Medytujący stoi u bramy, obserwując i czekając pełen czujności, wsłuchuje się, lecz niczego nie słyszy, bo wsłuchuje się w ciszę. Ta cisza nie jest snem na jawie. Modlący się jest w pełni obecny wobec wszystkiego i niczego stojąc przed tajemnicą samego Boga.
Tradycja chrześcijańska przekazała nam wiele modlitw mantrycznych, w szczególności różaniec, litanie i antyfoniczne wezwania, akty strzeliste zalecane przez samego św. Benedykta. Mamy też Modlitwę Jezusową, klasyczną modlitwę kościoła ortodoksyjnego, która zbudowana jest na podobnych zasadach jak Medytacja Chrześcijańska. Jej mantra brzmi: „ Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem”. Zarówno Medytacja Chrześcijańska jak i Modlitwa Jezusowa dążą do osobowego poznania Chrystusa, nie zaś tylko do zdobycia o Nim wiedzy. Obie dążą do wejścia w głębsze rejony duszy, bycia obecnym tam całym sobą i przez to spotkania twarzą w twarz Boga. Medytacja Chrześcijańska używa mantry jako środka oczyszczenia i oświecenia. Jej funkcja to odwracanie uwagi od niezdyscyplinowanego ciekawstwa ego po to, by zaoszczędzić medytującemu bezcelowego błądzenia po meandrach umysłu. Wszystko to, co dotyczy – by posłużyć się tu terminologią św. Jana od Krzyża – „form i kształtów”, co jest ukierunkowane i fragmentaryczne ma być przekroczone w zamian za „długie, kochające spojrzenie na to, co prawdziwe”.
Teilhard de Chardin tak opisał podróż do własnego wnętrza:
„I tak oto, po raz pierwszy w moim życiu (chociaż powinienem przecież medytować każdego dnia!) chwyciłem lampę i pozostawiając za sobą sferę moich codziennych układów i trosk, gdzie wszystko wydawało się ustalone, ruszyłem w dół do mego najbardziej wewnętrznego miejsca, głębokiej przepaści, skąd, jak z przez mgłę przeczuwam, emanuje cała siła mojego działania. W miarę jak coraz to dalej oddalałem się od utartych przeświadczeń, którymi powierzchownie wypełnione jest nasze życie społeczne, stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste, że traciłem samego siebie. Za każdym krokiem w dół ujawniła mi się coraz to nowa osoba...
Kiedy w końcu zmuszony przerwać moje poszukiwania, bo rozpłynęła mi się pod nogami ścieżka, którą zstępowałem w dół, znalazłem się na krawędzi bezdennego urwiska. Wówczas to z owej czeluści wzniósł się - nie wiedzieć skąd - strumień, który ośmielam się nazwać moim życiem”.
To jest właściwy przykład medytacyjnej praktyki o kontemplacyjnej naturze.
Medytacja Chrześcijańska jest podobną podróżą do wnętrza, a mantra jest jej lampą rozświetlającą drogę.
Komentarze
Prześlij komentarz