Niezwykły, wielkopostny smak yerby
Może zdziwił kogoś tytuł tego wpisu, ale w brew pozorom ma on coś z prawdy, która wynika z mojego osobistego doświadczenia postu, o którym mogę spokojnie napisać, gdyż potwierdza je kolejny już rok praktyki i daje mnie samemu wiele do myślenia. Zacznę od tego, że uświadomiłem sobie niedawno, że post wyostrza nie tylko apetyt J ale i zmysły. Muszę przyznać, że po tygodniu niejedzenia wszystko smakuje lepiej. Docenia się nawet smak zwykłej yerby. Ale nie o tym chciałem napisać.
W tym roku start postu trochę mi się opóźnił ze względu na różnego rodzaju spotkania, które przypadły na jego pierwszy tydzień. Ale na szczęście ważne spotkania (na których nie wypadało nic nie zjeść, bo byłoby to źle widziane) się już skończyły i z radością udało mi się rozpocząć kolejny post. Mam tu na myśli nie sam okres liturgiczny, co pewnego rodzaju wstrzemięźliwość. Przywołana radość towarzysząca temu doświadczeniu nie jest przesadzona. Od kilku lat bowiem, od kiedy udaje mi się praktykować post na serio (rezygnując na krótki okres 7 do 10 dni z jedzenia w ogóle) ku mojemu zaskoczeniu odkryłem same dobrodziejstwa tego czasu.
Zacznę od bardziej przyziemnych: Jednym z nich jest to, że dzięki rezygnacji z jedzenia, cieszę się nader dużą przestrzenią wolnego czasu, który można dobrze spożytkować np. na modlitwę lub dobrą lekturę. Właśnie skończyłem pewną intrygującą książkę, której jakoś nie mogłem skończyć z powodu nawały różnych zajęć, ale o niej samej innym razem napiszę.
Drugim niezwykłym dobrodziejstwem tego czasu jest pewnego rodzaju oszczędność środków, które można przeznaczyć na godniejszy cel. Kolejnym, który odkryłem już dawno jest to, że o pustym żołądku doskonale się śpi. Nigdy nie śpię tak dobrze jak właśnie w czasie postu. Wreszcie ostatnie z przyziemnych doświadczeń to prawdziwa euforia, która towarzyszy takiemu okresowi wstrzemięźliwości od jedzenia. Nie traktuję jej w sensie duchowym, tylko czysto ludzkim, ale ma to także swoje przełożenie na kontekst duchowy. Mianowicie widzę, że kiedy udaje mi się trwać w poście mam w sobie mniej ociężałości a więcej cierpliwości i radości niż zazwyczaj. Różnica od strony duchowej naprawdę jest znaczna. Może dlatego, że post niesie za sobą pewną dozę wewnętrznej wolności, a zarazem zmniejsza pewną ociężałość. Oczywiście nie bez znaczenia jest motywacja z jaką podejmuje się praktykę postu.
Jak wspomniano wyżej więcej czasu przekłada się na więcej przestrzeni modlitwy. Nie musi oczywiście. To już kwestia wyboru i tego jak rozdysponujemy ten czas. Ale skoro już o modlitwie mowa czas postu jest tym czasem w którym szczególnie dobrze mi się medytuje. Polecam zatem wszystkim medytującym…
Podobnie rzeczone uczucie wolności i lekkości towarzyszy mi przez cały czas postu i dotyczy zarówno ciała jak i ducha. Również, co łatwo dostrzec, praca umysłowa staje się łatwiejsza, dzięki większemu skupieniu, które post moim zdaniem ułatwia. Co do pracy fizycznej nie wiem, bo za dużo jej w tym czasie nie wykonywałem (poza mało istotnymi drobiazgami), więc o to musicie zapytać osoby pracujące fizycznie.
Stąd rodzi się we mnie pytanie: Czemu można przypisać te doświadczenia właściwe dla postu? Uczestnicząc kiedyś w Tynieckim opactwie w tygodniowych rekolekcjach „bez jedzenia” jeden z prowadzących je mnichów tłumaczył to prosto, mówiąc: „Ponieważ procesem trawienia rządzi mózg, ustanie tego procesu powoduje, że mózg jest w stanie spoczynku, niejako na wakacjach”. Zaś lekarz, który także był obecny na tych rekolekcjach dodał, że: „w rzeczywistości funkcjonowanie trawienia zależy nie tyle od mózgu, co od mechanizmów hormonalnych i autoregulacji. Wystarczy, że w okresie postu układ trawienny zna narastający odpoczynek: około dziesięciu godzin po posiłku ustanie skurczów powoduje, że znika uczucie głodu; pięć lub sześć godzin później, glukoza przestaje być dostarczana bezpośrednio z trawienia i zaczyna być produkowana z zapasów glikogenu znajdujących się w wątrobie. Od tego momentu ciało wykonuje pewien rodzaj pracy nad sobą, w zamkniętym obiegu, stając się dla siebie źródłem energii, którą zużywa. Zamiast rozkładać i przyswajać pożywienie pobrane z otoczenia, człowiek wchodzi w stan braku przemocy oraz odcięcia się od świata zewnętrznego. Ten fizjologiczny odpoczynek, to względne wyizolowanie, ten rodzaj samowystarczalności i niezależności w szczególny sposób sprzyjają wszelkiej aktywności ciała i duszy. Jedzenie trzy razy dziennie to narzucanie organizmowi niemal bez przerwy pracy przyswajania pokarmów. Nawet lekki i w małym stopniu świadomy, jak miałoby to miejsce w najlepszym z przypadków, ów mozół trawienia, ciąży pomimo to nieprzerwanie na psychice. Właśnie od tego ciężaru uwalnia post”. Które wyjaśnienie jest Wam bliższe sami musicie wybrać.
Niemniej wiadomo (i mogę to zaświadczyć w oparciu o własne doświadczenie), że dobre samopoczucie i radość są najszybszym i najbardziej odczuwalnym skutkiem prawdziwego postu. Z perspektywy dłuższego czasu, dostrzegam również ogromny wpływ tej praktyki na całe (przynajmniej moje) życie duchowe. Ale inne osoby mające podobne doświadczenia dzielą się podobnym świadectwem, więc wydaje się ono wiarygodne.
Jest także sfera psychologiczna! Poza przestrzenią, której post dotyka bezpośrednio, wpływa on mocno na ogół uczuć. Wspomniałem już o pewnego rodzaju euforii i radości, która zawsze towarzyszy moim dniom postu. Nie mam jednak wątpliwości, że post ma moc stępiać ostrze codziennie oddziałujących na mnie uczuć takich jak jakiś niepokój, zdenerwowanie czy brak cierpliwości, nie mówiąc już o próżności – ulubionym grzechu szatana. Nie będzie w tym nic odkrywczego – bo pisali o tym już Ojcowie Pustyni – że zwyczaj poszczenia działa bardzo uspokajająco na wszystkie instynktowne odruchy człowieka. Opanowanie w pewien sposób podstawowego apetytu – jedzenia, pozwala też lepiej panować nad innymi odruchami. Nie mam wątpliwości, że zachęta Chrystusa do postu, którą słyszymy z ust Mistrza na początku okresu Wielkiego Postu nie jest przypadkowa. Nikt lepiej niż Chrystus nie wie o tym, że przez post człowiek, jak gdyby stawał się bardziej sobą, mniej zależnym od rzeczy zewnętrznych oraz popędów, które w nim działają a przez to bardziej wolnym. A czy właśnie nie o odkrycie i poszerzenie tej przestrzeni duchowej wolności w poście chodzi?
Nie będę już rozwodził się nad wpływem na zdrowie fizyczne praktyki postu, choć z punktu widzenia chrześcijańskiego nie wolno i tej sfery lekceważyć. Wszak nasze ciało będąc świątynią Ducha Świętego od strony zdrowotnej też wymaga dbałości. Po raz pierwszy wszedłem na serio w tę praktykę postu, o której piszę przed około ośmiu laty. I choć niektórzy z moich współbraci, czas, w którym rezygnuję całkowicie z jedzenia opatrują komentarzem: „Dziwactwo”, dzisiaj wiem, że Ojcowie Pustyni zalecając post jako dobre lekarstwo na choroby naszego ducha i współczesnego świata nie mylili się ani trochę.
Komentarze
Prześlij komentarz