Boża społeczność

Wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. (Łk 4,40)

Kiedy Sokrates barwnie opisał idealne ludzkie życie i idealne społeczeństwo, w którym można by pędzić życie doskonałe, jego uczeń Glaukon zaoponował, iż nie wierzy, że takie „Miasto Boże” może istnieć gdziekolwiek na świecie... Na to Sokrates odrzekł: Czy takie miasto istnieje w niebie, czy będzie kiedyś istniało na ziemi, człowiek mądry to taki, który dąży do życia według jego zasad, odrzucając wszystkie inne i kroczy tym samym drogą prowadzącą do porządku w swoim sercu i w swoim domu.

Większość z nas zgodzi się zapewne, że świat w którym żyjemy nie przypomina niczym „Miasta Bożego, choć wielu do takiego życia tęskni i o nim marzy. To właśnie to marzenie pchało pierwszych chrześcijan do życia w duchu bratniej miłości, lub gnało na pustynie Egiptu i Syrii by tam budować jego ducha. Są tacy, którzy są przekonani, że próba zbudowania takiej społeczności wśród ludzi to utopia. Czy zatem i Chrystus był utopistą, gdy mówił” Królestwo Boże jest pośród was”?

Kiedy Chrystus rozpoczął swoją publiczną działalność głosił coś, co wielu współczesnym Mu ludziom nie mieściło się w głowie: mówił o czułej miłości Boga do człowieka i właśnie relacje zbudowane na tej miłości określał mianem „Królestwa Bożego”. On sam pragnął także urzeczywistnić to Królestwo wobec tych, którzy powierzają Mu swoje życie.

A zatem ta wymarzona przez Sokratesa społeczność określana mianem „Miasta Bożego” ziściła się zaledwie cztery wieki po jego śmierci, ale inicjatorem tej społeczności nie był człowiek – jak chciał uczeń Sokratesa – tylko Bóg. Jeśli zatem próbujemy budować taką społeczność nie na własnych siłach, lecz w oparciu o łaskę przestaje ona być utopią. Jezus jednak podkreśla, że droga to takiego stylu życia wiedzie przez metanoję (nawrócenie), która w praktyce oznacza zupełną zmianę sposobu myślenia człowieka, zmianę kierunku jego życia wewnętrznego, które w konsekwencji prowadzi do nowego narodzenia jako Boże dziecko.

Chrystus podkreślał w swoim nauczaniu konieczność czujności, uwagi, wytrwałości, aby nie przeoczyć właśnie tego Królestwa, które urzeczywistnia się pośród nas, będąc tak naprawdę owocem życia, które nam daje i podtrzymuje w nas sam Chrystus dzięki swojej łasce i miłości. Lecz nie jest to – jak sądzą niektórzy – życie, które czeka nas dopiero w przyszłym świecie. Życie wieczne to nie przyszłość, lecz wartość, która może i powinna być przeżywana również teraz. Jest ono tak naprawdę darem ogarniającym całą osobę, darem na który trzeba się jedynie otworzyć a istotą tego życia jest miłość.

Jedną z dróg otwarcia na tę łaskę jest modlitwa. To ona otwierając nas na miłość Boga i podejmowana z miłością buduje relację, będącą fundamentem Królestwa Bożego kształtowanego w nas mocą Bożego Ducha. Nie trzeba tu żadnych szczególnych przygotowań, nie trzeba kosztownych kursów, czy dyplomów. Wystarczy stanąć w obecności Boga, który jest obecny tu i teraz i działa tu i teraz i uświadomić sobie, że ta chwila jest Jego darem i może stać się miejscem spotkania, jeśli otworzę drzwi swojego serca, aby w nie wejść i spotkać mieszkającego tam Boga. W każdej modlitwie powtarza się bowiem scena z dzisiejszej Ewangelii: Chrystus na każdą i każdego z nas kładzie swoje ręce z miłością, aby nas uzdrawiać, umacniać i przemieniać. Nie potrzebuje niczego więcej niż nasza dobra wola i nasze otwarte serce. A medytacja jest modlitwą, która to otwarcie naszego serca na Bożą miłość i łaskę czyni rzeczywistym.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji