Królestwo, które przychodzi niedostrzegalnie
Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. (Łk 17,20-21)
Ojciec Carlo Carretto - Mały Brat od Jezusa i duchowy uczeń błogosławionego Karola de Foucauld napisał kiedyś w swojej książce zatytułowanej „Miłość w ciszy”, że modlitwa medytacyjna, po którą sięga dzisiaj coraz większa rzesza chrześcijan różnych denominacji może stać się kamieniem węgielnym ciągle przemieniającego się chrześcijaństwa. To echo innych, choć podobnych słów niemieckiego teologa Karla Rahnera, który pod koniec XX wieku wieścił, że chrześcijanin XXI wieku, albo będzie kontemplatykiem, albo go w ogóle nie będzie.
Tylko bowiem taka modlitwa, która jest prawdziwym spotkaniem z Bogiem, rozmową, jest doświadczeniem bardzo osobistym angażującym nie tylko nasz czas, ale przede wszystkim serce ma szansę przenieść się na codzienne życie, stając się pomocą do przezywania w codzienności tej prawdy, o której Jezus przypomina w Ewangelii: Królestwo Boże jest pośród was!
Jakiś czas temu w jednym z londyńskich czasopism ukazał się obszerny wywiad z Arcybiskupem Cantenbury, w którym rozmówca zapytany o to, jak długo się modli każdego dnia odpowiedział ku zaskoczeniu pytającego redaktora: „Około minuty”. Po czym dodał, że „potrzebuje kolejnych 29 minut, aby osiągnąć tę jedną minutę.”
Doświadczenie kontemplacji trudno tak naprawdę opisać a to dlatego, że nie mamy w nim do czynienia z jednym konkretnym odczuciem. Kontemplacja jak pisał wielki nauczyciel modlitwy i mistyk, arcybiskup kościoła prawosławnego Anthony Bloom to: „raczej kwestia bycia niż intencjonalnego działania; pełnej miłującej uwagi obecności niż emocji. I dodawał: „O wiele częściej będzie to doświadczenie, które moglibyśmy określić jako doświadczenie nicości niż jako euforię. Sednem kontemplacji nie jest bowiem żadne ze znanych nam uczuć i nie na nich powinniśmy się skupiać przy okazji modlitwy, ale jest nią przepełniona miłością wiara, otwarta, gotowa na przyjęcie miłości Boga. Ta postawa jest zatem bardziej aktem woli niż przejawem jakiegokolwiek odczuwalnego działania Boga w nas”. Myślę, że to ważna podpowiedź, dla tych, którzy już jakiś czas medytują i mówią: >>nic nie czuję<<, albo po pierwszej euforii towarzyszącej medytacji teraz przyszła pustka i poczucie wewnętrznej suchości. Nauczyciele życia duchowego mówią, że to właśnie tym doświadczeniom powinniśmy zaufać, jako właściwym doświadczeniu kontemplacji a nie gwałtownym uczuciom i emocjom, które się podczas jej praktykowania pojawiają. To bowiem owa wewnętrzna pustka jest najlepszym sprawdzianem naszej miłości. Trwam przy Bogu nie dlatego, że coś otrzymuję, nawet jakieś duchowe pocieszenie; trwam bo kocham. Potwierdza to sam Chrystus, który w Ewangelii mówi: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie.”
A zatem można powiedzieć, że prawdziwą miarą modlitwy kontemplacyjnej jest jej ubóstwo. Medytacja, jaką praktykujemy sięga nie tylko po ubóstwo wyrazu, ograniczając się do trwania w milczeniu przed Bogiem, sięgając ewentualnie do jednego, prostego wezwania, które powtarzamy ciszy serca, ale godzi się także na ubóstwo wewnętrzne, na pewnego rodzaju wewnętrzne ogołocenie, aby móc doświadczywszy jej prawdziwych owoców (które najczęściej nie maja wiele wspólnego z owocami jakie sobie wyobrażamy lub jakich byśmy się po ludzku spodziewali) móc powiedzieć za św. Pawłem, że to z Boga jest owa przeogromna moc a nie z nas. [2 Kor 4,7]
Komentarze
Prześlij komentarz