Trwali jednomyślenie we wspólnocie...

Czas spotkań ekumenicznych trwa. Z tego tytułu winien jestem co poniektórym osobom wyjaśnienie i pewnie też przeprosiny za to, że i rzadziej tu zaglądam i nie łatwo mogą mnie złapać ci, którzy by tego chcieli. 
Choć czas spotkań ekumenicznych rozpoczął się już w naszej diecezji 3 stycznia, to zasadniczy Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan rozpoczyna się dzisiaj i trwać będzie nieprzerwanie do 25 stycznia.



Inauguracja Tygodnia miała dziś miejsce w parafii Kościoła Ewangelicko-Reformowanego a zatem Kościoła, który przechodził podwójną reformę za sprawą Kalwina, który to zreformował raz jeszcze już wcześniej zreformowany Kościół przez Lutra. Chyba tylko człowiek jest w stanie tak skomplikować dzieło Boże!
To akurat Kościół, który darzę szczególną sympatią a to za sprawą zarówno zacnego proboszcza parafii znajdującej si w Al. Solidarności jak i mojej byłej uczennicy, która będąc członkiem tego Kościoła dawała przez kilka lat piękne świadectwo chrześcijańskiej i ekumenicznej postawy uczęszczając nie tylko do katolickiej szkoły Przymierza Rodzin, co mogło by niektórym wydawać się dziwne, ale również na lekcje religii i Msze święte, które były odprawiane w szkole dosyć regularnie. Nie mówiąc już o znajomości Pisma Świętego, którą Matylda - bo tak rzeczona osoba ma na imię - zawstydzała większość katolickich dzieci! Dzisiaj Matylda jest studentką teologii na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie i jak Bóg da w przyszłości może zostanie nawet pastorałką:-)*

* [Dla wyjaśnienie pastorałka to rodzaj żeński od pastora]


Wracając do dzisiejszej inauguracji Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, to poza zwykłymi już elementami liturgii uderzyły mnie słów homilii wygłoszonej przez o. Tomasza Dostaniego - dominikanina, który nawiązując do Jerozolimy, miasta, które mimo iż nosi miano miasta pokoju może spierać się o palmę pierwszeństwa wśród najbardziej niespokojnych miast na świecie nie tylko dzisiaj ale i w całej historii, a które pomimo tego jest i na zawsze pozostanie Matką całego chrześcijaństwa, gdyż to właśnie tam Duch Święty zstępując na Apostołów dał początek Kościołowi. Więcej nawet jest i pozostanie symbolem - choć może nie najbardziej chlubnym lub też nie zawsze chlubnym - współistnienia od wieków obok siebie trzech wielkich religii monoteistycznych i miejscem ich wspólnego, choć bez wątpienia niełatwego dialogu.


Kaznodzieja - będący wytrawnym ekumenoistą odniósł się także do hasła tegorocznego Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan, zaczerpniętego z Dziejów Apostolskich: Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach [ Dz 2, 42], zaznaczając, że większość z tych cech poza "łamaniem chleba" rozumianego jako wspólne przeżywanie Eucharystii pozwala byśmy mogli przeżywać już swego rodzaju jedność. Oczywiście nie chodzi o jedność jako monolit, bo Kościół nigdy czymś takim nie był i to co go różniło za sprawą liturgii, kultury, języka, duchowości etc. zawsze stanowiło o jego bogactwie i wyjątkowości. Chodzi raczej o to, abyśmy odkrywali jedność jako tę, która ma swoje źródło w Chrystusie, w którego wszyscy wierzymy i który jest nierozerwalną więzią tej duchowej jedności. Może ekumenizm to właśnie przede wszystkim odkrywanie tej prawdy.


Zanim przejdę do tematu medytacji, pozwolę sobie na zamieszczenie pięknego wiersza Czesława Miłosza przywołanego także przez wspomnianego kaznodzieję:

Sanctificetur

Cóż jest człowiek bez Twego imienia na ustach?

Twoje imię jest jak pierwszy łyk powietrza
i pierwszy płacz niemowlęcia.

Wymawiam Twoje imię i wiem, że jesteś bezbronny,
ponieważ potęga należy do Księcia tego świata.

Rzeczy stworzone oddałeś we władzę konieczności,
dla siebie zachowując serce człowieka.

Uświęca Twoje imię człowiek dobry,
uświęca Twoje imię pożądający Ciebie.

Wysoko nas ziemią obojętności i bólu
jaśnieje Twoje imię.

z tomu "Wiersze ostatnie", 2006
Myślę, że ten wiersz to także dobre wprowadzenie do rozważań na temat medytacji.


Bóg stał się człowiekiem, abyś w człowieku mógł ujrzeć Boga – pisał Thomas Merton.

