W duchu Eliasza
Postać proroka Eliasza od kiedy pamiętam przemawiała do mnie w sposób bardzo mocny. Trudno mówić o identyfikowaniu się z tą postacią, bo ani czasy w których dane mi jest pełnić moja posługę, ani doświadczenia mają się nijak do doświadczeń, jakie były udziałem tego niezwykłego proroka. Jeśli jednak maiłbym szukać postaci, która jest mi w Biblii (a zwłaszcza w Starym Testamencie) najbliższa bez wahania wskazałbym właśnie na Eliasza. Może jest mi bliski dlatego, że odnajduję w nim pewne podobieństwa do mojego charakteru. Z całą jednak pewnością chciałbym dorastać do tego podobieństwa, w którym Eliasz został określony: "Prorok jak ogień" i nie chodzi tu przede wszystkim o gwałtowność jego przepowiadania czy działania, ale o gorliwość w służbie Temu, który go wybrał i powołał a także o miłość jaka w jego sercu płonęła do Boga, choć nigdy nie wstydził się swoich własnych słabości i ograniczeń i w piękny sposób potrafił o nich z Bogiem rozmawiać a nawet dyskutować. No i ta scena z dzisiejszej Liturgii Słowa, która dla mnie przywołuje doświadczenie medytacji, w której Bóg przychodzi do człowieka w ciszy łagodnego powiewu Ducha po to, aby go umocnić na dalsza drogę i do wypełniania zadanej mu misji.
Ostatnim owocem mojej zażyłości z Eliaszem było to, że wreszcie zabrałem się za napisanie ikony (właściwie ikonki) przedstawiającej Eliasza z popularnej w ikonografii sceny przywoływanej w dzisiejszej Liturgii Słowa. Zajęło mi to trochę czasu, nie powiem. Ale moja nauczycielka powiedziała, że bardzo jej się podoba:-) I mam nadzieję, że nie tylko przez grzeczność. Mnie zresztą tez się podoba. Czasem tak jak w przypadku Eliasza Pan Bóg potrafi zmusić człowieka do działania, kiedy się zazbytnio ociąga i ogląda na innych. Podobnie było ze mną. Tak długo czekałem, aż ktoś napisze dla mnie taką ikonę, że wreszcie Pan Bóg znalazł inne rozwiązanie i jak zwykle w Jego przypadku niezwykłe. Na terenie parafii, w której pracuję jest sklep z artykułami malarskimi. Pracują tam bardzo miłe panie. I kiedy na początku roku zagadnąłem z nimi na temat ikon, pani kierownik zawołała młodą i sympatyczną dziewczynę, od niedawna pracującą w sklepie, żeby mi wyjaśniła to i owo w sprawie pisania ikon. I co się okazało, dziewczyna skończyła Akademię Sztuk Pięknych w Petersburgu właśnie na kierunku ikonografii. Terminowała u znanych rosyjskich nauczycieli i powiedziała z całkowitym spokojem: "A co stoi na przeszkodzie, żeby ksiądz sam napisał sobie ikonę. Ja pomogę, nauczę czego trzeba a reszta to już modlitwa i prowadzenie Ducha Świętego. Tylko nie wolno się spieszyć! W pisaniu ikon wcale nie efekt jest najważniejszy, ale to, co dzieje się pomiędzy piszącym a Bogiem w trakcie jej powstawania. To dlatego wśród prawdziwych ikon nie ma dwóch podobnych do siebie. Jest w nich bowiem zawarte wszystko: wiara, miłość, emocje, przeżycia a nade wszystko prowadzenie przez Boga. Bez Niego prawdziwa ikona nigdy nie powstanie."
I tak chodziłem sobie na korepetycje raz w tygodniu, czasem dwa razy. I modliłem się. I słuchałem jej uwag. I pisałem. I... jak dojrzeje już do tego, to pokażę owoc kilkumiesięcznej pracy też tutaj. Na chwalę Eliasza! Jednak dla mnie osobiście ta cała historia cieszy mnie nie z powodu namalowania małej ikonki, ale z powodu tego jak Pan Bóg potrafi działać w naszym życiu, zawsze stawiając na naszej drodze tych, których potrzebujemy. Czasem trzeba się tylko rozejrzeć. Jeszcze bardziej wzruszające było to, kiedy zapytałem moją nauczycielkę o zapłatę za korepetycje. Popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się i powiedziała: "Niech ksiądz odprawi Mszę za mnie i mojego narzeczonego o szczęśliwe i dobre małżeństwo. Większej i lepszej zapłaty i tak nie można sobie wymarzyć." Tak więc dzięki niezwykłemu działaniu Pana Boga spotkałem nie tylko cudowna i cierpliwa nauczycielkę, ale myślę też że i świętą kobietę. A to wszystko przyszło do mnie jak do Eliasza bez zbytniego hałasu... w ciszy.
Komentarze
Prześlij komentarz