Bliźni to dar

Bliźni to nie tylko przypadkowy człowiek. To ktoś kto jest blisko. Tak blisko, że może stać się wpisanym w nasze życie jak nasze blizny. Zarówno jedno jak i drugie ukazuje tak naprawdę kto kim jest... 

Dzięki przypowieści Pana Jezusa o miłosiernym Samarytaninie słowo "samarytanin" znalazło się w słownikach i funkcjonuje w wielu językach świata jako synonim człowieka miłosiernego, współczującego, spieszącego ze spontaniczną pomocą. Słuchając tej przypowieści, koncentrujemy się zwykle na tym, co Samarytanin dał potrzebującemu pomocy człowiekowi, a czego nie dali mu inni, przechodzący obok niego wcześniej.

A gdybyśmy tak spróbowali odwrócić opisaną w Ewangelii sytuację: nie zastanawiać się, co Samarytanin dał, ale co otrzymał. Innymi słowy: kto tu komu bardziej pomógł? Oto widzimy dwóch ludzi - dwóch bliźnich na pustej drodze. Jeden potrzebuje konkretnej pomocy człowieka, aby dał mu pić, przemył jego rany, podniósł z ziemi, zawiózł do gospody, a więc aby ocalił mu życie - to doczesne, ziemskie, które wcześniej czy później i tak nieodwołalnie musi się skończyć (choć czasem żyjemy tak, jakbyśmy o tym nie pamiętali, albo nie chcieli tego przyjąć do wiadomości). Ale paradoksalnie także ten drugi potrzebuje człowieka. Samarytanin potrzebuje tego człowieka leżącego przy drodze aby dostąpić zbawienia, osiągnąć życie wieczne, które nigdy się nie kończy, choć może w chwili, gdy pomagał tamtemu człowiekowi nie miał takiej świadomości. Ale spoglądając z tej perspektywy moglibyśmy zapytać: Kto komu tu bardziej pomógł? Kto komu bardziej powinien dziękować? Jest taki wiersz Michel’a Quoist’a, napisany jako swoisty komentarz do tej perykopy ewangelicznej:

Bliźni to ten, wobec którego będziesz sądzony.
Bliźni to ten, dzięki któremu wzrastasz,
to podarunek miłości Chrystusa.
Bliźni to wysłannik Ojca, dowód miłości Chrystusa.
Bliźni to ten,
przez którego Bóg się wypo wiada,
przez którego Bóg cię wzywa,
przez którego Bóg cię ubogaca
przez którego Bóg mierzy twoją miłość.

No właśnie: "Bliźni to podarunek miłości Chrystusa". Jak często potrafimy tak spojrzeć na drugiego człowieka i to nie tylko na tego fajnego, sympatycznego, którego lubimy? Bo bliźni - to dar, prezent (nawet jeśli czasami kłopotliwy), za który warto dziękować nie zaś przykry obowiązek, ciężar, który trzeba szybko zrzucić, a najlepiej wcale nie brać go na swoje barki. To czy potrafimy dziękować za bliźniego, którego Bóg stawia na naszej drodze jest w jakimś sensie miarą naszej prawdziwej miłości i poziomu życia duchowego. Bliźni - to nasza droga do nieba. To termometr mierzący temperaturę naszej miłości, to ten, wobec którego będziemy sądzeni. Obyśmy nie usłyszeli kiedyś gorzkich słów Pana Jezusa: "Byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. (...) Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili" (Mt 25,42-43. 45b- 46). A jeżeli pojawi się ta jakże ludzka pokusa obliczania zysków i strat: "co ja z tego będę miał, czy mi się to opłaca, że komuś pomogę?", to pamiętajmy w kontekście tych Chrystusowych słów odpowiedź może być tylko jedna!

Inne pytanie, które nasuwa się w tym kontekście brzmi czy uda się nam na każdą potrzebę spotkanego na naszej drodze człowieka odpowiedzieć? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu: "Polecenie to bowiem, które ja ci dzisiaj daję, nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem. (...) Słowo to bowiem jest bardzo blisko ciebie: w twych ustach i w twoim sercu, byś je mógł wypełnić" (Pwt 30,11.14). Pan Bóg stworzył człowieka z miłości i do miłości. Uczynił go dobrym. Brak miłości i zło są przeciwne ludzkiej naturze; są wynikiem pierwszego upadku, grzechu pierworodnego. I dlatego czynienie dobra nie przychodzi nam już tak łatwo, często łączy się z pewnym zmaganiem, przekraczaniem siebie, ale jest możliwe, bo należy do natury człowieka, jest w nią głęboko wpisane. I jeśli będziemy stale wsłuchani w Boże słowo miłości, przez które Bóg ciągle kształtuje nasze serca, to będzie ono także motywowało nasze codzienne wybory – również te najmniejsze. Można zatem śmiało powiedzieć, że realizacja postawionego przez Boga wymagania miłości wobec naszych bliźnich ma wiele wspólnego z medytacją, kiedy bowiem to słowo, o którym mówi księga Powtórzonego Prawa będzie blisko nas (w naszym sercu i na ustach)? Kiedy będziemy się w nie wsłuchiwać. Gdy będziemy pozwolili by Bóg szeptał nam je do serca.

Tym bardziej, że w tej walce o miłość nigdy Bóg nie zostawia nas samych i kiedy przychodzi pokusa zwątpienia, czy dam radę, czy wymaganie Chrystusa nie przerasta naszych możliwości, przypomina nam: „Wystarczy ci mojej łaski!” [2 Kor 12,9] A zatem może warto zatrzymać się i bardziej uważnie rozejrzeć dokoła, by zobaczyć, że bliźni to ten, który jest obok. Nie tylko ten, którego sobie wybieram by był bliźnim. Więcej: bliźni to człowiek, każdy spotkany człowiek. Aby jednak dostrzec bliźniego samemu najpierw trzeba być bliźnim dla innych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji