The day after...

Jakoś przeżyłem wczoraj!

Medytacja była dobra! Mam nadzieję, że inni mają podobne odczucia. Może nieco zewnętrznej ciszy zabrakło, ale cóż, cisza (zwłaszcza ta wewnętrzna), której nic nie zdoła już zakłócić także czasem musi rozwijać się w tyglu doświadczeń. Jak wiara! Gdy brakuje mi zewnętrznej ciszy ( z pewnością sprzyjającej medytacji) zawsze przypominam sobie świadectwo brata Carlo Carretto, które przywołuje w swojej książce o modlitwie p. t. "Pustynia w mieście", że w młodości miejscem codziennej modlitwy była dla niego podmiejska kolejka, pełna ludzi jadących rano do pracy. A on znajdował sobie zawsze miejsce gdzieś w koncie wagonu, wyłączał się i spędzał ten czas z Panem, zupełnie nie wrażliwy na zgiełk, który był obok niego. Jest to obraz bardzo bliski mojemu sercu, bo jeszcze zanim poznałem tego niezwykłego człowieka i sięgnąłem po jego pierwszą książkę, która mnie zachwyciła (tak jak dla wielu jego fanów były to "Listy z pustyni), sam odkryłem fenomen modlitwy, w która zanurzałem się najpierw w drodze do szkoły, jadąc czterdzieści minut tramwajem z warszawskiej Woli na Pragę a potem w czasie studiów w Krakowie. Możecie mi wierzyć lub nie, ale czas ten wspominam jako czas najpiękniejszej modlitwy, w którą można się zanurzyć w zgiełku miasta, po to aby pośrodku tego hałasu, który nieustannie próbuje się wcisnąć w nasze uszy i wnętrze odkryć Boga, który przychodzi w ciszy. Tego Boga, który jest większy od mojego serca i nie przeszkadzają Mu jego ograniczenia i jest większy od zgiełku naszych miast. PUSTYNIA W MIEŚCIE. Pustynia, którą mogę znaleźć w moim własnym sercu. Pustynia, która jest miejscem największego duchowego pragnienia a zarazem spełnienia, gdy odkrywa się w głębi własnego jestestwa obecność Źródła, z którego można czerpać bez ograniczeń.

Dlatego dzięki Ci panie, że nie ułatwiasz nam znalezienia ciszy dla naszej medytacji i przysłałeś takich, którzy skutecznie ja próbowali zakłócić!

Mój znajomy, który parę dobrych lat spędził na Wschodzie mówił mi, że również w nauce medytacji wschodniej są praktyki, które celowo ją utrudniają, po to ,aby nauczyć się je ignorować. Prawdziwa cisz to nie ta, która jest na zewnątrz, ale ta, która dobywa się z naszego wnętrza. Jeśli dojdziemy do niej, żaden hałas nie zdoła jej zakłócić.

Chcę także baaaaardzooooo podziękować tym wszystkim, którzy uczestniczyli we wczorajszej sesji!  Jesteście kochani. I jesteście sensem istnienia i skarbem tej grupy. Każda i każdy z Was. Bez wyjątku! Także ci, którzy nie zawsze mogą przyjść na spotkanie i którzy mogą się z nami łączyć jedynie duchowo. Dla medytacji nie ma barier nie do pokonania.

Myślę, że dzięki tej sesji nie tylko udało mi się przeżyć do końca dzień pełen wrażeń, bo miałem jeszcze przed sobą dwa ważne spotkania, ale także przeżyć go w radości i świeżości odczuć i umysłu a może nawet zanieść coś z tej świeżości braciom muzułmanom, z którymi miałem okazję przeżyć wczorajsze popołudnie i wieczór. Doświadczenie spotkań międzyreligijnych ma swoją niezwykłą wartość w duchowej pielgrzymce. I myślę, że jeszcze nie raz o tym napiszę.

A teraz pozwólcie, że wrócę jeszcze raz do tematu ciszy. Załączając na prośbę niektórych osób coś z tego, o czym mówiliśmy podczas wczorajszej sesji.


Jak głosi pradawna mądrość Kościoła możemy rozróżnić trzy rodzaje liturgii: liturgię nieba, liturgię ołtarza, a pomiędzy nimi, liturgię serca. Pełnia liturgii musi więc zawierać w sobie te trzy wzajemnie się przenikające wymiary: niebo, do którego zdążamy, ziemię, na której żyjemy oraz tajemnicę głębokiej jedności, jaką nosi w sobie człowiek.

Podczas ostatnich wakacji miałem okazję uczestniczyć w Eucharystii odprawianej w rycie trydenckim w jednym z benedyktyńskich klasztorów w Fontainebleau i muszę przyznać, że pozostawiła ona we mnie niezatarte wrażenie doświadczenia ciszy, które jakby spontanicznie wyrastało z tej formy celebracji Mszy świętej. Ta cisza, której nieraz tak bardzo dzisiaj brakuje w tamtym rycie jest niejako przypisana do Tajemnicy, jaką Eucharystia uobecnia.

Dzisiaj mało mówi się o ciszy w Eucharystii. Staramy się zapełniać ciszę śpiewem i czym się da, jakbyśmy chcieli od niej uciec. Jest taka opowieść biblistów mówiąca o tym, że pewnego razu grupa studentów rabinistycznych spierała się o znaczenie biblijnego tekstu. Zwrócili się do swego nauczyciela o arbitraż w ich sporze. „Co widzicie na kartce – zapytał. Słowa, o których dyskutujemy – odpowiedzieli uczniowie. Te czarne znaki na kartce – odparł stary rabin – zawierają tylko połowę informacji tekstu. Druga część jest w białych przerwach pomiędzy nimi.
To jest ów margines ciszy, który znajdujemy wokół każdego tekstu. Jest ona również obecna w przerwach między oddechami, bezruchu między myślami, odpoczynku między wybuchami gorączkowej aktywności.

Ostatnie słowa zachęty, jakie słyszeliśmy w nauczaniu papieża, do przywrócenia w liturgii doświadczenia ciszy, wskazują na jego zrozumienie i poszanowanie wobec tego uniwersalnego prawa i długiej tradycji sięgającej czasów Starego Testamentu. Cisza pozwala nam bowiem przeżywać Eucharystię na obszarze ludzkiego serca a nie tylko jako zewnętrzny ryt. Niestety bez ciszy Eucharystia stała się rytuałem, z którym stopniowo coraz mniej osób się identyfikuje.

Są tacy, którzy nigdy nie doświadczyli jej inspiracji i pocieszenia. Dla nich Msza święta w żaden sposób nie jest sakramentem, który nadaje sens ich życiu. Jej afirmacja o możliwościach przemienienia najzwyklejszego szarego życia przechodzi obok nich niezauważona. Liturgia nie kojarzy się im z tym, co niesie życie, z jego radością, rozpaczą, tragedią i żalem, nadzieją i rozczarowaniem. Nie jest ona w żaden sposób pokarmem dla zwykłej codziennej harówki. Dla wielu z nich Msza wydaje się dziwna i zniechęcająca. W czasach nowej ewangelizacji powinniśmy powrócić do siły liturgii w przekazywaniu Ewangelii niewierzącym. Sposób, w jaki odprawiana jest Msza może przekazać coś, co ich zadziwi i pozostanie z nimi, jako wartościowe doświadczenie na zawsze. Może okazać się, że jest to odsłona chrześcijaństwa. jakiej nigdy nie poznali, co z kolei może doprowadzić ich do znalezienia ponownie czegoś, co dawno temu im się zapodziało.