Nadrzędnym celem nas chrześcijan nie jest przede wszystkim apostolstwo, życie wspólnotowe czy rodzinne, powołanie kapłańskie, zakonne czy małżeńskie, dzieła charytatywne. Naszym celem jest spotkać Boga w głębi mojego serca. Dopiero z tego ma wyrastać cała reszta naszego życia, jeśli ma być autentycznie chrześcijańska.
Bóg zaprasza nas, gdziekolwiek jesteśmy i w jakichkolwiek warunkach żyjemy, abyśmy podejmowali najlepszą tradycję świętych a więc życie skoncentrowane na Bogu. Dopiero z niego może wyrastać prawdziwe chrześcijaństwo. Całe życie chrześcijanina jest przede wszystkim szukaniem Boga, bezustannym dążeniem do spotkania z Nim. W przyrodzie, w wydarzeniach, w drugim człowieku, a nade wszystko w Słowie Bożym i modlitwie. Czy istnieje piękniejszy cel życia? Chrześcijanin, to ktoś, kto ma obowiązek zawsze o tym pamiętać. Chrześcijanin to ktoś, kto żyje w nieustannym oczekiwaniu spełnienia się obietnicy.

Być chrześcijaninem, to przede wszystkim naśladować Chrystusa, a ponieważ Jezus jest doskonałym obrazem człowieka dla Boga i doskonałym obrazem Boga dla człowieka – Boga miłującego człowieka aż do szaleństwa krzyża, toteż i ja jako chrześcijanin jestem wezwany by kochać Boga do szaleństwa, wezwany jestem do zjednoczenia się z Nim w miłości.

Drogą do tego jest modlitwa zwana medytacją, lub jak kto woli kontemplacją. Wejść na ścieżkę medytacji, to pozwolić, aby z naszej własnej głębi wynurzył się ów pierwotny obraz Boga, który uczyni ze nas ostateczne podobieństwo, jak to jest właściwe dla Pana, który jest Duchem. Otwarcie się na działanie Bożego Ducha w nas pozwala Bogu żyć i działać w nas i poprzez nas, stopniowo ucząc nas uległości, która daje niezmierzoną wolność ponad wszelką literą i wszelką instytucją. Dzięki temu na wzór Jezusa stając się wszystkim poddani staniemy się jednocześnie wobec wszystkich wolni, całkowicie owładnięci jednym Słowem Bożym, które będziemy głosili w milczeniu pełnym miłości.

Ta droga poddania się działaniu Ducha i Słowa Bożego jest drogą do obumarcia w każdym z nas starego człowieka, do obumarcia dla świata, dla grzechu, gdyż wszystko to przeszkadza nam widzieć, żyć i wzrastać. Jest to droga do zrozumienia, że choć sam nie mogę wznieść się do Boga, mogę Go jednak przyjąć w siebie, odnaleźć Go w głębi własnego serca. Jest to nowa droga, po której wraz z Jezusem mogę iść do nieba.

Miejsce, ku któremu zmierza cała przygoda świętości, streszcza się w jednym słowie: SERCE. Gdzież miałby być skarb chrześcijanina, jeśli nie w głębi własnego serca? To właśnie w moim sercu jest owo jedyne miejsce, bardziej mi bliskie niż ja sam sobie, gdzie nawet wejść nie można bez Bożej łaski i gdzie mieszka Bóg i do którego znajduję drogę tylko za cenę długotrwałego wysiłku, tylko w świetle, w czystości, tylko w całkowitym ogołoceniu. To właśnie tam – w sercu, Bóg złożył iskrę boskości, która noszę w sobie, obraz Oblicza Tego, który mnie stworzył na swoje podobieństwo, źródło wody żywej, która mam moc wytrysnąć ku życiu wiecznemu. Bóg uczynił moje serce tak wielkim, że może Go pomieścić. Dlatego jedynie serce potrafi objąć Tego, którego świat objąć nie może. Lecz paradoksalnie to właśnie na płaszczyźnie serca, w którym mieszka Bóg mam najlepszą i najgłębszą łączność ze światem. I dlatego nasza modlitwa tak naprawdę nigdy nie jest oddzielona od życia, lecz właśnie na płaszczyźnie serca posiada umiejętność jednoczenia z tym wszystkim, co niesie życie, aby następnie wszystko to oddać Bogu. Modlić się w głębi serca, to umieć włączyć w tę modlitwę całe moje życie z jego pracą, odpoczynkiem, z jego radościami i trudnościami, z drugim człowiekiem, którego spotykam na drodze mojego życia a którego także noszę w sercu po to, aby to wszystko ofiarować Bogu i aby to wszystko, co jest przeniknięte Jego obecnością przez modlitwę móc z kolei dawać światu już przemienione Jego mocą i jego miłością.

Przez Medytację każdy z nas staje się uczestnikiem najpiękniejszej liturgii świat, liturgii, która wraz z całym stworzeniem nieustannie oddaje chwałę Stwórcy. Jest to modlitwa, która nigdy się nie kończy, gdyż nie ma takiej chwili, w której w jakimkolwiek zakątku świata ktoś by się nie modlił. I w ten sposób najpełniej odpowiadamy na wezwanie Chrystusa: Nieustannie się módlcie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji