Do kogo dzisiaj przyszedłby Syn Boży?
Jezus idzie nad Jezioro Galilejskie, by powołać uczniów i rozpocząć działalność publiczną. Wybiera prostych rybaków. Czytając tekst dzisiejszej Ewangelii zastanawiałem się: Do kogo dzisiaj przyszedłby Syn Boży? Może do dziennikarzy, żeby news o Dobrej Nowinie szybko się rozszedł? Chociaż nie, bo media lubią karmić się raczej złymi niż dobrymi wiadomościami.
Poszedłby może tam, gdzie by się Go najmniej spodziewano: tam, gdzie nie przestrzega się zbytnio norm moralnych? W końcu jak sam lubił przypominać: Nie przyszedł do zdrowych, dobrych, postępujących moralnie, lecz do tych, którzy się źle mają…
Czy dzisiaj znalazłoby się Dwunastu? Czy mieliby odwagę słuchać i iść za Nim? Pewnie tak, bo niejednokrotnie słyszeliśmy jak liderom współczesnych sekt łatwo było powołać swoich wyznawców i zmusić do porzucenia wszystkiego i pójścia z ich nauką.
Jednak Chrystus nie potrzebuje dzisiaj powoływać dwunastu uczniów! Ma ich przecież we współczesnym świecie miliony. Blisko dwa miliardy chrześcijan. Dlaczego zatem nasze świadectwo nie oddziałuje równie mocno na świat, jak oddziaływało świadectwo pierwszych chrześcijan? Myślę, że dzisiaj brakuje nam zarówno radykalizmu i determinacji w naszych codziennych wyborach, jak i odwagi pokazania tego, że kierujemy się innymi zasadami, niż świat. Rzadko słyszymy stwierdzenie typu: „idę na Mszę”, „nie pójdę na imprezę, bo np. jest Wielki Post”, „nie zjem tego kawałka mięsa, bo jest piątek”. Wcale nie chodzi o rzeczy wielkie! Nie chodzi o to, aby stanąć na rynku i krzyknąć: „Dzisiaj przyszedł do mnie Jezus”. Chodzi o to, aby być wiernym w małych rzeczach. To przecież na nie Chrystus zwracał uwagę wzywając do wierności i przemiany życia.
Bardzo znane zdanie z Ewangelii, które dziś słyszymy i które często powtarza się niejednokrotnie na rekolekcjach brzmi: „Nawracajcie się”. Jest to wezwanie, które często budzi w ludziach poczucie dużej bezradności, ponieważ my wiemy od dawna, że powinniśmy się nawrócić, natomiast jakoś nie bardzo znajdujemy na to siły a i strach przed tym, co będzie jak przemienimy nasze życie tak gruntownie, jak tego chce Chrystus, również potrafi nas paraliżować. Dlatego to zdanie: nawracajcie się - trzeba koniecznie dopełnić drugą częścią i powiedzieć je w całości tak jak je powiedział Jezus. Ono brzmi w taki sposób: „Nawracajcie się, bo bliskie jest Królestwo Niebieskie”. Proszę zauważyć, że sens tych słów nie jest wcale taki: nawróć się człowieku, teraz weź się do roboty nad sobą, wyzbądź się wszystkich grzechów, ponieważ już niedługo możesz umrzeć, będzie Sąd, i możesz zostać potępiony. Słowa Jezusa, który mówi do konkretnych ludzi przy Nim obecnych należałoby wypowiedzieć w taki sposób: Ja jestem blisko, przyjdź do Mnie ze swoimi grzechami; Ja jestem blisko, bo to Ja jestem Królestwem, to we Mnie ono przychodzi. Tylko we Mnie możesz odnaleźć prawdziwą wolność i sens swojego życia…
Naprawdę wyzbądźmy się takiej bardzo niepoważnej wizji, że my najpierw uporządkujemy nasze życie, a potem właśnie w Niebie będzie nam odpłacone za to, żeśmy naprawdę duchowo się naharowali.
Dzisiaj, u progu swojej działalności Jezus mówi do każdego z nas: To Ja jestem twoją siłą, to we Mnie masz szukać oparcia; Ja będę Cię wspierał, bo beze Mnie nic uczynić nie możecie. Beze mnie nie ma prawdziwego nawrócenia. Prawdziwe nawrócenie to nic innego, jak pozwolić się na wzór tych młodych mężczyzn znad Jeziora Galilejskiego zaprosić do pójścia za Nim, po to żeby być szczęśliwym, po to żeby w Chrystusie i Jego nauce odnaleźć najgłębszą radość i sens swojego życia. Tylko wówczas nasze zwykłe, codzienne wybory motywowane Jego nauką będą naturalne, spontaniczne a przez to przekonujące dla tych, wobec których dzisiaj mamy być świadkami tej wiary, którą żyjemy.
Komentarze
Prześlij komentarz