Modlitwa wielkiej mocy

Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: „Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów”.

A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie: «Ojcze, święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie»”. (Łk 11,1-4)

Dzisiejsza perykopa ewangeliczna przywołuje w zasadzie dwa rodzaje modlitwy. Z jednej strony ukazana jest osobista modlitwa Jezusa, dla której z kontekstu Ewangelii możemy zobaczyć, że Chrystus wybierał miejsca ciche, odosobnione, często na początku lub na końcu dnia, gdy jeszcze lub gdy już było ciemno i gdzie mógł pobyć z Ojcem sam na sam. I druga modlitwa to ta, której Jezus uczy swoich uczniów na ich prośbę.

Kiedyś Karl Rahner – XX-wieczny niemiecki teolog pisał, że właściwie tyle jest rodzajów modlitw ile jest osób modlących się, dlatego, że każda modlitwa nosi w sobie jakiś rys indywidualności, ze względu na osobę, która się modli. Najczęściej jednak w naszej modlitwie narzędziem, jakim się posługujemy jest słowo. Czasem będzie ono konieczne przez cały czas jej trwania, innym razem tylko w jej fazie wyjściowej, jeśli – jak mawiała św. Teresa z Avila – modlitwa ma prowadzić do kontemplacji, która jest zanurzeniem się w ciszy Bożej obecności.

Podobnie jest z medytacja, jaka praktykujemy. Narzędziem, po które sięgamy w praktyce tej modlitwy jest słowo, wezwanie, powtarzane w ciszy serca, wytrwale przez cały czas jej trwania. Niektórzy z nauczycieli medytacji chrześcijańskiej mówią, że to wezwanie, które towarzyszy nam w czasie medytacji jest niczym sakrament: jest bowiem dla nas znakiem łaski, na która się otwieramy i która pragnie dotykać naszych serc. Dlatego powtarzanie modlitewnego wezwania nie jest – jak pisze o. Ernest Larkin O. Carm. – "mechanicznym terkotaniem, lecz nakierowanym na cel i dotyczącym całego człowieka ćwiczeniem uważności. Wierne trwanie przy jego powtarzaniu jest pierwszym i to wielkim krokiem prowadzącym ku naszemu nawróceniu. Dyscyplina bowiem, z jaką wiąże się recytacja świętego wezwania wymaga od medytującego cierpliwości i wytrwałości, nie wspominając już o miłości i wierze. W zamian obiecuje harmonie i pokój serca, jaki przynosi".

Otwartość na łaskę, jaką niesie recytowane słowo ma nas prowadzić do kolejnego etapu doświadczenia medytacyjnego jakim jest głębsze samopoznanie jak również głębsze poznanie Boga i Jego miłości. Ten etap – co do czego zgodni są wszyscy nauczyciele medytacji  - to długa i żmudna droga schodzenia z płaszczyzny naszej powierzchowności, po to, aby przenikać coraz głębsze i niezbadane zakamarki naszej psychiki i ducha. Jest to etap, który wiąże się z procesem gruntownej wewnętrznej odnowy, gdyż w trakcie jego trwania, dzięki otwartości jaką przynosi medytacja będzie ujawniała się zawartość naszej psychiki, naszej podświadomości, której często nie byliśmy świadomi a która ma zazwyczaj kolosalny wpływ na nasze życie, nasze wybory, relacje, na sposób myślenia i ogląd rzeczywistości. To, co odkrywamy nie zawsze jest przyjemne i bezbolesne, ale właśnie dzięki medytacji, która pozwala nam trwać w miłości Boga mogą się one ujawniać w atmosferze sprzyjającej samoakceptacji. Owo odkrywanie tego, co podświadome i odsłanianie się zawirowań naszego „ego”, naszych nawyków myślenia i ograniczeń może przebiegać stopniowo lub gwałtownie. Doświadczenia są tutaj bardzo różne. Jest to jednak proces konieczny, gdyż prowadzi ku wewnętrznemu oczyszczeniu, poszerzając wewnętrzna wolność, którą Chrystus chce abyśmy posiedli. Medytacja, choć sama w sobie nie jest terapią i jej nie zastępuje, zatem jak pisze o. Larkin: „podczas jej trwania nie analizujemy i nie opracowujemy strategii walki z naszymi słabościami”, to jednak jest przestrzenią naszego wewnętrznego uzdrowienia, dlatego, że działa w niej łaska. I to właśnie dzięki jej działaniu możemy stanąć wobec ukrytej w nas samych prawdy o nas, z pokorą akceptując ją w obecności miłującego Boga.   

Na koniec tych rozważań pozwolę sobie na małą dygresję. Przeżywamy obecnie październik – miesiąc modlitwy różańcowej, która także zaliczana jest to modlitw kontemplacyjnych. Maryja w swoich licznych objawieniach, gdy poleca go odmawiać zapewnia, że jest to "bat na szatana". Pięknym potwierdzeniem tego może być ostatnie sympozjum egzorcystów, które miało miejsce w Rzymie, gdzie podjęto właśnie temat różańca i jego skuteczności.  „To modlitwa olbrzymiej mocy – zgodnie opowiadali egzorcyści. Jest niezwykle skuteczna przy modlitwach o uzdrowienie i uwolnienie. I co dowiedzione, choć nie wiedzą jeszcze dlaczego reagują na nią nawet jeszcze nienarodzone dzieci! Możemy zapytać: Dlaczego Bóg wybrał na narzędzie walki duchowej tak niepozorną i prostą modlitwę? Mówię o tym w tym miejscu, bo nie mam wątpliwości w perspektywie blisko trzydziestu lat praktykowanej przeze mnie medytacji, że jest to modlitwa, która dzięki swej prostocie, pokorze i zaufaniu w Boże działanie może być nie mniej skuteczna. Mam tego dowody i nie mam wątpliwości, że dzieje się tak dlatego, że jest to modlitwa, która po prostu daje pierwszeństwo działania w naszym życiu Panu Bogu, a On przecież zapewnia nas przez Chrystusa: „Ufajcie, jam zwyciężył świat!” [J 16,33]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji