Doświadczenie Kościoła w jedności...

adoracja z papieżem

Sądzę, że już dawno nie przeżywaliśmy w Kościele podobnego doświadczenia, jak tego, które było naszym udziałem zaledwie kilka godzin temu. Otóż na apel Ojca Świętego Franciszka wierni Kościoła katolickiego mieli spotkać się duchowo o jednej porze zjednoczeni jedną modlitwą adoracyjną przed Najświętszym Sakramentem. Dokładnie o tej samej porze przed Chrystusem Eucharystycznym stanęli katolicy Europy, Azji, obu Ameryk, Oceanii, Australii, dosłownie całego świata. Uczynili to bez względu na godzinę, jaka wybiła na zegarach w ich szerokości geograficznej. Nam w Europie było nieco łatwiej niż np. katolikom w Japonii, bo w godzinie tej modlitwy przypadało w Europie późne popołudnie. Niemniej jak donoszą ludzie Chloe odzew na apel papieża bez względu na porę był niezwykły.

Mam świadomość, że odmawiając codziennie Liturgię Godzin i czy sprawując Eucharystię także czynię to w jedności z całym Kościołem na świecie, choć to modlitwa zanoszona o różnych godzinach w różnych zakątkach ziemi. Ma to oczywiście swój niezwykły wyraz w fakcie, że na ziemi zawsze jest ktoś, kto modli się tą wspólną modlitwą wyznawców Chrystusa. Nieustanną modlitwą.  Modlitwą, która jak wierzy wielu podtrzymuje ten świat w jego istnieniu. Tym razem jednak wierni Kościoła mieli spotkać się o jednej porze, przez jedną godzinę trwając we wspólnej modlitwie w duchowej łączności z Piotrem naszych czasów, który w Wiecznym Mieście przewodził tej niezwykłej modlitwie Kościoła.

Dla mnie osobiście uderzający był fakt, że na ten szczególny czas Ojciec Święty wybrał modlitwę adoracyjną i medytacyjną zarazem, albo inaczej mówiąc medytację przed Chrystusem ukrytym w Najświętszym Sakramencie. W tej medytacji było obecne zarówno Słowo Boże, cisza i wpatrywanie się w Obecność.

Była to modlitwa oparta na podwójnej relacji: z jednej strony relacji jedności między wielu wyznawcami Kościoła na całym świecie, którzy w tym samym momencie trwali wspólnie na modlitwie [przypomina się tutaj obraz z Wieczernika przed Zesłaniem Ducha Świętego: Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie (Dz 1,14)], z drugiej zaś strony była to relacja między człowiekiem a Bogiem, między Oblubienicą, jaka jest Kościół a Oblubieńcem, którym jest Chrystus. Każda relacja osobowa potrzebuje takiego trwania, takiego wpatrywania się, które rodzi poznanie i zażyłość.  Uderzający jest w tym wszystkim fakt, że ten szczególny czas modlitwy wskazywał na coś jeszcze, co często jest w jakimś sensie niezauważone w budowaniu tej relacji. Mam na myśli fakt, że ta modlitwa pokazała, że tworzenie tej relacji wcale nie musi być łatwe i wymaga nierzadko od uczestniczących w niej determinacji (i nie chodzi także o to, że dla wielu była to pora przypadająca w środku nocy) i wysiłku i że pomimo swojej pozornej prostoty może być dynamiczna i nieprzewidywalna. Nieprzewidywalna także dlatego, że trwanie i to często w ciszy (która także nie zawsze bywa łatwa dla współczesnego człowieka) przed milczącym białym kawałkiem Chlebem może okazać się najbardziej skuteczną modlitwą przemieniającą człowieka i wlewającą siły w jego serce i życie. Jest to także modlitwa wymagająca, bo nie pozwala ulec pokusie tak powszechnej dziś ucieczki od różnego rodzaju problemów i trudności w świat rozrywki, iluzji, przyjemności, lecz każe nam zmierzyć się z nimi i stanąć twarzą w twarz uzbrojonym jedynie albo aż w moc wiary i łaski. Ale każdy, kto doświadczył mocy tej modlitwy dobrze wie, że to właśnie tam, przed Bogiem ukrytym w okruszynie chleba najłatwiej znaleźć najlepszą odpowiedź i najlepsze rozwiązanie naszych problemów. Może nie zawsze jest ono takie, jakie byśmy po ludzku wybrali lub sobie wymarzyli, ale z pewnością najbardziej owocne dla nas i naszego życia duchowego.

Ta modlitwa bez wątpienia miała także wymiar świadectwa, które może choć nie przez wszystkich dostrzeżone i docenione, bo dla niektórych jak np. dla mediów za mało spektakularne (ale już tak jest, że dobro robi mało hałasu). I nie trzeba było długo czekać na jej owoce gdyż z wielu miejsc płyną słowa wdzięczności za konkretne owoce umocnienia poprzez tę modlitwę i nie mam wątpliwości, że o jej kolejnych owocach będziemy jeszcze słyszeć.
Dla mnie nie ma wątpliwości, że to dzisiejsze doświadczenie wspólnej modlitwy Kościoła wpisuje się doskonale w kontekst dzisiejszej Ewangelii, która przypomina nam, że Chrystus sam staje się Chlebem życia, żeby wyjść naprzeciw człowiekowi, zwłaszcza temu najbardziej utrudzonemu (a przecież w sposób szczególny była to modlitwa za tych wszystkich, którzy w różnych miejscach świata doświadczają cierpień związanych z nowymi rodzajami niewolnictwa, za ofiary wojen, handlu ludźmi, przemytu narkotyków i pracy niewolniczej, za dzieci i kobiety doświadczające wielorakich form przemocy, za tych którzy doświadczają niepewności ekonomicznej, za rodziny przeżywające kryzys, a także za bezrobotnych; za starszych, emigrantów i bezdomnych, za więźniów i za tych wszystkich, którzy doświadczają zepchnięcia na margines społeczeństwa, wreszcie za zniewolonych różnego rodzaju nałogami, grzeszników, niewierzących i walczących z Chrystusem - jak sformułował to w swoim apelu Ojciec Święty).

To właśnie Chrystus - o czym nieraz zapominamy - najpełniej zbiera w sobie te wszystkie trudne i bolesne doświadczenia człowieka, gdy pozwala się łamać na ołtarzu, na stole ofiarniczym, jako niepokalany Baranek paschalny. I przypomina nam, że tylko karmiąc się Jego Słowem oraz spożywając Jego Ciało, możemy doświadczyć zbawienia. To zbawienie doskonale dokonało się na Golgocie, ale już widoczne owoce dzisiejszej modlitwy  pozwalają nam doświadczyć namacalnie, że ono ciągle dokonuje się pośród nas.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji