Pedagogia Boga

Dom faryzeusza Szymona. Wspólny posiłek. Jedno z wielu spotkań Jezusa z ludźmi. Ewangelia ukazuje troje bohaterów: gospodarza miejsca - faryzeusza Szymona, kobietę (wedle opinii innych jawnogrzesznicę) i Jezusa.

Bez wątpienia można powiedzieć, że Szymon jakoś wyróżniał się wśród faryzeuszów zapraszając Nauczyciela na ucztę. Początkowa otwartość Szymona szybko jednak ustępuje miejsca dystansowi a nawet pewnego rodzaju zgorszeniu, które rodzi się w jego wnętrzu. Dochodzi nawet do tego, że Szymon w sercu kwestionuje autorytet Jezusa. „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co to za jedna i jaka to jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”.

Te słowa odsłaniają prawdę o faryzeuszu. Nie ma odwagi powiedzieć głośno, co myśli, lecz za zewnętrzną otoczką gościnności kryje się pewien dystans lub nawet wrogość wobec Chrystusa. Nie trzeba długo czekać, aby Chrystus wykorzystał tę sytuację do przekazania swojej nauki. Opowiadając krótką przypowieść, nie tylko demaskuje obłudę faryzeusza, ale czyni coś wręcz niesłychanego: właśnie tę grzesznicę ukazuje, jako wzór miłości i gościnności.

Jaka jest nasza otwartość na Boga – to pierwszy temat do przemyślenia, który nam podsuwa dzisiejsza Ewangelia? Czy jest pełna? Czy dajemy Panu Bogu pełną swobodę działania w naszym życiu, godząc się, aby On nas prowadził wedle swojej woli, nawet jeśli to nie zawsze przystaje do naszych wyobrażeń, planów czy pragnień? A może jest tylko powierzchowna? A pod nią kryje się częsty bunt i niezgoda na to, co nas spotyka, na nasze życie, na drogi, jakimi nas Bóg prowadzi? Może to postawa ograniczona do zewnętrznej poprawności i praktyk, ale uświadamiająca mi, że moje serce już dawno przestało płonąć miłością i entuzjazmem prawdziwego dziecka Bożego. Zwłaszcza te dwie ostatnie postawy są niebezpieczne dla ducha, bo albo będą owocowały niezadowoleniem i ciągłym narzekaniem, zabijając w nas radość, albo religijnym samozadowoleniem, pychą i skłonnością do oceny i obmowy innych. Tymczasem ani jedna ani druga postawa nie ma wiele wspólnego z Ewangelią. Bóg nie oczekuje od nas 100% poprawności. On jest Miłością, która czeka na miłość. Jest ogniem, który chce zapalać nasze serca. A w sercu płonącym miłością do Chrystusa nie ma miejscu na żal, na bunt, na osądzanie czy porównywanie się z innymi. Jest ufne powierzenie się Jego woli i prowadzeniu. Jest gotowość, żeby On posługiwał się mną, jako swoim narzędziem dla budowania i umacniania innych. Lecz innym mogę dać jedynie to, co sam posiadam. Jedynie to, czym pozwolę się Chrystusowi wypełnić. Dlatego św. Paweł przestrzega przed zamknięciem się na Bożą łaskę.

Dlaczego Chrystus stawia tę kobietę za wzór? Bo w jej postawie jest pasja, namiętność, czułość, żar! Jej łzy są nie tylko są oznaką wzruszenia, ale i zachwytu miłością, jakiej doświadczyła ze strony Jezusa a także znakiem pokuty i skruchy. Apokalipsa przestrzeże nas słowami Boga: Mam przeciw tobie to, że odstąpiłeś od twej pierwotnej miłości”. (Ap 2,4) Jak często zdarza nam się zapłakać wobec wielkiej miłości Boga, którą odnajdujemy w Piśmie Świętym, wobec Jego cierpliwości dla naszych grzechów czy niewierności i miłosierdzia, jakie nam nieustannie okazuje? Tylko nasza osobista bliskość z Jezusem, zażyłość z Nim uzdrawia i chroni nas od pobłądzenia w naszym życiu i pomaga odnaleźć harmonię ciała i ducha, pokój i radość, których nam tak często brakuje a które przecież powinny być znakami rozpoznawczymi Jego uczniów.

Jezus pomaga zarówno „porządnemu” Szymonowi, jak i grzesznej kobiecie. On wobec każdego stosuje inne metody, aby ukazać mu prawdę i pomóc poukładać swoje życie. Taka jest miłość. Dla niego każdy, nawet najbardziej zagubiony w życiu, poraniony, czy ten kto stracił sens ma szansę. Potrzeba tylko jednego, abyśmy na tę szansę i łaskę, jaką daje nam Chrystus się otworzyli. Abyśmy pozwolili z zaufaniem poprowadzić się takimi drogami, jakimi On chce nas prowadzić. Nie ma wątpliwości, że to są najlepsze dla nas drogi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Przyjść do Jezusa

Terapeutyczny wymiar medytacji