Miłość, zazdrość, zgorszenie...

Aż dwukrotnie Liturgia Słowa wspomina dzisiaj o zazdrości. Może to i dobrze, bo to uczucie dobrze znane każdej i każdemu z nas. Warto być czujnym wobec tego afektu, który nie zawsze sobie wyraźnie uświadamiamy a który może stać się przyczyną sporego bałaganu zarówno w naszym życiu codziennym jak i duchowym. Zazdrość pojawia się na ogół wtedy, gdy porównujemy się z innymi. Ludzie są różni, i tak być powinno. Sprowadzanie wszystkich do swojej miary prowadzi zatem albo do wynoszenia się nad innych (a więc znanego grzechu pychy), albo do pogardzania nimi lub zgorzknienia. Zazdrość może dotyczyć wszystkich dziedzin życia, również duchowego. I co najbardziej bolesne zdarza się tam, gdzie szczególnie nie powinno jej być: w małżeństwie, w rodzinie, stając się czasem ościeniem wymierzonym w jedność. Skoro Ewangelia –  i to niejednokrotnie – opowiada o tym, że pojawiała się też wśród apostołów, nie ma co panikować, jeśli zdarza się i nam. Dopóki jesteśmy jej świadomi mamy szansę nad nią zapanować. Dlatego warto czasem umieć podziękować w modlitwie za kogoś komu zazdroszczę i za jego sukces, bo taka modlitwa to dobre antidotum na ukojenie naszego rozchwianego przez zazdrość serca.

Ale to nie jedyna kwestia którą podejmuje dzisiaj Ewangelia. Chrystus mówi też o miłości i o zgorszeniu. Zaczyna jednak od miłości: „Kto wam poda kubek wody do picia…” Może się nam wydawać, że kubek wody, to nic niezwykłego. Nie chcę już wchodzić tutaj w rozważania biblijne, które pozwalają nam sobie uświadomić, że kubek wody w regionie, w którym żył Jezusa miał trochę inne znaczenie. Chcę jednak zwrócić uwagę na to, że mówiąc o tak pozornie małym geście Chrystus uświadamia nam to, co nie zawsze na co dzień sobie uświadamiamy: że prawdziwa miłość składa się z drobiazgów, choć drobiazgiem nie jest… Warto o tym pamiętać.

Przestrzega dzisiaj też Chrystus, że „Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą…”. Można powiedzieć, że to także  sytuacja będąca konsekwencją miłości a raczej jej braku. Miłość bowiem szuka dobra. Jeśli natomiast staję się zgorszeniem dla innych, to tym samym godzę w miłość i w największe dobro drugiego człowieka – to duchowe. Dobrze wiemy, że dobro buduje, zło niszczy. Jeśli ja przez swoje słowa, postępowanie, wybory sprawiam, że ktoś słuchając tego, lub patrząc na to może stać się gorszym człowiekiem, to jak mogę mówić, że jest we nie miłość!? Chrystus przestrzega nas, że nasze czyny mają swoje konsekwencje nie tylko w naszym życiu, ale i w życiu innych. Nie żyjemy w próżni, jesteśmy naczyniami połączonymi. Zależymy nawzajem od siebie, na dobre i na złe. Są też obszary szczególnie wrażliwe na zgorszenie: rodzice wobec dzieci, nauczyciele wobec uczniów, ksiądz wobec parafian itd.… Słowa Jezusa brzmią niezwykle twardo: „kamień młyński u szyi i w morze”. Mój grzech, który niszczy innych, staje się kamieniem u mojej szyi, ciągnie mnie i innych w morze zła, czyli w piekło. Stąd też to radykalne wezwanie Jezusa do odcięcia ręki, wyłupania oka. Odcinanie się od źródła zła bywa trudniejsze i boleśniejsze niż ucinanie kończyny, ale jest konieczne, abyśmy nie skończyli jako niewolnicy grzechu. Zwłaszcza, że dzisiaj zło przychodzi w przebraniu pozornego dobra, oswaja nas, znieczula przez obrazy, filmy, powszechną obojętność. Chce, byśmy zawarli z nim pakt, abyśmy uchylili mu drzwi naszego serca i  życia, byśmy uznali, że skoro jest od zawsze i to trzeba je zaakceptować... Czasem zatem to ostre odcięcie się od tego, co jest źródłem zła w naszym życiu bywa jedynym ratunkiem.

Prośmy Chrystusa, aby nigdy nam nie zabrakło radykalizmu zarówno w walce o dobro jaki i w walce przeciwko złu i grzechowi, tak w naszym życiu, jak i w naszym otoczeniu. A siłą tak potrzebnego w życiu chrześcijanina radykalizmu jest miłość!

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji

Droga do Emaus: wsłuchiwanie się w Słowo i gościnność serca