Błogosławieni, którzy medytują
Nadszedł czas, by z radością ogłosić koniec "kolędy i koniec "karnawału ekumeniczno-międzyreligijnego"!
Teraz doprawdy nie wiem, co będę robił z czasem, który mi zostanie. Mam nadzieję że z pomocą medytacji oraz życzliwych mi osób uda mi się go dobrze zagospodarować, choć po dwóch miesiącach notorycznego braku czasu może to być nie łatwym zadaniem :-) A tak na serio to dobra okazja, by docenić to, co się ma, również w wymiarze czasu. Tak często bowiem zagonieni codziennymi sprawami narzekamy, że brak nam czasu. Okazuje się jednak, że gdy trzeba można jeszcze wiele zeń wygospodarować na sprawy ważne i to bez uszczerbku dla innych ważniejszych. Doświadczenie ostatnich dwóch miesięcy jest tego dobrym przykładem.
To zupełnie tak jak w tej opowieści o Rabinie i kozie.
Przychodzi biedny Żyd do rabina i prosi o radę:
- Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...
Na to Rabin powiada:
- Słyszałem, że masz w obórce kozę?...
- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.
- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.
- Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...
Ale rabin był nieubłagany: - Musisz - powiada - wprowadzić sobie kozę do domu!!
Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:
- A co tam Icek u ciebie?
- Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.
Na to rabin powiada:
- To zabierz kozę z powrotem do obórki.
Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:
- Jak tam Icek, w twoim domu?...
- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj jakiś ty mądry, Rebe...
Mimo iż nie korzystam w tym względzie z mądrości rabina, choć mógłbym to zrobić ze względu na spotkania międzyreligijne, które miały miejsce, to jednak mądrość, której uczy medytacja pozwala właśnie z wielką swobodą i wdzięcznością spoglądać na dar czasu i uczyć jego wykorzystania w taki sposób, aby zawsze znaleźć miejsce na to, co ważne a nieoczekiwane.
Ale to nie jedyna umiejętność, w którą wdraża nas praktyka medytacji. Mówiąc dzisiaj kazanie, którego kanwą był fragment Jezusowego kazania na górze a konkretnie przywołane przez Jezusa Osiem Błogosławieństw, mocno uświadamiam sobie, jak bardzo doświadczenie medytacji zmienia perspektywę naszego patrzenia i życia, kształtując je właśnie według wzoru, jaki Chrystus zostawił nam w tych niezwykłych ośmiu zdaniach zawartych w piątym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza.
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. [Mt 5,1-12a]
Bo czyż doświadczenie medytacji nie uczy nas postawy ubóstwa, uwalniając skutecznie od poczucia samowystarczalności po to, by uczyć nas pełnego ufności polegania na Bogu i Jego działaniu?
Albo czy nie uczy nas smutku, który przeradza się w pocieszenie, uświadamiając nam za każdym razem gdy siadamy do medytacji jak wielki jest dar Bożej miłości, który zostaje w nas zaszczepiony i jak słabo na ten dar odpowiadamy? A jednak jest to Miłość pełna hojności i bezinteresowności, która nie daje się nam - na szczęście dla nas - jedynie w takim wymiarze jak my odpowiadamy na jej dar.
Uświadomienie sobie tego wielkiego daru sprawia, że płyną z naszych oczu łzy, a są to łzy radości człowieka, który może doświadczyć miłości i bliskości Boga.
Lub czy medytacja nie uczy nas ciszy i tego, że to właśnie wówczas, gdy jesteśmy w stanie zamilknąć zewnętrznie i wewnętrznie, Bóg najmocniej do nas przemawia i najpełniej nas nasyca swoim słowem i łaską?
Czyż doświadczenie medytacji nie uczy nas sprawiedliwości i nie rozpala w naszych sercach jej głębokiego pragnienia, które pozwala właśnie na drodze życia duchowego i duchowego dialogu zasypywać podziały i uprzedzenia będące przyczyną tak wielu cierpień i niesprawiedliwości?
Albo czy medytacja nie uczy nas tego szczególnego sposobu patrzenia z miłosierną miłością na innych, patrzenia, które wypływa w zanurzeniu się w miłosierną miłość samego Boga, z której powinno wyrastać wszystko inne w naszym życiu?
