Być w tym, co należy do Boga

Doniesiono na mnie, że prowadzę grupę, która podąża drogą medytacji chrześcijańskiej, skutkiem czego zostałem zaproszony do wygłoszenia rekolekcji wraz z nauką medytacji w jednym ze zgromadzeń zakonnych.
I przygotowując się do tych rekolekcji, natrafiłem na pewien fragment konferencji mojego ulubionego duchowego pisarza, wygłoszonej w czasie, gdy Merton był mistrzem nowicjatu w klasztorze trapistów Gethsemani, który jak mniemam jest doskonałym wprowadzeniem do medytacji. Dlatego pozwolę sobie dzisiaj oddać mu głos. 

Znajdź miejsce – mówi nam Merton, a kiedy już je znajdziesz, ciesz się nim, ukochaj je, i wracaj do niego tak często jak tylko możesz, i nie spiesz się, by zmienić je na inne. Zaś potem podejmij prawdziwy wysiłek, by odsunąć wszelki hałas, zarówno zewnętrzny jak i wewnętrzny.

Powinieneś potrafić oderwać się od świata i uwolnić się, gubiąc wszystkie drobne powiązania i napięcia, które cię przywiązują, przez wzrok, przez dźwięk, przez myśl, do obecności innych. Niech będzie gdzieś takie miejsce, w którym będziesz mógł oddychać naturalnie, spokojnie, i nie będziesz musiał ciągle łapać tchu krótkimi wdechami. Miejsce, gdzie twój umysł może pozostać bezczynny i zapomnieć o swoich troskach, wejść w ciszę, gdzie będziesz mógł chwalić Ojca w ukryciu.

Nie jest to takie łatwe, jak się wydaje. Nie jest łatwo wyłączyć się. Łapiemy się na tym, że w momencie rozproszenia sporządzamy listę rzeczy, które musimy zrobić, kontynuujemy wewnętrzne rozmowy, szczególnie te, w których czuję się stroną dotkniętą, niezrozumianą i niedocenioną. Jest to oczywiście coś bardzo bliskiego mnichom i pustelnikom, jako że oni również podejmują zmaganie, by skoncentrować się na Bogu w samotności. Św. Benedykt znał bardzo dobrze niebezpieczeństwo tzw. „szemrania". (Merton używa terminu: „wewnętrznego zrzędzenia”). Jest to rodzaj skurczu lub spazmu, który dostaje się do duszy i który może nas zniewolić. Dlatego musi być wykorzeniony, zaś do tego potrzebujemy pomocy. Po pierwsze i przede wszystkim szukamy pomocy Boga, oddając się Jego miłosierdziu i prosząc o Jego łaskę, by podtrzymał nas w nadchodzącym czasie modlitwy. Ale również zwracam się po pomoc praktyczną – sposób, w jaki siedzimy lub oddychamy, jest prostym, lecz zasadniczo ważnym aspektem naszego sposobu modlitwy, i to dobrze, iż coraz więcej mówi się o roli postawy ciała w czasie modlitwy.

Dlatego wybierz pozycję w jakiej najlepiej możesz się modlić. Nie musi to być sztywna postawa, klęcząca, o której w dzieciństwie myślałam, iż jest jedyną właściwą postawą wobec Boga. Tak więc siedź, klęcz, lub używaj stołka modlitewnego. Trzeba być całkowitym realistą. Jeśli wybierzesz pozycję, w której w krótkim czasie dostaniesz skurczu lub mrowienia, będziesz czuł jedynie swoje sztywniejące ciało i bardziej skupisz się na własnym ja niż na relacji z Bogiem.

Kiedy będziesz całkowicie rozluźniony (nie spiesz się, zawsze jest czas), skoncentruj się na oddychaniu. Zacznij oddychać głęboko i powoli. Być może zechcesz wyobrazić sobie, że wydychasz wszystkie swoje frustracje, rozproszenia, niepokoje, i wdychasz wszystkie dobre dary Boga, łagodność, spokój. Ciągłe powtarzanie jednego słowa, na przykład imienia Jezus, może pomóc ci w pogłębieniu poczucia rytmu. Cokolwiek robisz, niech będzie to coś prostego i naturalnego, co na tyle sprawia ci radość, że pod koniec każdego dnia będziesz radośnie oczekiwał następnego.

Jednocześnie trzeba uważać, by nie zaplątać się w zbyt dużą ilość technik i metod. Istnieje dzisiaj nieskończona ilość książek, kaset, broszur, kursów dostępnych na temat modlitwy. Nic jednak, co mówią inni, nie będzie tak ważne. Największą sprawą jest modlitwa. Sama modlitwa. Jeżeli chcecie życia modlitwy, jedynym sposobem, by je osiągnąć, to modlić się.

Dalej Merton mówi, byśmy wystrzegali się pośpiesznego przechodzenia od jednego wezwania modlitewnego do drugiego: Powinniśmy dać każdemu z nich czas na zadomowienie się w naszym sercu.

Merton porównuje recytację w trakcie modlitwy do łagodnego, kołyszącego ruchu, w którym słowo lub fraza z miłością trzymane jest jak małe dziecko. Łagodność jest najważniejsza – pisze dalej Merton. Natężanie umysłu lub wysiłek nastawiony na osiągnięcie jakiegoś efektu, lub poczucie, że w tym momencie trzeba gdzieś dojść, coś osiągnąć, jest niewłaściwym podejściem. Czas nie jest ważny. Ponad wszystko, nie martw się o  tempo, ani o to, co się dzieje lub co się nie dzieje, o to, co zdaje się dziać na powierzchni. Oddaj to Bogu, uwierz, że pod powierzchnią twój umysł, wola i serce wprowadzane są w miejsce, gdzie działa Bóg - módl się tylko, żeby zechciał On działać w tym czasie w swój własny sposób. Bóg jest źródłem twojej modlitwy.

NIC UJĄĆ, NIC DODAĆ. Jak mówi Merton: Wiemy już tyle na temat medytacji. Teraz musimy się do niej zabrać!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji