Rzucić się na szyję Jezusowi
W jednej z książek poświęconej „Modlitwie Jezusowej” znalazłem porównanie, że modlitwa ta jest niczym rzucanie się na szyję Jezusowi. Chrystus w Ewangelii zachęcał swoich uczniów do tego by ich sposób postępowania i mowa były odzwierciedlone prostą i czytelną postawą wyrażającą się określeniem: „tak – tak, nie – nie”, gdyż jak sam uzasadniał wielomówstwo na modlitwie, czy wchodzenie w dyskusje zwłaszcza z pokusą pochodzą od złego. Taką pokusą może być także próba oparcia naszej modlitwy na elokwencji i na naszych zdolnościach. A przecież żeby powiedzieć Bogu: „kocham Cię” nie trzeba wielu i wyszukanych słów. Dokładnie tak, jak w Ewangelii, gdy Jezus pyta Piotra: „Czy kochasz Mnie?”, oczekuje krótkich i prostych odpowiedzi. Dlaczego? Sam Piotr to uzasadnia: „Panie, Ty i tak wszystko wiesz.”
W życiu duchowym do wyznania wiary czy miłości wystarczą krótkie słowa. Podobnie jest w walce z pokusą, w naszym sprzeciwianiu się Złemu. Próba wchodzenia w dyskusję ze złym duchem zawsze kończy się naszą porażką. Doskonale wiedzieli o tym pierwsi ojcowie Kościoła, pustelnicy, dlatego tak często odpowiadali na konkretną pokusę, która do nich przychodziła konkretnym cytatem z Pisma Świętego. A ponieważ były to różne doświadczenia mistrzowie zaczęli zapisywać poszczególne wersety, jako antidotum na różne pokusy a następnie uczyli ich swoich uczniów. Na przykład Ewargiusz z Pontu znany był z tego, że stworzył listę ośmiu rodzajów złych myśli do każdej z nich dopisując cytat z Pisma Świętego, jako swoiste duchowe antidotum i kazał uczyć się ich swoim uczniom. Z czasem ta lista rozrosła się do całej książki, którą nazwano „Antyretoryka”.Oczywiście używanie wersetów Pisma Świętego jako narzędzi wojennych do walki ze złym duchem wymagało dobrej znajomości Biblii. Z czasem jednak uproszczono tę metodę. Doświadczenie ojców pustyni doprowadziło ich do zrozumienia tego, że tak naprawdę wystarczy powiedzieć tylko jedno: słowo JEZUS , które stawało się zarówno swoistym wyznaniem wiary jak i tarcza przeciwko atakom złego ducha. Ewargiusz z Pontu komentuje to tak: „Przyzywanie imienia Jezusa niszczy wszelkie złe myśli i daje człowiekowi poczucie bezpieczeństwa”. Mnisi z Góry Athos z tej właśnie tradycji wywodzą powstanie "Modlitwy Jezusowej". I jak często dodają: W modlitwie bowiem nie chodzi o to, aby popisać się erudycja biblijną. Chodzi o to, żeby rzucić się na szyję Panu Jezusowi”. Każdy, kto wejdzie na ścieżkę takiej modlitwy szybko doświadczy, że powtarzanie jednego wersetu umacnia ludzkie serce i jest skuteczna pomocą w różnych życiowych sytuacjach. Raz będzie wyznaniem wiary, innym razem umocni nasza nadzieję, kiedy indziej oddali pukający do naszego serca lęk lub pokusę. W ten sposób objawia się w naszym życiu prawdziwa moc i żywotność Słowa Bożego.
Poza tym przyzywanie imienia Jezus a więc de facto mówienie Jezusowi po imieniu to dopuszczenie do ogromnej intymności z Chrystusem. Kiedy bowiem zwracamy się do Niego w ten sposób, wówczas wchodzimy z Nim w wyjątkową relację. Powtarzając MARANATHA – Przyjdź, Panie Jezu, możemy każdego dnia na nowo doświadczyć skuteczności tej modlitwy i Bożego przechodzenia przez nasze życie.
Komentarze
Prześlij komentarz