Czy owocem medytacji nie jest czystość serca, które wolne od tego, co je próbuje zniewolić nie tylko wstępuje na drogę prawdziwej wolności tak różnej od źle pojętej samowoli, ale doświadcza tego, że oczyszczające działanie medytacji, będąc źródłem czystości myśli w nas samych przekłada się potem na czystość naszych intencji, naszych słów i naszych działań?
Albo czy owocem medytacji nie jest pokój? Ten prawdziwy, którego świat dać nie może, bo go nie posiada, ale ten który wypływa z Boga i wprowadzając go najpierw w nasze relacje z Bogiem uczy jak pozwolić na to, by tym pokojem zostały także przeniknięte relacje międzyludzkie.
I wreszcie czy doświadczenie medytacji nie uczy nas odporności na prześladowania? Nie chodzi przy tym, abyśmy wyrzekali się tego, co ludzkie, ale abyśmy uczyli się poprzez doświadczenie medytacji prawdziwej wolności, która sprawia, że dla świętego spokoju lub akceptacji przez innych nigdy nie wyrzeknę się depozytu mojej wiary i przeżywania mojego życia w podporządkowaniu go woli Bożej. Więcej nawet, będę miał odwagę ukazywać ten duchowy wymiar mojego życia - oparty na posłuszeństwie Bogu i Jego słowu pomimo tego, że przez innych mogę być wyśmiany, niezrozumiany, czy też odrzucony i że nie zrezygnuję z mojej chrześcijańskiej tożsamości nawet wówczas, gdy moja postawa wierności prawdzie Ewangelii stanie się dla innych grudką soli w oku.
I dlatego błogosławieni są wszyscy, którzy medytują...
Teraz doprawdy nie wiem, co będę robił z czasem, który mi zostanie. Mam nadzieję że z pomocą medytacji oraz życzliwych mi osób uda mi się go dobrze zagospodarować, choć po dwóch miesiącach notorycznego braku czasu może to być nie łatwym zadaniem :-) A tak na serio to dobra okazja, by docenić to, co się ma, również w wymiarze czasu. Tak często bowiem zagonieni codziennymi sprawami narzekamy, że brak nam czasu. Okazuje się jednak, że gdy trzeba można jeszcze wiele zeń wygospodarować na sprawy ważne i to bez uszczerbku dla innych ważniejszych. Doświadczenie ostatnich dwóch miesięcy jest tego dobrym przykładem.
To zupełnie tak jak w tej opowieści o Rabinie i kozie.
Przychodzi biedny Żyd do rabina i prosi o radę:
- Oj, mądry Rebe, pomóż mi. To moje życie takie ciężkie: mieszkam w niewielkiej chatce z żoną, czwórką dzieci, babcią, dziadkiem i jeszcze teściową. Już się zupełnie nie mieścimy w tej małej izdebce. Oj pomóż, mądry Rebe...
Na to Rabin powiada:
- Słyszałem, że masz w obórce kozę?...
- Tak Rebe, mam jedną kozę, co daje mleko, którym karmię dzieci.
- To ją teraz sprowadź do domu - mówi rabin.
- Rebe, Rebe, co ty mówisz?... Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i jeszcze koza?... To jak ja teraz będę mieszkał?...
Ale rabin był nieubłagany: - Musisz - powiada - wprowadzić sobie kozę do domu!!
Za parę tygodni rabin spotyka tego Żyda i pyta się:
- A co tam Icek u ciebie?
- Oj Rebe. Teraz to już zupełnie nie da się żyć w domu. Ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa, dziadek i jeszcze teraz ta koza. To już nie jest życie.
Na to rabin powiada:
- To zabierz kozę z powrotem do obórki.
Za niedługo rabin jeszcze raz spotyka Żyda i pyta się go:
- Jak tam Icek, w twoim domu?...
- Oj, Rebe. Jakiś ty mądry! Jak my teraz mamy w domu dużo miejsca. Świetnie mieścimy się w tej izdebce - ja, żona, czwórka dzieci, żona, teściowa i dziadek. Oj jakiś ty mądry, Rebe...
Mimo iż nie korzystam w tym względzie z mądrości rabina, choć mógłbym to zrobić ze względu na spotkania międzyreligijne, które miały miejsce, to jednak mądrość, której uczy medytacja pozwala właśnie z wielką swobodą i wdzięcznością spoglądać na dar czasu i uczyć jego wykorzystania w taki sposób, aby zawsze znaleźć miejsce na to, co ważne a nieoczekiwane.
Ale to nie jedyna umiejętność, w którą wdraża nas praktyka medytacji. Mówiąc dzisiaj kazanie, którego kanwą był fragment Jezusowego kazania na górze a konkretnie przywołane przez Jezusa Osiem Błogosławieństw, mocno uświadamiam sobie, jak bardzo doświadczenie medytacji zmienia perspektywę naszego patrzenia i życia, kształtując je właśnie według wzoru, jaki Chrystus zostawił nam w tych niezwykłych ośmiu zdaniach zawartych w piątym rozdziale Ewangelii według św. Mateusza.
Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. [Mt 5,1-12a]
Bo czyż doświadczenie medytacji nie uczy nas postawy ubóstwa, uwalniając skutecznie od poczucia samowystarczalności po to, by uczyć nas pełnego ufności polegania na Bogu i Jego działaniu?
Albo czy nie uczy nas smutku, który przeradza się w pocieszenie, uświadamiając nam za każdym razem gdy siadamy do medytacji jak wielki jest dar Bożej miłości, który zostaje w nas zaszczepiony i jak słabo na ten dar odpowiadamy? A jednak jest to Miłość pełna hojności i bezinteresowności, która nie daje się nam - na szczęście dla nas - jedynie w takim wymiarze jak my odpowiadamy na jej dar.
Uświadomienie sobie tego wielkiego daru sprawia, że płyną z naszych oczu łzy, a są to łzy radości człowieka, który może doświadczyć miłości i bliskości Boga.
Lub czy medytacja nie uczy nas ciszy i tego, że to właśnie wówczas, gdy jesteśmy w stanie zamilknąć zewnętrznie i wewnętrznie, Bóg najmocniej do nas przemawia i najpełniej nas nasyca swoim słowem i łaską?
Czyż doświadczenie medytacji nie uczy nas sprawiedliwości i nie rozpala w naszych sercach jej głębokiego pragnienia, które pozwala właśnie na drodze życia duchowego i duchowego dialogu zasypywać podziały i uprzedzenia będące przyczyną tak wielu cierpień i niesprawiedliwości?
Albo czy medytacja nie uczy nas tego szczególnego sposobu patrzenia z miłosierną miłością na innych, patrzenia, które wypływa w zanurzeniu się w miłosierną miłość samego Boga, z której powinno wyrastać wszystko inne w naszym życiu?
Czy owocem medytacji nie jest czystość serca, które wolne od tego, co je próbuje zniewolić nie tylko wstępuje na drogę prawdziwej wolności tak różnej od źle pojętej samowoli, ale doświadcza tego, że oczyszczające działanie medytacji, będąc źródłem czystości myśli w nas samych przekłada się potem na czystość naszych intencji, naszych słów i naszych działań?
Albo czy owocem medytacji nie jest pokój? Ten prawdziwy, którego świat dać nie może, bo go nie posiada, ale ten który wypływa z Boga i wprowadzając go najpierw w nasze relacje z Bogiem uczy jak pozwolić na to, by tym pokojem zostały także przeniknięte relacje międzyludzkie.
I wreszcie czy doświadczenie medytacji nie uczy nas odporności na prześladowania? Nie chodzi przy tym, abyśmy wyrzekali się tego, co ludzkie, ale abyśmy uczyli się poprzez doświadczenie medytacji prawdziwej wolności, która sprawia, że dla świętego spokoju lub akceptacji przez innych nigdy nie wyrzeknę się depozytu mojej wiary i przeżywania mojego życia w podporządkowaniu go woli Bożej. Więcej nawet, będę miał odwagę ukazywać ten duchowy wymiar mojego życia - oparty na posłuszeństwie Bogu i Jego słowu pomimo tego, że przez innych mogę być wyśmiany, niezrozumiany, czy też odrzucony i że nie zrezygnuję z mojej chrześcijańskiej tożsamości nawet wówczas, gdy moja postawa wierności prawdzie Ewangelii stanie się dla innych grudką soli w oku.
I dlatego błogosławieni są wszyscy, którzy medytują...
Komentarze
Prześlij komentarz