Niosący Boga...
Przez cały okres Adwentu, niemal jak refren powtarzało się stwierdzenie, że Pan jest blisko. Powtarzali je prorocy tacy jak Izajasz, Sofoniasz, czy przywoływany dzisiaj Micheasz, mówił o tym Jan Chrzciciel, wzywając do nawrócenia, przypominała o ty także, choć w inny milczący sposób Maryja, nosząca pod sercem oczekiwanego Mesjasza. Dzisiaj, w kulminacyjnym punkcie Adwentu także Ona stanie się radosną i już nie milczącą Zwiastunką wypełnienia się Bożych obietnic, gdy pobiegnie do Elżbiety nie bacząc na trudy podróży, aby podzielić się z nią wiarą, radością i nadzieją…
Postać Maryi idącej do swej krewnej jest zarówno obrazem całego Kościoła, jak i każdego chrześcijanina. Nie sposób bowiem spotkać w pełni Chrystusa bez pośrednictwa Kościoła, który jest Jego Mistycznym Ciałem. A zatem ci, którzy ukłuli stwierdzenie: „Chrystus tak, Kościół nie!” a także wszyscy inni, którzy ten slogan powtarzają są ignorantami, którzy nie wiedzą, co mówią. Nikt inny poza Kościołem bowiem nie przechowuje depozytu wiary w całej pełni, począwszy od nieomylności w interpretacji nauczania Chrystusa (o czym przypomina św. Piotr w swoim drugim liście apostolskim) a skończywszy na sakramentach, których nikt inny poza Kościołem nie może człowiekowi ofiarować. Maryja zatem w dzisiejszej scenie ewangelicznej jest obrazem Kościoła, którego misją jest podarować Chrystusa światu każdych czasów.
Radość spotkania Maryi i Elżbiety w domu rodziców Jana Chrzciciela przypomina nam z kolei radość, jaka winna towarzyszyć nam podczas przeżywania świąt Bożego Narodzenia. Ten obraz uzmysławia nam z kolei wartość każdego chrześcijańskiego domu, każdej wierzącej w Chrystusa rodziny, która także ma swoją szczególną i niepowtarzalną rolę w przekazywaniu depozytu wiary i której w tym względzie nikt nie może zastąpić. Dobrze byłoby, gdyby przeżywanie świąt Bożego Narodzenia w naszych domach na nowo uświadomiło nam, że mamy być dla siebie nawzajem w naszych domach pierwszymi świadkami wiary i abyśmy od tego zadania (niejednokrotnie często naprawdę trudnego) nie dyspensowali się zbyt łatwo…
Warto zaznaczyć również fakt, który często przywołują bibliści, że św. Łukasz tak komponuje swoją Ewangelię, że dla przeciętnego słuchacza wychowanego w kulturze semickiej nie pozostawało wątpliwości to, że Maryja zostaje porównana tu z Arką Przymierza, która dla Żydów była symbolem obecności Boga. Warto jednak w tym kontekście a także w kontekście przeżywanego Roku Miłosierdzia przypomnieć sobie, że zadaniem każdej i każdego z nas – uczniów Chrystusa jest być znakami Boga. A nigdy nie robimy tego lepiej niż poprzez miłość wyrażającą się w konkretach, w której pragniemy Go naśladować i bez której nasze świadectwo wiary będzie zawsze nieautentyczne.
Maryja przychodzi do Elżbiety niosąc błogosławieństwo. Jak często my sami z tego daru korzystamy. Przywykliśmy do tego, że błogosławiącym jest zazwyczaj kapłan lub biskup. Tymczasem zatracił się trochę w naszych czasach zwyczaj błogosławieństwa, jakiego udzielali chociażby rodzice dzieciom w różnych okolicznościach życia, np. przed wyruszeniem w drogę. Jakże pięknie wygląda zwyczaj, jaki widziałem na Malcie, gdzie znak krzyża, rano przed wyruszeniem do pracy czyni na czole męża żona, zaś na czole żony mąż…
Myślę, że ta postawa Maryi z dzisiejszej Ewangelii powinna nam dać wiele do myślenia. Kiedyś u jednego z prawosławnych teologów znalazłem określenie Maryi: „Boganosicielka”. Nieżyjący już arcybiskup Anthony Bloom, prawosławny metropolita Londynu – bo o nim mowa – oparł na tym określeniu całą swoją katechezę na temat świadectwa współczesnego chrześcijanina, przypominając, że w postawie Maryi ukazanej w dzisiejszej Ewangelii kryje się wezwanie także dla nas, że nosząc w sobie Boga i podobieństwo do Niego winniśmy podobnie jak Maryja zanieść Go innym, z odwagą i radością dzieląc się doświadczeniem naszej wiary.
Czy tak jednak jest?
Prośmy by doświadczenie kolejnych świąt Bożego Narodzenia a wraz nimi bliskości Boga umocniło w nas poczucie odpowiedzialności za to zadanie.
Komentarze
Prześlij komentarz