Moja wiara jest drogą

I tak oto znów Pan Bóg daje mi na początek dnia swoje słowo, słowo, które jest szczególnie bliskie memu sercu, bo towarzyszy mi nieprzerwanie od trzydziestu lat. Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy zagościłem w klasztorze ojców benedyktynów w Tyńcu, podczas moich studiów w Krakowie, to właśnie ten cytat, zaczerpnięty z duchowego testamentu Izajasza witał wchodzących do domu gości, którzy przybywali, aby odbyć swoje rekolekcje.

Albowiem tak mówi Pan Bóg, Święty Izraela:

W nawróceniu i spokoju jest wasze ocalenie,

w ciszy i ufności leży wasza siła. [Iz 30,15]

To ważne przypomnienie, że w każdym czasie jesteśmy wezwani do nawrócenia a jedocześnie słowo, które wzywa nas do przestawienia akcentów. Tak często bowiem sami obmyślamy sobie różne strategie, również te dotyczące życia duchowego, czy naszego nawrócenia, przemiany naszego życia. I tak często z tych planów niewiele wychodzi. A potrzeba – jak mówi Jezus – tak niewiele, albo tylko jednego: z ufnością złożyć swoje życie w Bogu i w ciszy wsłuchać się w to, jaki plan On dla nas przygotował a potem iść za tym głosem. Tylko tyle i aż tyle…

Jest taki apoftegmat, który opowiada o tym, że ktoś zapytał abba Antoniego: "Czego powinienem przestrzegać, aby podobać się Bogu?" Starzec mu odpowiedział: "Przestrzegaj tych moich nakazów: dokądkolwiek pójdziesz, zawsze miej Boga przed oczami; cokolwiek robisz czy mówisz, opieraj to na Piśmie Świętym; a gdziekolwiek raz już zamieszkasz, nie odchodź stamtąd łatwo. Tych trzech rzeczy przestrzegaj, a będziesz zbawiony".

Niby prosta nauka, żadna wyszukana teologia. Okazuje się jednak, że proste wskazówki bywają najtrudniejsze. Abba Antoni uzmysławia nam, że zanim usłyszymy mądrą naukę, wpierw warto wiedzieć, czego chcemy od życia. Można słuchać wspaniałych nauk duchowych, ale jeśli człowiek nie wie, do czego powinien je wykorzystać i odnieść, na niewiele się one nie przydadzą. Zanim zatem pojawi się pytanie, musi pojawić się pragnienie. Dla chrześcijanina zaś tylko jedno pragnienie powinno być dominujące: jak żyć, aby podobać się Bogu? Antoni odpowiada na to pytanie w trzech punktach:

  • "Dokądkolwiek pójdziesz, zawsze miej Boga przed oczami". Chodzi tutaj o pamięć o Bogu w każdej sytuacji życia. To fundament. Ta pamięć to nic innego jak odpowiedź na przykazanie miłości. Kiedy kogoś kocham – nie zapominam o nim! Ta pamięć przenika moje serce, moją duszę, moje działania. W stosunku do Boga, to krok, bez którego nie da się dojść do zjednoczenia z Nim. Jak to uczynić w życiu pełnym gonitwy, ciągle piętrzących się terminów, spraw do załatwienia? Dla mnie odpowiedzią na to pytanie stała się medytacja, modlitwa Jezusowa. I znów niby prosta metoda modlitwy, ale wcale nie łatwa, lecz bez wątpienie potrafiąca sprawić cuda z naszym „brakiem pamięci” o Bogu.

 

  • "Cokolwiek robisz czy mówisz, opieraj to na Piśmie Świętym". Drugi punkt, wskazuje na umiłowanie Bożego Słowa. I znowu przypominają mi się tutaj słowa św. Hieronima: „Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością Chrystusa”. Bynajmniej nie chodzi tutaj jednak o bezmyślne czytanie całej Biblii, żeby tylko przeczytać, czy o uczenie się jej na pamięć. Chodzi raczej o wierność temu Słowu. I w tym miejscu punkt drugi łączy się z pierwszym. Najpierw musi być miłość do Boga i chęć życia w zjednoczeniu z Nim a wówczas zasłuchanie w słowo Boże stanie się tego konsekwencją. Kto z nas nie lubi wsłuchiwać się w to, co mówi do nas osoba kochana przez nas i dla nas ważna?

 

  • "Gdziekolwiek raz zamieszkasz, nie odchodź stamtąd łatwo". Często i niestety błędnie to wezwanie Antoniego rozumiemy, jako odniesienie do tego, co zewnętrzne, jako wezwanie do odnalezienia swojego miejsca tam, gdzie Bóg nas obecnie postawił: w pracy, w konkretnych warunkach życiowych, relacjach z innymi. Czasem, gdy coś nam nie wychodzi mamy pokusę, aby to zmienić, aby od tego uciec a tym czasem Antoni wzywa do odkrywania tego, do czego Pan Bóg nas wzywa tu i teraz. I owszem jest to zapewne ważny aspekt naszego powołania. Ale ważne, aby w tej zachęcie Antoniego odnaleźć to, co jest stokroć ważniejsze. Benedykt określa to mianem „zamieszkania u siebie”. To, z czym najczęściej dzisiaj spotykam się w mojej posłudze spowiednika, czy towarzyszenia duchowego to pokusa ucieczki od… siebie. A to właśnie w zgodzie na to, kim jestem i na to, co odkrywam w moim wnętrzu jest pierwszy i zasadniczy krok do zgody na swoje życie. To właśnie przed tą ucieczką od siebie i od prawdy o sobie przestrzega nas abba Antoni i wzywa jednocześnie do wytrwałości w odkrywaniu tej prawdy. Może nie zawsze będzie ona dla nas radosna i przyjemna, ale ostatecznie tylko w tej prawdzie o sobie mogę spotkać Boga obecnego w moim życiu i pragnącego przemieniać moje życie takim, jakim ono jest a nie takie, jakie sobie wymyśliłem. Dlatego dla mnie wezwanie św. Antoniego jest potwierdzeniem słów proroka Izajasza przywołanych na początku i inspiruje mnie do ciągłego odbywania podróży w głąb siebie i poszukiwania tam obecności Boga. To jest też droga do pokoju serca.

Moja wiara jest drogą. To droga, która ma dwa wymiary, jeden w głąb siebie, drugi na zewnątrz. Dzisiaj po latach różnych doświadczeń, błędów, błądzeń i powrotów mogę stwierdzić z całkowitą pewnością, że miedzy tymi dwoma wymiarami drogi musi istnieć pewna równowaga. Wówczas każdy z nich będzie prowadził do spotkania z Bogiem. Z jednej strony będzie do Niego prowadziła droga w głąb siebie, gdzie trzeba zgodzić się na pewnego rodzaju samotność, więcej trzeba polubić swoje własne towarzystwo  a także zgodzić się na długie etapy podróżowania w ciszy bez słów, gdyż to w ciszy najmocniej ujawnia się prawda o nas. Z drugiej strony w każdym napotkanym człowieku chcę widzieć Pana Boga. I w tym wymiarze realizuje się to, o czym mówi Chrystus: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili” [Mt 25,40]. Czasem to „czynienie” może wydawać się pozorną bezczynnością, bo bywa i tak, że jedyne, co możemy dać innym to czas, wysłuchanie ich, pobycie z nimi w ciszy. Ale odnajduję Chrystusa również w tym, co inni robią dla mnie, ofiarowując mi swoją obecność, swój czas czy też duchowe wsparcie.

A tak przy okazji łączę się duchowo z Marcinem pielgrzymującym Camino de Santiago. Gdy wsłuchuję się w jego komentarze zamieszczane przy okazji pielgrzymowania przypomina mi się moja własna pielgrzymka do Santiago, chyba jedna z najlepszych, jakie w życiu odbyłem. Od tego wydarzenia mija już dziesięć lat. Później chciałem powtórzyć tę drogę na rowerach w towarzystwie alumnów, ale skończyło się tylko na Rzymie.

Jeśli ktoś nie miał okazji iść do Santiago de Compostela to zapewniam, że to wspaniała okazja do odkrywania śladów Bożej obecności we wszystkim, co nas otacza, nie mówiąc już o napotkanych na wspólnej pielgrzymiej drodze ludziach. Ci, którzy przeszli choćby fragment szlakiem jakubowym mówią, że to przede wszystkim pielgrzymka w głąb siebie, w głąb własnej duszy. To pokonywanie własnych słabości i czas na rozmowę z innymi, napotkanymi po drodze ludźmi, rozmowę z Bogiem, i wreszcie, co wcale nie mniej ważne a zarazem bezcenne na drodze wiary - rozmowę z samym sobą.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Przyjść do Jezusa

Czujność to dynamiczne, wzajemne oddziaływanie serca i zmysłów

Terapeutyczny wymiar medytacji