Magnificat

Dzisiejsza uroczystość zaprasza nas do wyśpiewania wraz z Maryją wielkiego dziękczynienia Bogu za wielkie rzeczy jakich dokonał i dokonuje nieustannie. Hymn uwielbienia wyśpiewany przez Maryję jest nie tylko konsekwencją widzenia Bożego działania w historii zbawienia jak i w życiu samej Maryi czy też Jej najbliższych, ale staje się dla nas wciąż aktualną lekcją odkrywania działania Boga w naszym życiu i trwania w dziękczynieniu za to, że historia zbawienia wciąż trwa a my jesteśmy zaproszenia do współtworzenia tej historii z Bogiem...

Wielbi dusza moja Pana
I raduje się duch mój w Bogu , moim Zbawcy

Bo wejrzał na uniżenie
Swojej Służebnicy.

Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą
Wszystkie pokolenia

Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny,
Święte jest Jego imię.

A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
Nad tymi, co się Go boją.

Okazał moc swego ramienia
Rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.

Strącił władców z tronu,
A wywyższył pokornych.

Głodnych nasycił dobrami.
A bogatych z niczym odprawił.

Ujął się za swoim sługą, Izraelem,
Pomny na swe miłosierdzie.

Jak przyobiecał naszym ojcom,
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki. (Łk 1, 46-56)

wniebowzięcie NMP

Uwielbiać Boga… Oto najważniejsze i najbardziej owocne zajęcie w życiu… Jest to „święty fundament”, który pozwala sensownie, efektywnie i twórczo funkcjonować w codzienności. Dzięki modlitwie uwielbienia możemy doświadczać kojącego uzdrowienia, dobrego odreagowania i uwolnienia od wielorakich zniewalających sieci. Dokonuje się wewnętrzne zrównoważenie uczuć i myśli. „Niedomiary” i „nadmiary” zaczynają tworzyć harmonijną całość, w której wszystkiego jest „tyle, ile trzeba”.

Najlepszy przykład takiej postawy daje nam Maryja, która całym sercem wyśpiewała hymn: „Wielbi dusza moja Pana”. Są to pierwsze słowa radosnej pieśni, która zapisana jest w Ewangelii według św. Łukasza (por. Łk 1, 46-56). Nie chodzi o dokładny zapis stenograficzny, ale z dużym prawdopodobieństwem modlitwa skomponowana w tym stylu mogła często pojawiać się na ustach Maryi. W starożytności i w średniowieczu wielu ludzi znało Psalmy i duże fragmenty Pisma Świętego na pamięć. Był to naturalny budulec w modlitwach wznoszonych do Pana. Ponadto, Maryja pochodziła z rodu kapłańskiego i wedle tradycji apokryficznej pewien czas spędziła przy Świątyni Jerozolimskiej.  

Maryjne uwielbienie jest wzorcem, który pozwala przezwyciężyć dwie częste pokusy. Z jednej strony jest to nasycone beznadzieją tkwienie w świecie „szarej powtarzalności”. Stałe prace, obowiązki i problemy wywołują efekt przytłoczenia i nerwowej niecierpliwości. Codzienność przypomina odbywanie kary w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Niektórzy usiłują znaleźć iluzoryczną odskocznię w używkach lub przygodach, aby zapomnieć o „dołującej szarości”.  

Jest też druga pokusa, zupełnie innego rodzaju. Tym razem intuicja jest bardzo dobra, ale konkretna realizacja jest niezbyt szczęśliwa lub wręcz szkodliwa. Chodzi o błędnie rozumianą „modlitwę uwielbienia”. Spotkanie z Panem ogranicza się wtedy do niekontrolowanego wyrażenia emocji, które spontanicznie wyrzucane są na zewnątrz poprzez słowa i gesty ciała. Takie działanie daje początkowo efekt uwalniającego odpłynięcia  czy odreagowania, swoistego katharsis. Niestety, potem we wnętrzu nie ma głębokiego duchowego pokoju, lecz dominuje emocjonalne rozkojarzenie. Po ochłonięciu daje o sobie znać głód kolejnej dawki emocji. Najsmutniejsze są zachowania nacechowane poczuciem wyższości, które nie rzadko można dziś spotkać u przedstawicieli niektórych ruchów charyzmatycznych. Jest to zaprzeczenie ewangelicznego uwielbienia, które powinno być przeniknięte pokorną miłością. 

Aby nie ulec tym dwom pokusom, najlepiej brać przykład z Maryi, która jest mistrzynią uwielbienia Boga. Najpierw warto zwrócić uwagę, że pierwsze wezwanie w Maryjnym hymnie po grecku brzmi megalynei. Słowo to pochodzi od słowa „wielkość” (megalos to po grecku wielki). Tak więc uwielbiać znaczy dosłownie „czynić wielkim”, „wysławiać wielkość”.  Rdzeniem zdrowej modlitwy uwielbienia jest wysławianie w sercu wielkości Boga. Ten akt może być wyrażony poprzez spokojne słowa, lub bezsłowne trwanie w ciszy lub też emocjonalne gesty. Istotne znaczenie ma jednak to, co dzieje się we wnętrzu człowieka. Tylko człowiek, który w głębi serca uznaje się za małego i nie ma ambicji wielkości, może uznać wielkość  Boga. Znaczy to, że Bóg jest  prawdziwie uwielbiany tylko wtedy, gdy serce modlącego się jest przeniknięte pokorą. To wewnętrzne nastawienie jest ważniejsze od wszelkich zewnętrznych form ekspresji.

Istnieje jeszcze jeden fundamentalny wymiar „świętego uwielbiania”. Otóż Maryja nie zatrzymuje się na poziomie „własnej spontaniczności i twórczości”, ale  wypowiada  słowa, które są mocno zakorzenione w słowie Boga. W jej ustach z mocą wybrzmiewają Psalmy i różne odniesienia do Starego Testamentu. Zwłaszcza Psalmy są rewelacyjną formą i zarazem szkołą modlitwy uwielbienia. Z ich pomocą nasze uwielbienie nabiera duchowej głębi, wpisując się w wielowiekowy strumień wołania do Pana. Nie grozi wtedy emocjonalna powierzchowność. Zewnętrzna ekspresja uwielbienia staje się odzwierciedleniem głębokich uczuć. Odmawianie Psalmów, lub inspiracja nimi, jest także szczególną ochroną, wręcz swoistym „egzorcyzmem”, który chroni przed złymi myślami i różnymi diabelskimi pokusami i atakami.

Tak więc specyfiką uwielbienia na wzór Maryi jest: uznanie wielkości Boga, pokorne uniżenie i zakorzenienie w słowie Bożym. Dzięki temu życie nabiera żywych barw. Emocje są też ważne, ale mają znaczenie drugorzędne, jako czynnik wspierający duchowe zjednoczenie z Bogiem.  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prawdziwe "ja" - dar od Boga

Zdrada

Przyjść do Jezusa