Są też tacy, którzy może i kiedyś odczuwali tajemnicę i mistycyzm Eucharystii, ale już utracili z nią kontakt. W miarę jak dojrzewała ich duchowość udali się w poszukiwanie jej wewnętrzności – owej łaski w nas, której Eucharystia jest zewnętrznym znakiem – i doszli do wniosku, że nie znajdą jej w Kościele. Dla takich ludzi odkrycie kontemplatywnej formy modlitwy może na nowo połączyć ich z utraconą sakramentalną wrażliwością i sprowadzić ich na powrót do Kościoła.
  
Na szczęście są i tacy, którzy potrafią dostrzec w Eucharystii tajemną i mistyczną skuteczność, niezależnie gdzie i jak jest ona sprawowana.

Dla tych wszystkich ludzi cisza jako element i wymiar Eucharystii ma ogromną wartość.

Warto nawiązać do tego, co pisał Sługa Boży Jan Paweł II w Mane Nobiscum Domine:
 Dobrze sprawowana i przeżywana Eucharystia może stać się najlepszą katechezą «mistagogiczną», tak drogą Ojcom Kościoła, która pozwala odkryć przez znaki  tajemnicę obecności Boga i włączyć w nią całe swe życie.
Dlatego, tak ważne jest, aby pielęgnować, zarówno podczas celebrowania Mszy św., jak i w kulcie eucharystycznym poza Mszą św., żywą świadomość rzeczywistej obecności Chrystusa.
Innymi słowy, tak jak to dobrze zrozumiał pierwszy Kościół, sposób w jaki się modlimy, jest sposobem w jaki żyjemy. W dzisiejszych czasach ludzie tak jak nigdy przedtem poszukują owego brakującego kontemplatywnego elementu.

Mistrz Eckhart zwykł powtarzać, że „nic nie przypomina Boga bardziej niż cisza”. Matka Teresa z Kalkuty, która dwie godziny codziennej cichej modlitwy sióstr ustanowiła centralnym punktem życia zakonu, mawiała, że: „Cisza to jest Bóg, który do nas mówi”. Oba te powiedzenia ilustrują sposób, w jaki można rozumieć znaczenie ciszy. Dlaczego Bóg ma tak bardzo przypominać ciszę? Eckhart nie twierdzi, że Bóg lubi ciszę, czy też że woli ciche uwielbienie, on mówi, że Bóg jest jak ciszą. Również Święty Benedykt używał dwóch słów na przetłumaczenie słowa cisza: quies i silentium. Quies to bycie cicho, brak dźwięku, cisza fizyczna – brak trzaskających drzwi, trzeszczących krzeseł, kasłania. Quies uzdalnia i uprzyjemnia nasz świat tak, że jawi się on nam jako przyjazny i możliwy do zamieszkania. Coraz trudniej o quies w nowoczesnych konglomeracjach miejskich, gdzie muzyka wdziera się nawet do wind i coraz mniej w nich oaz ciszy bez dźwięków, które wyprodukował człowiek. A człowiek coraz bardziej odzwyczaja się od ciszy.

Jest jednak i drugi rodzaj ciszy silentium. Nie jest on brakiem fizycznego hałasu, ale nastawieniem umysłu i ukierunkowaniem świadomości na Boga i innych. Jest uważnością. Gdy ktoś zwraca się o pomoc do kapłana, czy lekarza w doświadczeniu psychicznego czy duchowego cierpienia, oni wiedzą, że największym czasem darem, jaki mogą dać tej osobie, jest uwaga. Bo w wielu przypadkach może nie być żadnego rozwiązania dla problemu i wszelkie tanie pocieszenia zabrzmią w obliczu ogromu tragedii, która przeżywa człowiek jak puste frazesy. Skupione, ciche słuchanie, całkowite danie siebie w akcie uwagi nie jest ani osądzaniem, ani doradzaniem, ani naprawianiem sytuacji, jest to akt miłości. Z tego punktu widzenia, naprawdę nic tak nie przypomina Boga jak cisza, bo Bóg jest miłością. Miłością, która przychodzi i najpełniej objawia się w ciszy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji